facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2009 - lipiec/sierpień
GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Kocham – nie pobłażam

ks. Andrzej Godyń SDB

strona: 13



Rozmowa z prof. Michałem Wojciechowskim – wykładowcą Pisma Świętego na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, pierwszym w Polsce świeckim profesorem teologii, ojcem dwóch synów

Co Biblia mówi o wychowaniu i postawie dzieci wobec rodziców?
Na liście dziesięciu przykazań jest przykazanie „czcij ojca swego i matkę swoją”, co oznacza, że posłuszeństwo dzieci względem rodziców należy do elementarnych, podstawowych obowiązków moralnych. Cześć, która należy się rodzicom jest określana tym samym słowem, jakim Biblia określa cześć wobec Boga. Czyli, że rodzice w jakiś sposób reprezentują Boga wobec swoich dzieci, stąd to posłuszeństwo i cześć są rozumiane wręcz religijnie. Z tego wynika z drugiej strony, że rodzice muszą naśladować wobec dzieci Bożą troskę. Druga rzecz, o której można zapomnieć, to jest miejsce przykazania czci rodziców na tle innych przykazań. Chodzi o kolejność. Stoi ono tuż za przykazaniami dotyczącymi Boga i poprzedza wszystkie dotyczące ludzi. Jest jakby ich punktem wyjścia. Czyli, że cześć rodziców, posłuszeństwo wobec nich jest warunkiem wychowania moralnego. To rodzice powodują przestrzeganie pozostałych przykazań. Jeżeli ktoś będzie posłuszny rodzicom i ich moralnym radom, to wtedy będzie przestrzegał również przykazań następnych. Dziecko dobrze wychowane jest potem dobrym człowiekiem, który właściwie odnosi się do bliźnich, dobrze żyje w małżeństwie itd. Ta kolejność ma charakter przyczynowy.

Czy w Biblii są szczegółowe wskazówki dla rodziców, jak trzeba wychowywać?
Biblia przywiązuje mniejszą wagę do edukacji w sensie wykształcenia, natomiast dużą do wychowania moralnego i religijnego. Dobrym przykładem podstawowych nauk ojca dla syna jest zbiór maksym zawarty w 4 rozdziale Księgi Tobiasza. Zawiera on polecenia czci dla rodziców, postępowania sprawiedliwego, miłosiernego i rozsądnego oraz pamiętania o Bogu. Wskazania praktyczne, zawarte w księgach mądrościowych, obejmowały troskę o potrzebujących, unikanie wad, takich jak lenistwo i pijaństwo, przestrzegały przed złym towarzystwem i występkami seksualnymi. Zadaniem ojca było też wdrożyć dzieci w tradycje religijno-narodowe Izraela. W ich centrum znajdowała się wiara w jedynego Boga Jahwe oraz pamięć o wyjściu z Egiptu i Przymierzu. Celem wychowania nie było zatem nabycie umiejętności, lecz ukształtowanie osobowości, wdrożenie do dyscypliny, nauczenie zasad moralnych i mądrości życiowej.

A metody?
Zwracają tu uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze – wychowanie w przekazie biblijnym jest dość surowe. Rodzice pouczają, wymagają, nakazują i mogą stosować kary fizyczne. Ale – i to po drugie – wynika to z wielkiej wartości, jaką mają dzieci, z miłości i troski o nie. Mimo uznania znaczenia posłuszeństwa, Nowy Testament ostrzega jednak, żeby rodzice nie rozdrażniali dzieci, to znaczy, żeby wymagania nie były stosowane w sposób powodujący złość i sprzeciw.

Surowość jest wyrazem miłości?
Jest takie znane powiedzenie biblijne z Księgi Przysłów (13, 2) „nie kocha syna, kto żałuje rózgi”. Prawie to samo znajdziemy w kilku dalszych miejscach. Pobłażanie ma fatalne skutki w wychowaniu, zarówno chłopców, jak i dziewcząt. Ta opinia o potrzebie kar cielesnych obecnie jest zazwyczaj ignorowana, relatywizowana albo wręcz odrzucana, jako odbicie ówczesnych zwyczajów, a nie woli Bożej. Prawidłowe wyjaśnienie jest bardziej złożone. Pod względem formy literackiej zdania takie są rozmyślnie przesadne. W porównaniu do liczby tekstów o kochaniu dzieci, te o karaniu są stosunkowo rzadkie. Samą formę kary wolno uznawać za kulturowo zmienną, natomiast dyscyplina jest koniecznym warunkiem wychowania moralnego i jeżeli ktoś tę dyscyplinę zaniedbuje, to w gruncie rzeczy wyrządza szkodę swojemu dziecku, bo wyrasta ono na człowieka nieopanowanego, lekceważącego Boże przykazania. Trzeba też pamiętać, że nie było w starożytności sądów dla nieletnich. To ojciec miał powściągnąć siłą złe zachowania syna.

Św. Jan Bosko chciał, by salezjanie nie stosowali kar fizycznych.
W Biblii kara fizyczna jest jednoznacznie uprawnieniem ojca. Być może św. Jan Bosko uważał, że ksiądz, który wychowuje chłopców w internacie, takiego uprawnienia nie ma. Natomiast jasną jest rzeczą, że jeśli uda się wychować dziecko metodami łagodniejszymi, to tym lepiej.

Czy to, co Pismo Święte mówi o wychowaniu pochodzi bezpośrednio od Boga, czy jest wynikiem doświadczeń wielu pokoleń w ciągu setek lat?
Tu nie ma sprzeczności. Pismo Święte jest Słowem Boga, wyrażanym słowami ludzkimi. Bóg posługuje się ludzkim doświadczeniem i do niego się odwołuje. Dyscyplina w wychowaniu to zresztą częściowo doświadczenie uniwersalne wszystkich kultur świata, jeśli wyłączyć współczesne ideologie zachodnie, wpływowe wśród funkcjonariuszy państwa zajmujących się sprawami dzieci. Jeżeli chodzi o cywilizację europejską, to te zasady były przyjmowane bez wahania jeszcze do niedawna. Powiedziałbym, że szczegółowa interpretacja tych zasad z czasem się zmienia, natomiast zasada, że dyscyplina i kary są uzasadnione, pozostaje. Można się co najwyżej spierać, co do rodzajów kar. Wychowanie zwane permisywnym jest z pewnością sprzeczne nie tylko z myślą Bożą, ale i ze zdrowym rozsądkiem. Dyscyplina jest gwarantem więzi między ludźmi. Cyceron zauważył, że bez władzy nie może się ostać ani rodzina, ani państwo, ani wszechświat.

Jednak Stary Testament dzisiejszemu czytelnikowi jawi się jako bardzo surowy, a czasem nawet okrutny.
Oczywiście są w Starym Testamencie teksty sprzeczne z przykazaniem miłości, dlatego Pismo Święte trzeba traktować jako całość i nie wyrywać poszczególnych zdań z ich historycznego, kulturowego i językowego kontekstu. Pojedyncze zdania, które wydają się niepewne, po prostu konfrontujemy z przykazaniem miłości. Jednak surowość w wychowaniu, także kary fizyczne, Stary Testament uzasadnia właśnie wymogami miłości. Bo miłość nie polega na pobłażaniu, jak to się często dzisiaj wydaje. Miłość – to dbanie o czyjeś dobro. Jeżeli czyjeś dobro wymaga ukarania, to trzeba ukarać.

Dziś trudno usłyszeć słowo „posłuszeństwo” w pozytywnym kontekście, zwykle towarzyszy mu pejoratywnie brzmiący epitet „ślepe”, a dyscyplina nieodmiennie bywa „bezduszna”.
To część ideologicznej manipulacji. W życiu społecznym się nie da uniknąć pewnych przykrości. Posłuszeństwo jest oczywiście jego częścią.

W Biblii na szacunek zasługują nie tylko rodzice, ale też starsi. Dziś ten schemat jest w ogóle odwrócony. Dziś mamy kult młodości, staruszek z reklamy jest fajny, bo zachowuje się jak młodzian. To naturalna konsekwencja zmian cywilizacyjnych czy wynik promocji ideologii obcych chrześcijaństwu?
Myślę, że składają się na to dwa czynniki. Pierwszy to zamaskowany strach przed śmiercią i starością, na który ta kultura nie zna odpowiedzi. A druga przyczyna, to stworzenie w czasach nowszych kategorii, która nazywa się młodzież. Tego dawniej nie było. Albo ktoś był dzieckiem i miał prawa dziecka, albo był dorosły i miał prawa dorosłego. Dzieci miały pewne obowiązki, np. pomoc rodzicom w pracy, w wychowaniu młodszego rodzeństwa i stosunkowo małe prawa. Dorośli mieli większe obowiązki, ale też i dużo większe prawa, więc było atrakcyjne przestać być dzieckiem, a stać się dorosłym z jego prawami. Natomiast młodzież, to jest wynalazek ostatnich czasów – ma obowiązki dziecka a prawa dorosłych. To jest oczywiście atrakcyjne.

Dotychczasowa kultura i wychowanie – i to jeszcze w latach stosunkowo nieodległych – kładły nacisk na pracę nad charakterem, obowiązkowość, poświęcenie dla ojczyzny, rodziny, sprawy itp. W Europie Zachodniej wcześniej, a u nas teraz, odchodzi się od takiego rozumienia wychowania.
Komunizm zadziałał tu jak lodówka. Ponieważ państwo było obce, ludzie wycofywali się do życia rodzinnego, a życie rodzinne kontynuowało dawniejsze wzory. W dodatku władza komunistyczna akurat uważała dyscyplinę za potrzebną. Mimo że dyscyplinę społeczną rozumiano fałszywie i realizowano często w sposób zbrodniczy, to samo poczucie, że w życiu społecznym jest ona potrzebna, jest uzasadnione.

A może jest to związane z tym, że rozluźnienie obyczajów ma miejsce tam, gdzie społeczeństwo się bogaci?
Sądzę, że nie. Zamożność wcale nie oznacza bałaganu i braku dyscypliny. Tu nie ma koniecznego związku. Rzeczywista przyczyna braku dyscypliny w wychowaniu i demoralizacji dzieci i młodzieży jest związana z wpływem ideologii. Jest to ideologia laicka oraz postmarksistowska. Ta demoralizacja, jaką obserwujemy, jest skutkiem rozpowszechnienia tych ideologii, także u nas. Postępowcy zwalczają rodzinę, gdyż jest z natury konserwatywna, postulował to już Engels. Wiedzą oni, że człowiek zdemoralizowany częściej na nich właśnie głosuje. Uważam, że niszczenie dyscypliny w rodzinie i szkole ma po części takie podłoże. Ale jest też inne szersze zjawisko. Na Zachodzie, pod pozorem demokracji, mamy ustrój biurokratyczny, gdzie władza państwowa znacznie rozszerzyła swój zakres działania w porównaniu z sytuacją sprzed 100, a tym bardziej 200 lat. Wzrost interwencji w życie rodziny jest wyrazem pragnienia urzędników, żeby wszystko uregulować, nad wszystkim zapanować. Rodzina jest traktowana przez władzę jako konkurent, co zresztą na dłuższą metę może zburzyć całą naszą cywilizację. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat podjęto szereg działań, które w swoich podstawach miały ideologiczny zamysł osłabienia rodziny: ułatwienia dotyczące rozwodów, aborcji. Potem to już poszło jak lawina. Ludzie zniekształceni przez taką politykę: dziennikarze, politycy, artyści itp. popierają i realizują ten model, bo nie znają innego. Większość z nich nie znało normalnej rodziny, nie było szczęśliwym, zdyscyplinowanym dzieckiem.

Sejm właśnie pracuje nad ustawą, która – jeśli wejdzie w życie – pozwoli karać rodziców, np. za wymierzenie dziecku klapsa.
Czy ta ustawa wejdzie w życie, na razie nie wiemy, bo jak projektodawcy się zorientują, że zirytowani rodzice przeniosą głosy na partię opozycyjną, to być może władza się wycofa. Nota bene przeciwnicy karania klapsem to stosunkowo częściej ludzie, którzy dzieci nie wychowywali. Pomysł, żeby zakazać kar fizycznych wobec dzieci, w tym również klapsa, jest kompletnym nonsensem, zarówno dlatego, że jest to kara w pewnych przypadkach celowa, jak i dlatego, że karanie dzieci leży w kompetencjach rodziców, a nie urzędników. Politycy tym się zajmujący myślą totalitarnie, podobnie jak zwolennicy takich ustaw. Drugi pomysł tego projektu jest taki, żeby urzędnicy mogli zabrać dziecko z rodziny bez orzeczenia sądu. To oczywiście otwiera pole dla samowoli i niekompetencji urzędników. Ewentualna szkoda, jaką może wyrządzić dziecku parę klapsów, jest bez porównania mniejsza niż urazy wynikłe z uprowadzenia go przez urzędników i policję. Naturalnym środowiskiem wychowawczym jest rodzina, a państwo jest w dziecinie wychowania uzurpatorem. Oderwanie dziecka od rodziny wyrządza mu ogromną krzywdę, naraża go na cierpienie dużo większe niż zaczerwieniona pupa. Nie ma tu żadnej proporcji. Oczywiście, że istnieje problem pobicia dziecka przez pijanego ojca czy przez konkubenta matki. To są te przypadki, kiedy trzeba chronić dziecko przed szkodą fizyczną, ale tu wystarczy istniejące prawo. Natomiast z całą pewnością formy kar, jakie są praktykowane w znacznej większości polskich rodzin, nie stanowią żadnego powodu do interwencji funkcjonariuszy państwowych.

Mało kto ma jednak dzisiaj odwagę bronić „klapsa” w wychowaniu.
Jak dziecko uderzy się w kant stołu, to nabije sobie guza, jak dotknie palcem kuchenki, to się sparzy i będzie bolało przez dwa dni, jak wsadzi palec między drzwi to siniak zostanie przez tydzień. Klaps przestaje boleć po dwóch minutach. Kara krótka i wyrazista, po której się wraca do normalnych relacji, jest prawdopodobnie mniej przykra niż to, że dziecko zostanie czegoś pozbawione na przyszłość albo że rodzic przez pół dnia się nie odzywa. Kary, które nie mają wymiaru fizycznego, są często bardziej raniące i dotkliwsze w skutkach. Oczywiście, trzeba traktować tego klapsa jako pewnego rodzaju ostrzeżenie, stosować pod pewnymi warunkami. Błędem jest, kiedy rodzice dają się wyprowadzić z równowagi i biją dzieci w gniewie. Wychowawca musi przede wszystkim zachować spokój i dystans. Kiedy dziecko jest niegrzeczne, ale nie ma złej woli, to trzeba je uspokoić, a nie karać.