facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2009 - lipiec/sierpień
GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Posłuszne dzieci? To możliwe! To konieczne!

Mariola Wołochowicz

strona: 23



Z moim mężem Piotrem wychowywaliśmy nasze dzieci w posłuszeństwie. Od początku wiedzieliśmy, że musimy je nauczyć posłuszeństwa, bo to jest dla nich najlepsze. To taka sama potrzeba, jak bycia chwalonym za postępy i utwierdzanym przez rodziców o bezwarunkowej miłości.

Czy tłumaczyliśmy im dlaczego mają być posłuszne? Oczywiście. Stale i na okrągło, starając się nie zrzędzić. Ci, którzy z nami prowadzili kiedyś zajęcia dla rodziców, wpoili nam niezwykle cenną rzecz: nie zawsze musimy wytłumaczyć, dlaczego w danej sytuacji czegoś wymagamy, bo i Bóg nie zawsze wszystko nam wyjaśnia – a przecież posłuszeństwo Jemu zawsze jest dobre i chroni nas przed katastrofą.

Bardzo przemówiła do nas pewna sztuka Teatru TV, w której ścigany przez policję złoczyńca wtargnął do cudzego mieszkania, skrył się za firanką, żeby przeczekać i uprzedził rodziców, że nie zabije nikogo, jeśli oni, zachowując się naturalnie, nie pozwolą wracającym właśnie ze szkoły dzieciom zbliżać się tam i ujawnić go. To umocniło w nas motywację, by wymagać posłuszeństwa. Przecież nasze dzieci też mogą znaleźć się w sytuacji, której nie będą rozumiały, ale wtedy powinny zaufać naszej mądrości i posłuchać. Wyszliśmy więc z założenia, że dzieci muszą słuchać nas zawsze, gdy jasno im to powiemy.

Sprawdzianem posłuszeństwa jest to, czy dzieci zachowują zasady również za naszymi plecami. Nam się to naprawdę udało. Np. dopóki nie wiedzieliśmy, że żółwie Ninja to w istocie płatni mordercy z kultury Dalekiego Wschodu – pozwalaliśmy dzieciom bawić się w nie, a nawet owinęliśmy gąbką kijki narciarskie, by walcząc nie ryzykowały zranień. Gdy jednak dotarło do nas, że kryje się za nimi antychrześcijańska filozofia, wyjaśniliśmy dzieciom, że to się nie podoba Bogu i odtąd rezygnujemy z oglądania tej kreskówki. One przyjęły to bez protestów czy jęków. Po prostu nam ufały, że jak mówimy, że coś jest złe – to jest naprawdę złe, trzeba się trzymać z daleka i koniec. Tę samą ufność mają do dziś, chociaż mogą się z nami w czymś nie zgadzać. Ale jak trzeba podjąć decyzję w jakiejś sprawie – to mimo iż są pełnoletnie – przychodzą po radę do nas (jak dotąd wszystkie mieszkają jeszcze z nami, więc przy pewnej autonomii muszą respektować zasady domu – kiedy odejdą na swoje, będą sami podejmować decyzje a my tylko im towarzyszyć z dala, ewentualnie doradzać).

Jak nam się udało osiągnąć posłuszeństwo? Przede wszystkim poprzez rozmowy. Dzieci zawsze były świadome, czym żyjemy, głośno to wyrażaliśmy, komentowaliśmy, tłumaczyliśmy – traktując zarazem poważnie ich pytania czy wątpliwości (choćby nawet były bardzo naiwne). A wszystko to w atmosferze miłości – one od samego początku słyszały: „Kocham Cię, bo jesteś moim dzieckiem. Cieszę się, gdy jesteś grzeczny i martwię, gdy nie jesteś – ale kocham Cię zawsze tak samo. Na moją miłość nie musisz zasłużyć swoim zachowaniem”.

Logicznym uzupełnieniem była dyscyplina: świadomość, że to rodzice rządzą w domu, a dzieci mają się podporządkować. Dlatego bywały i kary (część z nich dzieci ustalały same, formułując np. „zasady domu” oraz co będzie, gdy je złamią). W fazie „treningu” często dawaliśmy nagrody, aby wzmacniać dobre zachowania. Jasne stawianie sprawy: „jeżeli – to” dawało im wolność wyboru – zachowując ich godność. Ważne też było, że dotrzymywaliśmy obietnic, robiliśmy też „fajne rzeczy”, np. pozwalaliśmy im mieć basenik na balkonie, pomimo, że noszenie wody zostawiało ślady w mieszkaniu, budowaliśmy z nimi prawdziwe igloo ze śniegu i lodu, mrożąc „szyby” na talerzach. Robiliśmy im zmyślne kawały na prima aprilis (np. budziły się w wannie albo w innym stroju niż zasypiały), a bożonarodzeniowych prezentów, piszcząc z przejęcia, szukały np. wg wskazówek zapisanych na karteczkach. Głośno też czytaliśmy co wieczór, gdy leżały już w łóżkach. Jeśli się da, to robimy to jeszcze i dziś. Niebagatelną sprawą było, że traktowaliśmy na serio ich uczucia i poświęcaliśmy obficie czas.

Posłuszeństwo dzieci i szanowanie ostatecznych decyzji taty (podejmowanych często po długich dyskusjach, rozmowach i modlitwie – w poczuciu odpowiedzialności za rodzinę) było dla nas częścią stylu życia uznającej autorytet osoby mającej władzę „na danym terenie”, choćbyśmy się z nią nie zgadzali. Dzieci nauczyły się, że jadąc samochodem, nie przekraczamy prędkości wyznaczonej przepisami, nie robimy nic za plecami księdza, który nas zaprosił do poprowadzenia rekolekcji (a z którym w czymś mogliśmy się nie zgadzać), czy też organizatora warsztatów dla małżeństw, na których mamy gościnne wystąpienia. Od małego wpoiliśmy im, że zasady nie są po to, aby je łamać, ale by ich przestrzegać. I bez twardogłowia i bezmyślnej służalczości trwają w tym do dzisiaj. Nauczywszy się posłuszeństwa rodzicom, łatwiej są posłuszne Bogu.

Gdy zapytałam naszego syna Irka (obecnie 21 lat) o to, co warto przekazać innym rodzicom – odpowiedział: ”Mamo, gdybyście nie inwestowali w nas tak bardzo, gdy byliśmy mali, to teraz już byście nic nie mogli zrobić”. Nasz drugi syn, Daniel (23 lata), powiedział natomiast: „Widziałem, że rodzice wymagają posłuszeństwa dla naszego dobra; sam będę kiedyś własne dzieci wychowywać podobnie”. A córka Magdalena (26 lat) stwierdziła: „Dzięki stawianym przez rodziców granicom, czułam się bezpiecznie. Nauczyłam się odpowiedzialności, a ludzie wokół uważają mnie za godną zaufania. To bardzo cenne”.

Rok temu na letnich warsztatach, prowadzonych przez nas dla rodziców, zaproponowałam, żeby dzieci głośno pomodliły się za swoich rodziców. Były to dzieciaki w wieku od 10 do 14 lat. Krótko przed modlitwą dzieci naszły mnie wątpliwości... Czy nie wykorzystają tego, by modlić się o więcej lodów i swobód dla siebie? Ale dzieci zamiast tego modliły się, by rodzice wzajemnie zachęcali się w wierze, by nie zniechęcali się, by się nie poddawali, by pozostali silni, by nie ustępowali dzieciom, by to oni rządzili dziećmi, a nie na odwrót i… by byli bardziej stanowczy, bo pozwalają dzieciom na zbyt wiele.

Dzieci naprawdę oczekują od rodziców jasnych granic i wysokich wymagań!