facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2006 - wrzesień
ROZMOWA Z... Janem Pospieszalskim

Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB

strona: 10



Rozmowa z Janem Pospieszalskim - muzykiem, publicystą, autorem programów radiowych i telewizyjnych

Ogląda Pan programy telewizyjne?

Zwykle tylko Wiadomości i część publicystyki.

A co Pan pozwala oglądać dzieciom?

Mam Baśkę, która ma 9 lat i Franka, który ma 13. Telewizor rzeczywiście jest elementem reglamentacji w domu, ale trudno powiedzieć, co pozwalam dzieciom oglądać, a czego nie... Trzeba zacząć od tego, że u nas nie jest tak, że telewizor jest włączony cały czas. Nie jest piątym przy stole, nie jest jak żarówka, którą się włącza i żyje się przy tym. Stoi w najmniejszym pokoju, włącza się go bardzo rzadko – kiedy oglądam Wiadomości lub kiedy Baśka wraca ze szkoły i ogląda chwilę jakieś kreskówki. Nam zależy, żeby ta chwila była jak najkrótsza.

Są programy, które Pan im poleca, bo warto je obejrzeć?

Nie, chyba, że chodzi o coś, co dotyczy nas wszystkich, np. ciekawy koncert mojego brata, przyjazd Benedykta XVI. Ale raczej mało jest sytuacji, gdy razem oglądamy telewizję. Przyznam się, że nigdy nie zdarzyło mi się siedzieć z palcem nad programem telewizyjnym i zaznaczać ołówkiem, że to, to i to trzeba zobaczyć. Może to wynika z trybu życia – dzieci mają sporo obowiązków – Baśka ćwiczy na skrzypcach, Franek na pianinie, mają też swoich kolegów i koleżanki, zainteresowania sportowe, nie ma szans, żeby polować na jakiś program, który trzeba obejrzeć.

Pomaga Pan dzieciom interpretować, to co widzą?

One wiedzą, że my telewizji nie lubimy, że jest to świat mało wartościowy. Kreskówki z Cartoon Network są przez nas krytykowane i Baśka wie, że jest to element dopuszczalnego zła, że to nie jest dobra rzecz. Nie wchodzę w tej interpretacji w jakieś szczegóły, ale mówię np. zwróć uwagę, jak straszne są te skrzeczące głosy, zamknij oczy, posłuchaj jaki to jest dźwięk – czy to jest normalne? I generalnie zgadza się, że to nie jest za ciekawe.

Nie ma też jednoznacznie pozytywnych bohaterów…

Pomijam już znaczenia i treść, tu razi nawet estetyka języka. To samo dotyczy obrazu – jest chaotyczny, kreska jest nieuporządkowana, kadry zmieniają się z ogromną częstotliwością, powodując, że dziecko nie jest w stanie się skoncentrować się dłużej na jednej czynności. A ponieważ staramy się teraz z Basią skupić na grze na skrzypcach – ćwiczymy 40 minut dziennie, choć oczywiście samego grania jest bardzo niewiele, więcej jest przygotowań, namawiania, budowania wokół tego zabawy – to wiem jak trudno jest mi utrzymać ją w koncentracji. Jej uwaga jest wystawiona na wielką próbę, m.in. przez szybkość zmiany obrazów, na które patrzy. Montaż tych animowanych filmów jest bardzo szybki, często niechlujny, obrazki są prymitywne, estetycznie bardzo źle zrobione. Spory problem miałem np. z wytłumaczeniem Baśce, że te tzw. Witch (wiedźmy) to jest kicz, że to jest coś ze złej estetyki, że to jest po prostu brzydkie, tandetne, bez harmonii, piękna, że jest kiczem w najbardziej ordynarnej formie. Ale wydaje mi się, że się to udało.

Do czego się Pan odwoływał?

Pokazywałem np. że twarze są nieciekawe, że sylwetki dziewcząt są nieproporcjonalne, że to jest niedobre zakłócenie, które niczemu nie służy. Jeśli dziecko przez kilka godzin wystawi się na ten rodzaj wizualnej i akustycznej agresji, to nie może to pozostać bez szkody dla niego.

A jakie programy według Pana, powinny się pojawić w telewizji, żeby mógł je Pan z czystym sumieniem zaproponować dzieciom?

Ja uważam, że one mają tak duże braki w innych rozrywkach, że niekoniecznie musi to być telewizja... Jeśli miałbym im coś zaproponować, to wolałbym wypożyczyć jakiś film, jakąś klasykę.

Zdarza się, żeby któreś z dzieci powiedziało: Tato, a u mnie w klasie, wszyscy to oglądali, tylko ja nie…?

Przyznam się, że nie. To też kwestia pewnego niszowego środowiska. Moje dzieci uczą się w szkole Przymierza rodzin, to jest szkoła katolicka i mam poczucie, że to jest inny kawałek świata, inna Polska – pewna enklawa. Oczywiście są tam różne dzieci, ale nie słyszałem, żeby były jakieś tego typu naciski. Jesteśmy mało reprezentatywnym przykładem.

Dla większości ludzi wiedza o świecie pochodzi z telewizji. Skąd w takim razie Pana dzieci czerpią informacje?

Z rozmów, z obserwacji świata. Są tak zanurzone w środowisku koleżeńskim i rodzinnym, że ten obraz świata powstaje bardziej na bazie tego, co się dzieje w domu. Ponieważ mieszkamy w stolicy często przyjeżdżają do nas krewni, np. jadąc na lotnisko. Sądzę, że jest to tak ciekawy i tak kompletny świat, że nie odczuwa się braku rzeczywistości pośredniczonej przez telewizor.

Nie boi się Pan, że dzieci nie będą potrafiły interpretować tego, co się wokół dzieje, że odcięcie od rzeczywistości mediów, to pewnego rodzaju klosz?

Nie. Dużo rozmawiamy. Pokazuję im, że świat w telewizji, to tylko jeden z elementów życia i świata rzeczywistego.

A tłumaczy Pan dzieciom na jakich zasadach działa telewizja, jak buduje przesłania, jakich używa symboli?

Nie ma takiej potrzeby. One naprawdę bardzo niewiele oglądają. Jeszcze raz wrócę do tego, że telewizor nie jest w naszym domu stałym elementem, stoi w najmniejszym pokoju i jest włączany incydentalnie. Ale oczywiście wiedzą o tej umowności w sposób naturalny, bo same występowały w telewizji, brały udział w programach telewizyjnych, wywiadach i wiedzą, że jest to pewna konwencja i fragmentaryczny obraz rzeczywistości.

Czy w związku z tym, że mało oglądają udało się Panu ustrzec je przed reklamą?

Na pewno jakieś odzywki, powiedzonka, zwroty znają z reklam, ale przyznam się, że nie zastanawiałem się nad tym. Nie respektuję tego typu życzeń podczas zakupów – one wiedzą na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Czasem z niektórych reklam sobie żartują, powtarzając slogany, ale nie na zasadzie, że jest to jakiś obiekt pożądania.

Jest Pan autorem i gospodarzem prezentowanego w Dwójce programu Warto rozmawiać. To dowód, że można odtruwać telewizję telewizją… Czy tego typu programy mają szansę przetrwać?

Dla mnie punktem odniesienia jest, że ludzie oglądają te programy. Jak na bardzo późną porę emisji program ma bardzo dobrą oglądalność – ok. 20 procent wszystkich oglądających w tym czasie telewizję – to znacznie przekracza milion widzów. Nie jest to może wynik porażający, ale na daną porę dobry. Po drugie z długofalowych badań na próbie 7 tysięcy ludzi, ponawianych co kilka miesięcy (to jest olbrzymie i bardzo wiarygodne badanie), wynika że np. w rankingu bezstronność i obiektywizm prowadzącego, bliskość spraw społecznych, tzn. bliskość poruszanych tematów, ich ranga społeczna i wieloaspektowość przedstawionego zagadnienia w kategoriach obiektywizm, wrażliwość społeczna zdystansowałem wszystkich moich konkurentów publicystów. Oznacza to, że bez względu na to, co napisze o mnie jedna czy druga gazeta, przypisując mi tendencyjność itp. ludzie sami rozpoznają, co dla nich jest kryterium obiektywizmu i bezstronności...

Mimo to program mocno oprotestowano, jak żaden inny prawdopodobnie...

Ale jednocześnie dzięki temu zrobiono mu reklamę…

Jako człowiek mediów, jak Pan sądzi, na co warto zwrócić uwagę, żeby się nie zagubić w tej rzeczywistości?

My dorośli jesteśmy imigrantami w świecie mediów. Nasza wrażliwość, pojęcia, percepcja świata, zostały ukształtowane w czasach „przedmedialnych”. Dzisiaj nasze dzieci są „tubylcami” w świecie mediów, komputerów, komórek, w związku z tym one z łatwością przyswajają rzeczy, których my uczymy się z trudem. Wrażliwość i percepcja młodych ludzi, którzy od dzieciństwa posługiwali się komputerem, game boyami, smsami, jest na pewno inna niż nasza. Przerabiają taką ilość informacji, że nie potrafią się skupić nad związkami logicznymi. Zapamiętują jedno słowo. Cała koncepcja budowania reklamy się zmieniła. Dzisiaj jest pogoń za słowami kluczami. Ciągi logiczne, długie zdania przestają komunikować, angażować ich uwagę. A w tym wszystkim jeśli statystyczne dziecko rozmawia z matką 27 minut dziennie, z ojcem 8, a telewizję ogląda przez 2 godziny – to można się przerazić.