facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2012 - grudzień
PRAWYM OKIEM. Być katolikiem!

Tomasz P. Terlikowski

strona: 22



Bycie katolikiem to niesamowita przygoda, szczególnie w naszych czasach. Nikt nie może nam jednak zagwarantować, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. A można powiedzieć nawet więcej: wiele wskazuje na to, że z każdym miesiącem będzie gorzej. Europejska chrystianofobia opanowuje bowiem także Polskę.

Oczywiście w naszym kraju nie będzie się prześladować katolików wprost. Wyskoki w rodzaju zakazu noszenia krzyżyków przez stewardesy zostaną szybko naprawione. Zamiast tego zgotuje się nam, i to niekonstytucyjnie, konflikty sumienia, a także przymusi do finansowania procedur, których nie możemy zaakceptować. A jeśli tego będzie za mało zbuduje się wrażenie, że katolikiem można oczywiście być, ale... pod warunkiem, że nie będziemy się ze swoją wiarą obnosić, nie będziemy uznawać jej za najlepszą, a już na pewno nie będzie z niej nic konkretnego wynikać. Jeśli więc katolicyzm będzie akceptowany to jedynie katolicyzm bezobjawowy, taki, w którym nie sposób dopatrzeć się najmniejszego śladu realnego zaangażowania.

Jak ten katolicyzm może wyglądać uświadomiłem sobie na debacie na Uniwersytecie Warszawskim na temat aborcji i zapłodnienia metodą in vitro. Przez cały czas uważałem, by nie odwołać się, choćby w najmniejszym stopniu, do argumentów religijnych. A i tak, za każdym razem, gdy zadawano mi pytanie, słyszałem: ale dlaczego próbuje Pan narzucać innym swoje poglądy religijne? Młodzi konserwatyści, reagowali błyskawicznie, i punktowali swoich kolegów, ale pytanie wisiało w powietrzu. Jeszcze mocniej zaś uświadomił mi dążenie do tego rodzaju katolicyzmu pewien bardzo sympatyczny operator z jednej z telewizji komercyjnych, który widząc mnie wchodzącego do programu wojującej z Kościołem gwiazdki, zatrzymał mnie i z ogromną troską poprosił, bym się nie żegnał przed wejściem na antenę. „Jeszcze Pana sfotografują i będzie obciach” – tłumaczył mi z lekkim uśmiechem zażenowania i zapewnieniem (wiem, że szczerym), że chodzi mu tylko o to, by ktoś nie dorobił mi gęby oszołoma, co to się żegna przed trudnymi momentami.

Na straży takiego bezobjawowego katolicyzmu stoją także niektórzy (na szczęście dla Polski nieliczni) duchowni, którzy za największy skandal uważają choćby sugestię, że polityk, który podaje się za katolika powinien kierować się w swoich wyborach katolicyzmem, a nie własnym widzimisię. Gdy ośmieliłem się powiedzieć w TVN 24, że prezydent Bronisław Komorowski musi mieć świadomość, że z katolickiego punktu widzenia ważniejsza jest jego troska o duszę, niż to, by zadowolić liberalne media, usłyszałem – od prof. Tomasza Nałęcza – że to narusza rozdział Kościoła od państwa, a gdy odparowałem, że nie istnieje nic takiego jak przyjazny rozdział prezydenta od Bronisława Komorowskiego, i że na sądzie ostatecznym będzie on odpowiadał jako jeden i ten sam człowiekiem, natychmiast zostałem za to ostro skrytykowany przez ks. Kazimierza Sowę, a krótko później przez ks. Grzegorza Michalczyka, który uznał, że to niedopuszczalne ingerowanie w prywatne wybory prezydenta.


Problem polega tylko na tym, że wybory, o których mowa nie są prywatne. Prezydent publicznie deklaruje swój katolicyzm i również publicznie przystępuje do komunii. A skoro tak, to powstaje pytanie, jak godzi swoje wyznanie z tezą, że w imię zapewnienia spokoju społecznego będzie stał na straży ustawy pozwalającej na zabijanie 600 dzieci rocznie (z tego 90 procent likwidowanych jest z powodu podejrzenia o zespół Downa)? Na pytanie to sam prezydent powinien sobie odpowiedzieć, a jeśli nie chce, to trzeba je zadawać publicznie. Kard. Raymond Burke, prefekt Sygnatury Apostolskiej, składa to przypominanie na barki biskupa, ale nie ma powodów, by tego samego problemu spójności postaw z życiem nie zadawali także świeccy katolicy. Nie ze złośliwości, ale z troski o to, by katolicyzm nie stawał się bezobjawowy.

I na koniec nie mogę nie podziękować Wszystkim Czytelnikom Don BOSCO za tych kilkanaście (kilkadziesiąt) spędzonych razem miesięcy, za cierpliwość do moich opinii, za wyrazy sympatii, które spotykały mnie na różnych drogach, za polemiki, ale i uznanie, że możemy się różnić w wielu sprawach, ale jednocześnie razem walczyć o inne. Dziękuję też za ten czas redaktorowi naczelnemu ks. Andrzejowi Godyniowi i niezawodnej Małgorzacie Tadrzak-Mazurek za zaproszenie do pisania i za niezmierną cierpliwość do moich medialnych i kościelnych wyskoków. I do zobaczenia, gdzieś w realnym lub medialnym świecie.