facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - maj
PRAWYM OKIEM. Dwie Polski

Tomasz P. Terlikowski

strona: 22



Gromko zapowiadanego pojednania narodowego nie będzie. I to nie dlatego, że ktoś go nie chce, a dlatego, że jest ono zwyczajnie niemożliwe. Choć bowiem tworzymy jeden naród, to przywiązani jesteśmy do dwóch kultur, których nie da się ze sobą pogodzić. A najlepiej pokazały to wydarzenia z tygodnia po tragedii w Smoleńsku.

Ludzie (180 tysięcy osób) stojący w kolejkach po 12 godzin, by na 30 sekund wejść do pomieszczeń, gdzie wystawione były trumny z ciałami Marii i Lecha Kaczyńskich. Setki tysięcy Polaków zapalających znicze w miejscach, gdzie pracowali ci, którzy zginęli w czasie katastrofy w Smoleńsku. Harcerze ze wszystkich organizacji, którzy zgodnie – nie śpiąc – służyli rodakom, chcącym się pomodlić, zapalić znicz czy uczestniczyć w uroczystościach żałobnych na cześć poległych w katastrofie. Tak wygląda pierwsza Polska. Niezwykła, solidarna, religijna (nawet jeśli nie szczególnie praktykująca), zanurzona w najgłębszych tradycjach naszego narodu.

Ale jest i Polska druga. Ta, która spotykała się przed Wawelem i z wyciągniętymi w wulgarnym geście palcami, z okrzykami „Na Powązki”, „Nie na Wawel” czy „Pełnił tylko obowiązki, tym zasłużył na Powązki?” profanowała czas żałoby. Ta, która piórem czołowych publicystów swojej formacji oskarżała kardynała Stanisława Dziwisza o zniszczenie żałoby (a zrobiła to niezawodna w takich sytuacjach Katarzyna Wiśniewska i Adam Szostkiewicz), czy ubolewała nad brakiem odpowiednio surowej oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego, gdy trumna z jego ciałem jeszcze nawet nie dotarła do Polski (Waldemar Kuczyński).

Nie zabrakło także intelektualistów, którzy posługując się pseudonaukowym bełkotem dowodzili, że żałoba jest niepotrzebna, Polacy, to histerycy i mesjaniści, których trzeba leczyć, a odpowiedzialność za tragedię ponosi... a jakże, sam prezydent Rzeczpospolitej. „...dla ludzi w miarę trzeźwo myślących, pozostających poza kręgiem mrocznych wyziewów polskiego pseudo-mesjanizmu, nic tu się kupy nie trzyma. Kaczyński nadal pozostaje kiepskim prezydentem, a jego śmierć budzi ogromne wątpliwości natury moralnej. Bo jeśli istotnie chciał on dotrzeć do Katynia za wszelką cenę, to wówczas staje się on współodpowiedzialny za śmierć reszty pasażerów. I to rzeczywiście jest tragiczne – tyle że tragiczne po prostu, zwyczajnie, po ludzku. Bez żadnych magii, mitologii i tanich pseudo-wzniosłości” – przekonywała Agata Bielik-Robson.

I nie ma co ukrywać, że między tymi dwoma Polskami pojednania nie będzie. Nie będzie także trwałego pokoju. A powód jest bardzo prosty. Druga strona po prostu nami gardzi. Śmieszą ją nasze modlitwy, łzy, mesjanistyczne poszukiwanie sensu w bezsensie tej tragedii. Złoszczą ją nasi bohaterowie i irytują książki, które czytaliśmy w dzieciństwie i młodości. Polski katolicyzm, który dla nas (nawet tych niepraktykujących, a niekiedy wręcz niewierzących) jest powodem do prawdziwej i szczerej dumy (mimo pełnej świadomości wszystkich jego braków). Dla nich jest tylko dowodem na odstawanie od reszty Europy i przyczyną ich własnego wstydu (żeby chociaż – wzdychają – ten wasz katolicyzm był jak niemiecki, nieposłuszny papieżowi i nieortodoksyjny) za nas Polaków.

Takie myślenie było po tamtej stronie od zawsze. Ale teraz będzie ono o wiele mocniejsze. Powodem jest zaś to, że oni zobaczyli teraz, jak wielu nas jest. Te tłumy przez Pałacem Prezydenckim, tysiące Polaków jadących przez pół Polski, by tylko pokłonić się prezydentowi, setki tysięcy ludzi na mszach świętych – to wszystko są fakty, z którymi przyjdzie się teraz zmierzyć owej drugiej Polsce. A gdy zrozumie, jak jest słaba, gdy oswoi się z myślą, że pierwsza Polska w końcu się ujawniła, przyjdzie czas na kontratak.

Atak czy kontratak nie może przesłaniać nam obrazu Polski, który pojawił się w ostatnich dniach. Ten obraz napełnia otuchą, daje siłę do pracy i nadzieję na lepsze jutro. Te setki tysięcy ludzi może zmienić Polskę i Europę. Może sprawić, że będzie ona bardziej solidarna, chrześcijańska, ewangeliczna. Ale to, czy tak się stanie zależy od nas: nauczycieli, dziennikarzy, polityków, działaczy społecznych i duchownych. Zależy od tego, czy weźmiemy się do pracy i do modlitwy o Polskę. A także od tego, czy zdecydujemy się szukać odpowiedzi na wielkie zadanie, jakie zadał nam Pan, dopuszczając tak wielką tragedię.

Jeśli nie podejmiemy tego wyzwania, to nie tylko cierpienie rodzin ofiar katastrofy pójdzie na marne (przynajmniej w wymiarze doczesnym, bo przecież w wieczności na pewno się nie zmarnuje), ale przede wszystkim my będziemy musieli zdać z tego sprawę. Na Sądzie Ostatecznym.