facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2012 - styczeń
BIOETYKA. Prawo do bezprawia

ks. Paweł Bortkiewicz TChr

strona: 16



W poprzednim numerze Don BOSCO przywołana została historyczna tradycja kształtowania się praw człowieka. U jej źródeł akcent padał na fakt bycia człowiekiem (co dotyczy każdego z ludzi) jako podstawę godności i praw osobowych. W czasach Oświecenia wyłonił się natomiast swoisty cień państwa jako gwaranta praw człowieka, jako jego stróża i interpretatora. I tu zaczynają się kłopoty…

Dzisiaj oczywiście, w kontekście praw człowieka, przywoływana jest koncepcja nowożytna. Wszak to ona jest „oświecona”. A wraz z nią przywoływane są nowożytne traktaty i dokumenty. Nie zawsze zauważa się natomiast w symfoniach zachwytu nad nimi, że nie są one spójne. Przynajmniej, jeśli idzie o koncepcję państwa, można zauważyć w nich dwie wizje.

Wedle pierwszej z nich, państwo, choćby było nawet najlepsze i tak stanowi zagrożenie dla człowieka. Jest tak dlatego, że państwo ma stałą skłonność rozszerzania zakresu swojej władzy nad jednostką. To właśnie dlatego pojawia się konieczność wyznaczenia państwu jednoznacznych granic. Poza granicami, które nie mogą przez państwo być przekroczone, znajduje się swoista enklawa uprawnień jednostek. W tej enklawie człowiek, obywatel może mówić, co chce, wyznawać religię, jaką chce, cieszyć się nietykalnością osobistą. I jest w tym wszystkim pewny, że nie zostanie skazany bez procesu ani poddany torturom itd.

W drugiej wizji – państwo jest potraktowane zgoła inaczej. Nie jest zagrożeniem dla obywatela, ale wręcz przeciwnie, to ono stanowi gwarancję bezpieczeństwa i dobrobytu oraz narzędzie realizacji rozmaitych roszczeń. Zakłada się tym samym, że jako obywatel mogę zasadnie zgłaszać takie roszczenia, a są one niezbędne, by zrealizować bezpieczeństwo i dobrobyt. Właśnie te roszczenia nazywa się prawami.

Czym zatem są prawa? Albo raczej do czego człowiek jako obywatel tak rozumianego państwa ma prawo? Ma prawo do tego, aby państwo zagwarantowało mu opiekę zdrowotną. Brak tej opieki oznacza bowiem wielorakie zagrożenia – bez niej zagrożone jest człowieczeństwo, bezpieczeństwo socjalne, wykształcenie, dobre samopoczucie, możliwość samorealizacji, spełniania się i tym podobne.

Oczywiście, obie wizje nie są możliwe do pogodzenia. Albo bowiem państwo będzie potraktowane jako potencjalne zagrożenie, które winno być minimalizowane i ograniczane. Albo przeciwnie, państwo zostaje sprowadzone do instytucji dobroczynnej.

W państwie wrogim obywatelowi, w państwie będącym zagrożeniem, to, że mam prawo do czegoś oznacza, że mogę to robić, bez sankcji i konsekwencji ze strony państwa. Wedle drugiej, „mam prawo do czegoś” znaczy „powinienem to mieć i państwo musi mi dostarczyć”. Mimo tej sprzeczności, nie do pogodzenia i niemożliwej do realizacji obie wizje państwa żyją równolegle w naszej świadomości.

Kiedy słyszymy głosy „mam prawo do aborcji” oczekuje się, że państwo przyzwoli na zabijanie nienarodzonych. Kiedy indziej traktuje się to prawo w kategoriach swobody ekspresji, wyrażania publicznie swoich na przykład upodobań seksualnych. Stąd marsze na przykład homoseksualistów, domagających się… no właśnie. Domagających się nie tylko prawa do swoich poglądów, ale prawa roszczeń do państwa jako instytucji dobroczynnej. Miarą tej dobroczynności miałoby być przyznawanie parom homoseksualistów dzieci z jakiejś puli do zaspokojenia ich potrzeb.

Bardzo płynna jest granica między tymi wizjami państwa i tymi płaszczyznami roszczeń. Zauważmy, że nie jest to proces możliwy do logicznego spełnienia. Jak spełnić „prawo człowieka” do aborcji i – w tym samym państwie – „prawo człowieka” do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Im bardziej państwo byłoby skłonne „dobroczynnie” rozdawać dzieci, tym bardziej będzie narażać się na zarzut nadmiernego ingerowania w życie człowieka i nierespektowania powszechnie choćby „prawa do aborcji”!

Przytaczam absurdalny przykład, ale same owe „prawa” są absurdalne. Jeśli odrzucić prymitywne oświeceniowe rozdawnictwo „praw” człowieka, a sięgnąć do praw wynikających z faktu bycia człowiekiem, z wewnętrznej natury, istoty człowieka – sprawa ulegnie radykalnej zmianie. W miejsce wielu absurdalnych praw i roszczeń pojawi się katalog praw chroniących godność osoby ludzkiej – a wśród nich pojawi się nade wszystko pierwsze spośród tych praw – prawo do życia.

Warto zatem spojrzeć na konsekwencje, promowanych praw „oświeceniowych”, które często mogą stanowić zagrożenie dla elementarnych praw osoby ludzkiej. Warto zastanowić się nad tym, czy „prawo do aborcji” tak naprawdę jest prawem w społeczeństwie demokratycznym, gdzie mniejszość (nienarodzeni) winna być chroniona. Czy prawo do zmiany płci jest prawem, skoro po pierwsze faktycznie jest niemożliwe do spełnienia, a po drugie – godzi w elementarną tożsamość człowieka? Czy prawo do legalizacji związków homoseksualnych jest prawem – skoro nie chodzi tutaj o zrzeszenia czy związki zawodowe, ale o związki o większych uprawnieniach niż małżeństwa?

Czy prawo do bezprawia ma być faktycznie prawem człowieka?