facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2009 - marzec
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Nie sprzedawał gotowych produktów

ks. Marek Chmielewski SDB

strona: 12



Przy księdzu Bosko chłopcy nie musieli kompensować potrzeb. U niego znajdywali miłość, która dodawała im skrzydeł i wiary w siebie na długiej drodze dorastania do dojrzałości.

Daleki jestem od upraszczania problemu związanego z przesadnym skoncentrowaniem młodych ludzi na własnej powierzchowności, prowadzącego czasem do bardzo poważnych schorzeń, z zaburzeniami odżywiania na czele, czy zbyt powierzchownego potraktowania przyczyn i niedowartościowania terapii prowadzących do zdrowia. Jest jednak pewna nuta, która pobrzmiewa w dolegliwościach, które tak boleśnie dotykają niektórych młodych ludzi. U ich podłoża znajdziemy często brak akceptacji ze strony bliskich, grupy rówieśniczej, trudności w relacjach z innymi, lęk przed identyfikacją z własną płcią, niezadowolenie z własnego ciała, brak wiary w siebie z jednoczesną chęcią udowodnienia, że jest się najlepszym. Powodem tych zjawisk są często zaniedbania emocjonalne okresu dzieciństwa, konflikty rodzinne, brak bliskiej osoby. Stres, zmęczenie, niemoc powodowane tymi zjawiskami ciążą w życiu codziennym, a czasem stają się nie od zniesienia.

Szuka się wtedy wyjścia z sytuacji. Nieraz na oślep, instynktownie, po omacku szuka się ciepła, akceptacji, poczucia bycia kochanym. Wtedy można wpaść w pułapkę, polegającą na przekonaniu, że poradzę sobie sam, szybko i przy użyciu środków, które mam pod ręką. Muszę ładnie wyglądać, mieć zgrabną sylwetkę, ładną skórę, piękne ciało! Przecież na to patrzą, to się liczy! I wtedy u jednych zaczynają się diety, których nikłe rezultaty prowadzą do obżarstwa. U innych rozpoczyna się katowanie ciała biegami, sztangami, bieżniami, odżywkami i mierzenie ubywającej tkanki tłuszczowej przy jednoczesnym powiększaniu masy niektórych mięśni. Jeszcze inni lądują w modzie, w niszowej muzyce, w Internecie, sekcie, tam gdzie mnie akceptują. Nierzadko burzą dotychczasowe relacje, tracą zdrowie, gubią wiarę. Zamiast zrealizować potrzeby, doprowadzają do ich kompensacji.

W tej przestrzeni znajduje się miejsce dla księdza Bosko, a może lepiej, dla tych, którzy w nim szukają inspiracji w zaradzaniu kłopotom młodych ludzi. Ksiądz Bosko rzecz jasna nie był terapeutą anorektyków. Nie był też „sprzedawcą” gotowych produktów i środków wychowawczych, którymi dzisiaj wielu w prosty sposób chciałby załatwić problemy młodych. Ksiądz Bosko wierzył natomiast w możliwość wzrostu i dojrzewania młodego człowieka. Był przekonany, że młody człowiek sam sobie nie poradzi, ale trzeba mu podać rękę, czyli wychowywać. Wychowanie rozumiał nie jako dawanie gotowych rozwiązań, ale jako stwarzanie możliwości wzrostu. Wiedział, że nie stworzy się ich, działając powierzchownie, za pomocą doraźnych środków. Dlatego nieustannie był z młodzieżą, inspirował ją, szukał dróg dotarcia do jej serca, rozbudzał jej możliwości ludzkie, intelektualne, duchowe. Z tej potrzeby inspirowania wzrostu młodego człowieka zrodziło się oratorium, szkoła, warsztaty, domy, kościoły, boiska, powstali salezjanie, salezjanki i świeccy współpracownicy.

Przy tak wielkim zapracowaniu ksiądz Bosko zawsze umiał pochylić się nad człowiekiem. Nigdy nie zajmował się wyłącznie wybranym fragmentem jego życia – chorym ciałem, podartym ubraniem, zniszczoną relacją, nagannym zachowaniem – ale postrzegał go całościowo, jako osobę ludzką. „Mój przyjacielu – zwykł mawiać – chcę twego dobra nie dlatego, że coś robisz lub coś masz, ale dlatego, że jesteś, właśnie taki jaki jesteś. Że to ty jesteś!”. Z tej samej racji, wyrażając czasem dezaprobatę zachowania chłopca, nigdy nie odrzucał i nie poniżał jego samego. Kiedy chwalił, to robił to z powodu tego, kim ktoś jest, nie za względu na to, co robi; np. wtedy, gdy ktoś bardzo się starał, a mimo jego wysiłków efekty okazywały się mierne. Przede wszystkim jednak, aby dać młodym poczucie bycia kochanymi, akceptowanymi, umocnić ich wiarę w siebie, po prostu ich kochał i na różne sposoby starał im się to okazywać. Mówił: „Nie wystarczy kochać. Trzeba zrobić wszystko, aby chłopiec wiedział, że jest kochany. Jeśli będzie on tego pewny, to ten, który go kocha, osiągnie z nim wszystko.”