facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2009 - lipiec/sierpień
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ponad prawa i obowiązki

ks. Marek Chmielewski SDB

strona: 10



Gdy rozbiła się butla z oliwą Janek Bosko nie dochodził swych praw do beztroskiego dzieciństwa. Wziął na siebie odpowiedzialność.

Pewnego dnia mama Małgorzata wybrała się na targ do miasteczka. Zamierzała sprzedać kilka produktów i zakupić najpotrzebniejsze rzeczy. Mały Janek Bosko pozostał w domu z nieco starszym bratem Józefem. Czas płynął im wśród figli i wesołych zabaw aż do chwili, gdy Janek wspiął się na stół, aby sięgnąć po butlę z oliwą, stojącą na wysokim kredensie. Złapał ją tak nieumiejętnie, że spadła i z brzękiem potłukła się o glinianą posadzkę. Po chwili przerażenia umysły chłopców zaczęły szukać wyjścia z trudnej sytuacji. Najpierw sprzątanie, wycieranie oleju, poszukiwanie innej butli. Na nic. Olej wsiąkł w glinę i stał się wielką czarną palmą. „Powiemy, że to kot strącił butlę, albo przeciąg” – podpowiadał chłopcom rozgorączkowany umysł. Na nic. Kłamstwo bolało i wierciło gdzieś w brzuchu. Chłopcy stali się markotni. Rozeszli się po kątach. Po namyśle Janek znalazł na podwórku elastyczną witkę. Kozikiem ponacinał na niej ozdoby. Tak uzbrojony wyruszył polną drogą, matce naprzeciw. Kiedy wracała zmęczona późnym popołudniem spotkała syna ze spuszczoną głową. W kilku słowach powiedział prawdę o oliwnej tragedii i dał mamie swój kijek, aby go ukarała. Bicia nie było. Tylko łagodne pouczenie i perswazja. I łzy obojga. Dziecka, bo było wolne od bólu fizycznego, od uczuciowego odtrącenia i jednocześnie obdarzone zaufaniem. Matki, bo straciła rzecz i kolejne pieniądze – tych wciąż brakowało – aby spotkać się z zaufaniem i prawym sumieniem własnego dziecka.

Prosta historia. Ważna nauka. Jest w nas współczesnych silnie obecna tendencja do obwarowania wielu dziedzin życia kodeksami praw i obowiązków. Odnoszę wrażenie, że w ten sposób próbujemy tanim kosztem zapewnić sobie bezpieczeństwo, a może po prostu realizację celów. Bo przecież, jak jest zapisane, co kto musi i co się komu należy, to wiadomo co kto ma robić. O pewne rzeczy można się dopominać, czegoś na pewno nam nie zabraknie, a jeśli sami coś dać musimy, to dobrze znać tego granice. Co by było, gdyby Malgorzata i Janek tak właśnie myśleli i czuli. Czyż Janek nie miałby prawa do zabawy? Do rozwoju? Do poznawania świata? Czy Małgorzata nie miałaby obowiązku obronić go przed traumą? Czy miałaby prawo, karać dziecko? Przecież ona lojalnie określiła dzieciom ich obowiązki i miała też prawo do chwili wytchnienia wśród znajomych, do bycia z ludźmi, do posłuchania informacji. A czy Janek nie miał obowiązków? Czy miał mieć prawo do wszystkiego? Nawet do bezkarności? Co by z tego wyszło? Z pewnością ani św. Jan Bosko, ani sługa Boża Małgorzata Occhiena.

Dom rodziny Bosko w Becchi nie był krainą utopii. Tam były i prawa, i obowiązki. Dotyczyły one i dzieci, i dorosłych. Wpisywały się w koncepcję rodziny patriarchalnej. Wszystko zaczynało się od Boga, Pana tego świata, który czuwa nad człowiekiem. Boga w rodzinie reprezentował dziad lub ojciec. On poprzez swe decyzje, pracę, troskę o dobytek dawał wszystkim oparcie, wyżywienie, poczucie wartości, słowem bezpieczeństwo. Prowadził dzieci, wyznaczał zawód, wskazywał małżonka. Bywał srogi. Napominał. Wszyscy jednak okazywali mu wdzięczność i posłuch, ufali mu, wiedzieli bowiem, że dobrze przeprowadzi ich po ścieżkach życia. Zbyt autorytarne?
Kiedy Jankowi wcześnie zabrakło ojca, jego rolę przejęła matka. Gdy rozbiła się butla z oliwą Janek nie dochodził swych praw do beztroskiego dzieciństwa. Wziął na siebie odpowiedzialność. Trudny obowiązek. Mógł powiedzieć prawdę, bo ufał mamie. Ona też nie dochodziła swych praw. Podjęła trudny obowiązek bycia matką i zaryzykowała przebaczenie. Zaufała dziecku, bo powiedziało prawdę. Ksiądz Bosko wiele nauczył się z tej lekcji. Kiedy założył oratorium na Valdocco, zrobił wszystko, aby chłopcy i salezjanie czuli się w nim jak w rodzinie. Nie obyło się jednak bez regulaminu. Przy uważnej lekturze odnajdziemy w nim i prawa, i obowiązki oratoryjnej społeczności. Ksiądz Bosko nie zagubił przez to wcale ducha rodzinnego. Dlaczego? Nie opierał życia swej wspólnoty na poszukiwaniu równowagi pomiędzy prawami salezjanów i obowiązkami chłopców i odwrotnie. Zwracał natomiast uwagę na to, aby jedni i drudzy byli posłuszni pewnemu obiektywnemu porządkowi, który bierze początek z samego Boga. Każdy powinien obawiać się utraty więzi z Bogiem. Aby jej nie zagubić, chłopiec, syn, który czyni źle, przyznaje się do winy. Zaś wychowawca, rodzic, aby jej nie utracić, nie może nie przebaczyć dziecku. To Bóg jest ponad prawa i obowiązki. Zbyt autorytarne? Trudno!