facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - lipiec/sierpień
GDZIEŚ BLISKO. Różne domy – jedna rodzina

Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 8



Pięknie położony, na tle Beskidu Śląskiego, Pogrzebień pachnie wakacjami, choć to jeszcze kilka dni do zakończenia roku szkolnego. Cicho, spokojnie, sielsko tu. Nawet boiska przy domu salezjanów jeszcze puste. Ale to tylko pozory, bo na polach trwają prace, salezjanki pieką ciasta na imieniny siostry dyrektor, dzieci w Domu Dziecka odrabiają lekcje, a młodzi z gimnazjum, którzy już są po egzaminach, szykują imprezę w oratorium.

„Nasze boiska są puste o tej porze, bo to wiejska rzeczywistość – tłumaczy proboszcz, ks. Robert Wróblewski SDB. – Tutaj młodzi ludzie najpierw pomagają w pracach w gospodarstwie, dopiero potem mają czas dla siebie. Oratorium jest więc czynne dopiero od godziny 19.00”.

U salezjanów
A tutejsze oratorium jest imponujące – osobny, wyremontowany, duży budynek z dwoma salami „balowymi” i kawiarenką „U Irusia”. Nazwa jak najbardziej adekwatna, bo to ks. Ireneusz Piekorz SDB jest odpowiedzialny za oratorium i to on spędza tu z młodzieżą wieczory. Zajmuje się też Salezjańską Organizacją Sportową. „Mamy boiska do gry w kosza, siatkówkę, tenisa i niemalże pełnowymiarowe boisko do gry w piłkę nożną. I to właśnie piłką nożną młodzi najbardziej się interesują – mówi ks. Irek. – Regularnie trenuje cała drużyna”.
Wydaje się jednak, że największą dumą tutejszego pogrzebieńskiego Salosu jest boisko do gry w siatkówkę plażową. Wygląda rzeczywiście zachęcająco całe wysypane piaskiem. Nic więc dziwnego, że – jak mówi ks. Wróblewski – bywa, że upominają się o możliwość gry na nim inne drużyny, także z pobliskiego Raciborza.
Obok oratorium i boisk stoi plebania i – jak na wieś przystało – przynależy do niej ogród i sad, po których oprowadza nas proboszcz, który mimo iż przyjechał tu z Krakowa, już złapał „ogrodniczego” bakcyla i z pasją pokazuje posadzone przez siebie róże i zdradza, jak dba o winorośl, żeby szybko rosła i obficie owocowała. Dzieli się także planami dotyczącymi remontu elewacji kościoła i placu przykościelnego. Zdaje się, że jest dobrym włodarzem, bo planując wyłożenie ścieżki, zastanawia się nawet, która kostka będzie odpowiedniejsza dla pań w butach na obcasach…
Oratorium, boiska, plebania – wszystko to usytuowane jest w pobliżu kościoła św. Bartłomieja, w którym posługują salezjanie i do którego uczęszczają także siostry salezjanki i dzieci z prowadzonego przez nie Domu Dziecka. Bo Pogrzebień to jedno z niewielu miejsc na salezjańskiej mapie Polski, gdzie obok siebie pracują i salezjanki, i salezjanie. Czy współpracują? „Każdy ma masę swoich własnych zajęć – odpowiada ks. proboszcz – ale oczywiście odwiedzamy się i pomagamy sobie”. Na dowód tego zaprasza do pałacu na imieniny siostry dyrektor – Elżbiety Piękoś FMA.

U salezjanek
I rzeczywiście idziemy do prawdziwego pałacu otoczonego parkiem z 200-letnimi drzewami i całą masą trawników do skoszenia. Na progu wita nas jedna z sióstr, a siostra dyrektor schodzi w tym czasie po białych marmurowych schodach, gotowa do przyjmowania imieninowych życzeń. Nie sposób nie wyobrazić sobie mieszkających tu przed wiekami dam w pięknych sukniach schodzących po tych samych schodach. Sceneria do filmów kostiumowych jest właściwie gotowa.
W tej chwili jednak w pałacu, dawnej siedzibie rodziny Larischów, znajduje się tzw. dom duchowości, w którym organizowane są dni skupienia, kursy i zjazdy duchowości. Mieszkają tu także siostry seniorki. Wcześniej był tu nowicjat salezjanek. Pałac ma też niestety tragiczną przeszłość, bo w czasie wojny był tu obóz dla dzieci, w którym przebywały m.in. dzieci wywiezione z Zamojszczyzny. Na tutejszym cmentarzu znajduje się ich zbiorowa mogiła, a tuż przy murze pałacowego parku – poświęcony im pomnik. Nawet drzewa w parku noszą jeszcze pamiątki tego tragicznego czasu – rany w korze po drutach kolczastych.
W pałacu znajduje się także pokój, w którym zmarła w opinii świętości sługa Boża s. Laura Meozzi FMA. W tej chwili zamieniony na Izbę Pamięci. S. Laura była pierwszą przełożoną salezjanek wysłanych na ziemie polskie, która z oddaniem zajmowała się tworzeniem nowych domów, pracą wychowawczą i opieką nad sierotami. Nie wyjechała do Włoch nawet w czasach II wojny światowej, nie chciała opuścić sióstr i dzieci. Co ciekawsze, lata wojny spędziła w Laurowie, niedaleko Wilna i tam zetknęła się z bł. ks. Michałem Sopoćko, spowiednikiem s. Faustyny. To od niego dostała figurkę Jezusa Miłosiernego, która przez te wszystkie lata stała na jej biurku. Z tą figurką przyjechała też do Pogrzebienia. W pałacu, na honorowym miejscu, zawiesiła też obraz Jezusa Miłosiernego. Zatem kult Bożego Miłosierdzia w domu sióstr w Pogrzebieniu był żywy już od czasów powojennych.
Dziś siostry modlą się tutaj o cud (zdrowia dla dwóch małych chłopców zagrożonych utratą wzroku – u obydwóch w ostatnim czasie wzrok, niewytłumaczalnie z medycznego punktu widzenia, poprawił się) za wstawiennictwem s. Laury, tak niezbędny do jej beatyfikacji.
Siostry w pałacu prowadzą też spotkania rekolekcyjne dla dziewcząt, z których cieszą się kolejnymi powołaniami. Odwiedzają je też różne grupy salezjańskie zaintrygowane pięknem zabytku i pamiątkami po Słudze Bożej s. Laurze Meozzi.

W Domu Dziecka
Nieopodal pałacu, w dawnych zabudowaniach gospodarskich, powstał kilka lat temu Dom Dziecka. Idziemy tam, mijając ogródek warzywny i kwiatowe rabatki. S. Katarzyna Czuma FMA, wychowawczyni z Domu Dziecka, która nas prowadzi, mówi, że to wspólne dzieło wychowawców i wychowanków, że dzieci uwielbiają takie wspólne prace. Teraz niestety są niepocieszone, bo często pada, a one tak lubią podlewać grządki i mija ich taka przyjemność.
„Największą frajdę najstarszym wychowankom sprawia jednak koszenie trawy – opowiada. – Siostry wciąż miały z tym problem, bo teren wokół pałacu jest przecież ogromny, dopóki w Domu nie pojawili się starsi chłopcy. A oni, gdy tylko wrócą ze szkoły, rzucają teczki i biegną do ogrodu. Oczywiście, nauka na tym nie cierpi – dodaje zaraz – bo bardzo pilnujemy, żeby dzieci solidnie się uczyły. One przychodzą do nas z wielkimi zaległościami, więc bardzo staramy się, żeby te zaległości nadrobić”.
I to się udaje, bo jak się okazało nad ich postępami np. w matematyce czuwa s. Barbara Bogusz FMA – matematyczka, która ma tak skuteczny sposób nauczania, że chłopiec, który ledwo co umiał liczyć, jak tu przyszedł, teraz ma czwórkę na świadectwie. Tajemnica tkwi w systematyczności, każdego dnia dwa, trzy dodatkowe zadania, nie za dużo, ale stale. S. Barbarę spotykamy wracającą z pola, zatroskaną o tegoroczne zbiory po powodzi. Co prawda Pogrzebień nie ucierpiał, bo jest położony na górce, ale tuż za nią jest dolina Odry, a tam wszystko było zalane.
W Domu Dziecka wszyscy (i dzieci, i wychowawcy) zajęci są odrabianiem lekcji, więc panuje względna cisza. Niestety nieobecna jest s. Teresa Krzyżewska FMA, dyrektor. A szkoda, bo ten dom jest niewątpliwie jej dziełem, jak opowiada Danuta Boraczuk wychowawczyni, która współpracuje z s. Teresą od samego początku. „Kiedy s. dyrektor dowiedziała się, że tutejsze władze rozpisały konkurs na prowadzenie takiej placówki – tłumaczy Danuta Borczuk – zaraz przystąpiła do dzieła. Złożyła projekt i wygrała”.
Realizacja przebiegała jednak w dramatycznych okolicznościach. Co prawda s. Teresa ma nawet uprawnienia budowlane, więc pracy i doglądania budowlańców się nie bała, ale kiedy remont, a właściwie budowa, ruszyła pełną parą, okazało się, że siostra jest śmiertelnie chora. Nie przerwała jednak doglądania prac, tylko zawierzyła je Bogu. Siostry modliły się za wstawiennictwem s. Laury o zdrowie dla s. Teresy i wymodliły! Wyzdrowiała. Teraz może się cieszyć owocami zawierzenia Bożemu Miłosierdziu.

●●●
Czy salezjanie i salezjanki w Pogrzebieniu współpracują ze sobą w dziele wychowania? Czy uzupełniają się w swoim męskim i kobiecym podejściu do wychowanków? Na pewno i tu, i tu wprowadzany jest w życie system wychowawczy księdza Bosko, ale oczywiste jest, że w wielu aspektach widoczne są różnice wynikające z płci wychowawców. Już same domy sióstr i księży różnią się od siebie na pierwszy rzut oka. U sióstr zdecydowanie widać „kobiecą rękę”. Poza tym zajmują się też zgoła innymi sferami życia swoich podopiecznych. Nie można więc we wszystkim szukać podobieństw, czasem warto dostrzec i docenić różnice, dzięki którym można się uzupełniać i ubogacać. To dlatego jedna z sióstr prowadzi scholę w kościele, inna jest zakrystianką, a proboszcz bywa w Domu Dziecka, by pograć w nogę z chłopakami, przynieść lody, czy pobawić się z najmłodszymi. Na co dzień każdy żyje jednak swoimi obowiązkami, sprawami, ale odwiedzają się, jak trzeba to sobie pomogą, poświętują razem, nie zapominają o swoich imieninach… Mogą na siebie liczyć. Ot, zwyczajna rodzina, jak każda inna. Tyle, że salezjańska.