facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - kwiecień
WYCHOWANIE - 100-LECIE ŚMIERCI BŁ. KS. MICHAŁA RUY SDB. Wielki nieznany

ks. Stanisław Zimniak SDB

strona: 4



Stwierdzenie, że błogosławiony ks. Michał Rua (1837-1910) jest „wielkim nieznanym”, nie jest żadną prowokacją. Nawet wśród członków wielonarodowego, pracującego na wszystkich kontynentach Towarzystwa Salezjańskiego, Córek Maryi Wspomożycielki i Stowarzyszenia Salezjanów Współpracowników jest on wciąż postacią pokrytą cieniem św. Jana Bosko.

Bez ks. Ruy tak wyjątkowa, światowa ekspansja i rozwój dzieła księdza Bosko byłyby niemożliwe. A kto wie, czy bez niego, wraz ze śmiercią założyciela, nie nastąpiłby kryzys tej inicjatywy lub jej kontynuacja jedynie na poziomie lokalnym. Losy dziesiątek innych zgromadzeń zakonnych, powstałych w XIX wieku, po śmierci ich założycieli były bowiem rozmaite. Nie tylko jednak ludzie z kręgu salezjańskiego wykazują bardzo małą wiedzę o życiu i działalności ks. Ruy i nie zawsze darzą go uznaniem. Trudno także znaleźć jego nazwisko w encyklopediach, nawet tych poświęconych wychowawcom czy twórcom nowych systemów wychowania. Dziwi ów fakt, i to bardzo, zwłaszcza w konfrontacji z wielością dzieł ks. Ruy na rzecz wychowania „uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan”.

Nie tylko liczby
Wystarczy przytoczyć najbardziej podstawowe dane statystyczne, aby zobrazować „potęgę” tego zadziwiającego skromnością kapłana. W roku śmierci księdza Jana Bosko Towarzystwo Salezjańskie liczyło 773 członków. A w 1910 r., kiedy ks. Rua umarł, było ich już ponad 4000. Kiedy ks. Rua obejmował ster zgromadzenia, domów zakonnych było zaledwie 58, rozproszonych w 9 krajach, natomiast po swojej śmierci pozostawił 384 domy zakonne w 28 krajach (na czterech kontynentach). Natomiast siostry salezjanki liczyły w momencie śmierci księdza Bosko 466 dusz, zaś w 1910 r. było ich już 2716 i miały 320 domów zakonnych, rozwijając działalność w 22 krajach. Trzecia gałąź zgromadzenia, czyli Stowarzyszenie Pomocników Salezjańskich (salezjanie współpracownicy), którą pozostawił założyciel w liczbie około 80 tysięcy członków, po śmierci ks. Ruy liczyła blisko 300 tysięcy osób.
Oczywiście liczby te wywierają oszałamiające wrażenie. Ukazują jednak tylko zewnętrzny aspekt jego dynamicznej osobowości. To, co ją wynosi ponad ludzki wymiar ocen, to źródło, z którego wyrastała ta monumentalna praca apostolsko-wychowawcza, nadająca prawdziwy splendor posłudze dla świata młodzieży. A źródłem tym była jego miłość do Jezusa Chrystusa. Można by powiedzieć – po analizie pozostawionych dokumentów, świadectw, tysięcy artykułów prasowych, w tym prasy wrogiej Kościołowi katolickiemu – że przez swoje postępowanie, dokonane czyny ks. Rua stał się „wcieleniem” słów z Pawłowego „Hymnu o miłości” (1 Kor 13, 1-13). Lektura jego niezliczonych listów, krótkich notatek, pozostawionych uwag może stać się czymś „nudnym”, bowiem napotyka się w nich wciąż ten sam powracający refren, swoisty „ruański leitmotiv” zamykający lub wpleciony umiejętnie w jego pisma: „Pamiętajcie, czyńcie wszystko inspirowani, kierowani miłością!”.

Słów kilka o życiu
Michał Rua urodził się 9 czerwca 1837 r. w dzielnicy Valdocco (Turyn). Początkowe wykształcenie zdobył u Braci Szkolnych. Mając zaledwie osiem lat, poznał młodego kapłana, księdza Bosko. Spotkanie „przypadkowe” z nietuzinkowym księdzem było dla chłopca przełomem, który wyznaczył jego przyszłość. W wieku piętnastu lat przyjął więc sutannę z rąk św. Jana Bosko, przypieczętowując w ten sposób swoją gotowość do pracy wychowawczej i apostolskiej w duchu swego „mistrza, ojca i przyjaciela”. 18 grudnia 1859 r. odpowiedział na zaproszenie księdza Bosko, aby założyć „Pobożne Stowarzyszenie Salezjańskie” (pierwotna nazwa salezjanów), którego jedynym zadaniem i celem będzie działalność dla dobra młodzieży, szczególnie tej opuszczonej i zaniedbanej moralnie i intelektualnie. 29 lipca 1860 r. Michał Rua otrzymał święcenia kapłańskie i kiedy turyński apostoł młodzieży otworzył w roku 1863 pierwsze dzieło wychowawcze poza Turynem, w niewielkiej miejscowości Mirabello, powierzył je właśnie ks. Rui, który wykazał niezwykłą wiarę i przekonanie, że salezjański system wychowania jest nie tylko czymś wspaniałym w wymiarze skuteczności wychowawczej, ale jest przede wszystkim „darem Bożym” na nowe czasy i posiada przymioty, które nie wyczerpują się pomimo upływu lat.
Druga połowa XIX wieku to okres, w którym problem młodzieży urósł do kwestii społecznej i politycznej o doniosłym znaczeniu dla przyszłego rozwoju ludzkości. Właśnie wtedy pojawił się ksiądz Jan Bosko wywodzący się z bardzo ubogiej rodziny i urodzony w malutkiej osadzie Becchi. I to dzięki niemu, i jego salezjanom, Kościół stał się nowym „widzialnym znakiem” konkretnej troski o dzieci i młodzież, którą ówczesny porządek polityczny lekceważył i traktował w kategoriach przedmiotowego wyzysku. Niewątpliwie, objęcie wówczas troską wychowawczą (rozumianą jako przekazywanie wiedzy i formowanie charakteru) młodzieży dorastającej z zaniedbanych warstw społecznych, które nie miały pełnych praw obywatelskich, było zaiste „gestem prorockim”. Dzięki takim świadkom Ewangelii Kościół pozostał wierny swojej misji i zasadniczej opcji pracy na rzecz najsłabszych.

U księdza Bosko
Św. Jan Bosko umiał stworzyć przestrzeń dla rozwoju osobowego swego bogatego w talenty ucznia Michała, który, jak się okazało stosunkowo szybko, stał się jego najbliższym współpracownikiem. To z woli księdza Bosko papież Leon XIII mianował go w 1884 r. wikariuszem z prawem następstwa. Ks. Rua w bezpośrednim kontakcie z księdzem Bosko wyrobił sobie przekonanie o jego niezwykłej świętości, która była przeżywana i realizowana w całkowitym oddaniu się sprawie chrześcijańskiego wychowania dzieci i dorastającej młodzieży oraz walki o prawa do wykształcenia, zdobycia zawodu, godnej egzystencji. Zawołanie: Da mihi animas caetera tolle (Daj mi dusze, resztę zabierz) jest poniekąd syntezą duchowości założyciela salezjanów. Ono zawiera prawdę fundamentalną o prymacie ducha, a nie materii, w odniesieniu do człowieka.
W tym „duchu salezjańskim” ks. Rua rozwijał dzieła zakonne swego umiłowanego „ojca, mistrza i przyjaciela” przez 22 lata (1888-1910), będąc – bez wątpienia – prymusem posługiwania w miłości. Odkąd objął „dziedzictwo” świętego z Becchi, nie myślał właściwie o niczym innym poza tym, jak je swoim salezjanom przekazać „nienaruszone”, a zarazem otwarte na nowe pobudki, prądy kulturalne i pojawiające się, nieznane dotąd, potrzeby społeczne, będące pokłosiem rozwijającej się cywilizacji.

Dziedzictwo
Jego postawa jest w tym względzie bardzo pouczająca. Ks. Rua nie żywił w sobie wizji pesymistycznej lub, co gorsza, deterministycznej rozwoju świata. Był optymistą przekonanym o możliwości wpływu człowieka na kształtowanie podstaw, na których powinno się budować nowe społeczeństwo. Był zdeklarowanym wyznawcą istnienia wartości uniwersalnych, które mają moc jednoczyć ludzi w celu tworzenia zdrowych struktur społecznego współbytowania. Zasadniczym źródłem tych wartości powszechnych był dla niego Ojciec Niebieski, który w Jezusie Chrystusie odrodził wszechświat, bo „wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1, 15-17). Takie podejście i rozumowanie, w jakiejś mierze przejęte od mistrza, było przez ks. Ruę przeżywane bardzo osobiście i nadzwyczaj intymnie. W tym świecie przekonań zakotwiczyło się jego niezłomne przekonanie o potrzebie wychowania i kształcenia dzieci. Z tym mianowicie zastrzeżeniem, że – zgodnie z duchem założyciela – wychowanie powinno mieć pierwszeństwo w każdej instytucji chrześcijańskiej, a już wybitnie w salezjańskiej. Nie mogło ono być podporządkowane li tylko prawu do wykształcenia. To właśnie poprzez wychowanie w duchu wartości ewangelicznych, które mają charakter uniwersalny, każde dziecko i każdy młodzieniec stają się podmiotem osobowym, czyli zdolnym do konstruktywnego przekształcania zastanego świata. Poniechanie wychowania sprawia, że rośnie „przestrzeń” w życiu społeczeństw, w której osoba traci niechybnie realne prawo współobywatelstwa. Poprzez wychowanie w oparciu o wartości młodzi stają się zdolni pokonać destrukcyjne uprzedmiotowienie człowieka.

Kapłan-wychowawca
Nie sposób opisać osobowości ks. Ruy w kilku słowach, tym bardziej że był on człowiekiem, który postawił ponad wszystko promowanie osoby i dzieła św. Jana Bosko. To, co jednak uderza w jego zachowaniu jako kapłana i wychowawcy, wiąże się z wiarą w zwycięstwo dobra. W tej wierze ks. Rua starał się utwierdzać nie tylko salezjanów, salezjanki, salezjanów pomocników, ale także dzieci i młodzież. Jednak w pierwszej kolejności nosicielami tego wyznania mieli być salezjanie (niezależnie od tego, czy byli kapłanami, czy koadiutorami) i salezjanki. Stąd zrodziło się w społeczeństwie, i to dość szybko, przekonanie, że członkowie zgromadzeń zakonnych założonych przez św. Jana Bosko zasługują na miano „idealnych” wychowawców. Według ks. Ruy na nich bowiem ciążył obowiązek, aby to przekonanie o twórczej roli dobra obecnego w każdym młodzieńcu przeszczepiać w serca i umysły swoich najbliższych współpracowników. To założenie było gwarancją pozytywnego, wychowawczego oddziaływania. Wychowawca powinien być więc pierwszym nosicielem przekonania o mocy dobra. A jeśli potencjalny wychowawca tego przekonania nie wyrobił w sobie dostatecznie, powinien skonstatować, iż praca wychowawcza nie jest jego misją życiową.
Nie można patrzeć na ks. Ruę z pominięciem osobowej relacji, jaką miał z Jezusem Chrystusem. Wiara w dobro obecne w każdym młodym człowieku i stworzenie przestrzeni do jego rozwoju wymagało, według niego, serca rozkochanego w Jezusie. Ks. Rua stał na stanowisku, że nie można pomnożyć dobra w młodzieży dorastającej, odwołując się tylko do jej rozumu. Bowiem dobro kształtowane w oparciu o rozum nie będzie nośnikiem prawdziwej radości i szczęścia. Dlatego ks. Rua, nie negując wartości i nieodzowności racjonalnego rozwoju młodego człowieka, przedkładał jednak nad nie miłość jako podstawowy „motor” pedagogicznego działania każdego wychowawcy. Nosił w sercu to, co mu ksiądz Bosko w momencie „zsyłki” do Mirabello polecił, a mianowicie proste, ale jakże fundamentalne wezwanie: „Uczyń wszystko, aby młodzież tobie powierzona odczuła, że jest przez ciebie kochana”. Młodzież, która lęka się wychowawcy, wymyka się i oddala od jego oddziaływania wychowawczego. Nie przyjmuje jego propozycji wychowawczych. Oczywiście ks. Rua wiedział doskonale, że nie chodzi tu o jakąś miłość z „obłoków”, wymarzoną przez poetów, lecz o tę, która objawiła się w Jezusie Chrystusie. Miłość Jezusa była dla niego fundamentem, na którym budował swoje bezgraniczne oddanie się dla dobra młodzieży. Miłość Jezusa jest bowiem jedynym źródłem służby, która nie oczekuje żadnej nagrody, a jedynie szczęścia młodego człowieka. Szczęścia rozumianego jako przygotowanie dzieci i młodzieży do godnego podjęcia zadań współkształtowania świata, bez poniżającego poczucia bycia wykorzystanym lub zdanym na łaskę drugiego człowieka.

To, co najważniejsze
Refleksja nad współczesną edukacją dzieci i młodzieży każe nam wyartykułować specyficzne wskazania na przyszłość płynące z nauczania i działania ks. Ruy. Szkołom katolickim nie pomogą najnowsze propozycje wychowawcze (urządzanie młodym atrakcyjnego świata), jeśli zabraknie w nich odpowiedniego źródła – miłości Jezusa. W pierwszym momencie wizje, które oferują nam współczesne liberalistyczne czy wręcz libertyńskie propozycje wychowawcze (np. tzw. bezstresowego wychowania), mogą wydać się młodzieży kuszące. Nawet szkoła katolicka, która jest bardzo pomocna w ocenie i ustalaniu hierarchii wartości, na dłuższą metę zawiedzie, jeśli nie odkryje tego, co czyni ją rzeczywiście atrakcyjną i niepowtarzalną: wychowanie w duchu jedynej i bezinteresownej miłości Jezusa, która nie ma żadnego związku ani z polityką, ani z ideologią. Tylko ona może autentycznie przyciągnąć młodego człowieka i przygotować go do podjęcia wyzwań, jakie niesie życie.
Ks. Jan Francesia, pierwszy salezjański biograf ks. Ruy, który pełnił również funkcję jego spowiednika, wielokrotnie podkreślał, że najgłębszym pragnieniem ks. Ruy było to, aby Jezus Chrystus był uwielbiony poprzez jego pracę apostolską i wychowawczą. Powtarzał nieustannie słowa: „wszystko dla Jezusa”, ukazując tym samym swoje bezgraniczne umiłowanie i uprzywilejowanie dzieci i młodzieży nie tylko w osobistej kontemplacji, ale przede wszystkim w konkretnym czynie wychowawczym.