facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2008 - listopad
ROZMOWA Z... Dzieci z serca

Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 8



Rozmowa z Wojciechem Pytlem – prezesem Fundacji Rodzin Adopcyjnych

Czym zajmuje się Fundacja Rodzin Adopcyjnych?
Fundacja powstała w połowie lat 90. ubiegłego stulecia, kiedy grupa rodziców adopcyjnych oraz osób, które wcześniej założyły Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy w Warszawie, zainteresowała się problemem dzieci porzuconych i możliwością przyspieszenia procesu adopcyjnego. Nie poprzez zmianę prawa, ale poprzez wyeliminowanie domu małego dziecka jako etapu na drodze do adopcji. Chodziło o to, żeby dzieci porzucone w szpitalu nie trafiały do domu dziecka, który w tamtych czasach niespecjalnie był zainteresowany szybkim uregulowaniem sytuacji prawnej noworodka i oddaniem go na wychowanie rodzinie. Zwykle dzieci trafiały do adopcji powyżej pierwszego roku życia.

A Fundacja chciała ten czas skrócić?
Tak, chcieliśmy, żeby to było jak najszybciej ze względu na dobro dziecka, bo każdy dzień bez miłości rodzicielskiej jest dla dziecka ogromną stratą. Zresztą wcześniej już powstał pomysł – wspólnie z ówczesnym biskupem praskim – powołania do życia Katolickiego Ośrodka Opiekuńczo-Wychowawczego w Warszawie. Idea była taka, że Ośrodek będzie aktywnie współpracował z sądami i rodzinami biologicznymi w celu jak najszybszego oddania dziecka do adopcji. Różnica między publicznymi ośrodkami a naszym polegała m.in. na tym, że pracownicy KOAO po prostu biegali po szpitalach i uprzedzali fakty. To znaczy, zanim matka zniknęła ze szpitala, porzucając dziecko, oni już przy niej byli z całą dokumentacją, żeby podpisała zrzeczenie. Gdy np. trzeba było znaleźć taką matkę, doprowadzić przed sąd, żeby podpisała zrzeczenie, to jeździli po dworcach i różnych innych miejscach i szukali tych dziewczyn.

Po co to robili?
Ponieważ dokument, że matka zrzeka się dziecka jest niezbędny, żeby dziecko mogło pójść do adopcji. Inaczej noworodek skazany jest na dom małego dziecka, a czasami praktycznie zamyka mu się drogę do adopcji. Matka ma 42 dni, w ciągu których może się rozmyślić. Jest to czas, chroniony prawnie, który umożliwia matce powrót do dziecka. Dopiero po upływie tego czasu sąd może uprawomocnić zrzeczenie się praw do dziecka. Praktyka pokazuje, że matki, które porzucają swoje dzieci, to najczęściej kobiety żyjące na marginesie społeczeństwa, w trudnych warunkach, często aloholiczki czy narkomanki, ale pozostawienie im czasu do namysłu jest bardzo ważne, nie wolno ich pozbawić tego prawa.

A jeśli tego zrzeczenia nie ma, to procedura odebrania praw matce, która porzuciła dziecko trwa aż dwa lata?
Czasami nawet dłużej. Jeśli nie ma zrzeczenia, to są różne ścieżki. Jeśli nie można odnaleźć matki, to można wystąpić o pozbawienie praw. Oczywiście sąd najpierw otwiera przewód, nakazuje szukanie matki, a kiedy ta się nie odnajduje odbywa się kolejna rozprawa…

Tymczasem dziecko wciąż przebywa w domu małego dziecka…
Tak, a do sądu musi być dostarczona kolejna ilość opinii, materiałów, odbywają się kolejne rozprawy... Ale trzeba też zrozumieć sąd – musi mieć podstawy, żeby orzec o pozbawieniu praw rodzicielskich. Dużo zależy od sędziego i jego doświadczenia. Szczególnie doświadczenia – dopiero dziesiątki czy setki spraw, które sędzia widział mogą dać mu wiedzę pomocną przy szybszych decyzjach. Niestety są sędziowie, którzy przewlekają to miesiącami. Nie chcieliśmy, żeby dzieci czekały na orzeczenia sądu w domach dziecka, więc nasza Fundacja zajęła się także organizacją oddziałów proadopcyjnych.

Czyli?
Czyli zawarliśmy porozumienie z jednym z podwarszawskich szpitali i wynajęliśmy część oddziału niemowlęcego. Gromadziliśmy tam porzucone dzieci z różnych szpitali. I one czekały u nas dwa miesiące – bo średni czas oczekiwania u nas na adopcję – to właśnie około 60 dni. Teraz mamy własną placówkę, bo współpraca ze szpitalem ze względów formalnych nie była dalej możliwa.

Ale dlaczego czekały w szpitalu? To lepsze niż dom dziecka?
Po pierwsze dlatego, że dzieci te, pochodząc najczęściej z marginesu społecznego, z ciąż niechcianych, potrzebują znacznie więcej opieki lekarskiej niż przeciętne dziecko. Już na wstępie są obciążone wieloma problemami zdrowotnymi wynikającym ze złego przebiegu ciąży. W szpitalu od razu są leczone i rehabilitowane. Po wtóre, rodzina, która adoptuje dziecko chce mieć maksymalną wiedzę o nim. W szczególności chodzi tu o zdrowie i pochodzenie tego dziecka. Te doświadczenia pochodzą od rodziców, którzy adoptowali dzieci i wiedzą, jak wielkie znaczenia ma prawidłowa opieka od początku życia.

Taka wiedza eliminuje w jakimś stopniu lęk przed adopcją?
Adopcja jest sporym obciążeniem psychicznym i wymaga dobrego przygotowania rodziny przez ośrodek adopcyjny. Niepokój będzie towarzyszył zawsze. Naturalne natomiast jest, że rodzice adopcyjni chcą wiedzieć maksymalnie dużo na temat dziecka. My im takiej wiedzy dostarczamy, żeby uniknąć sytuacji wtórnego odrzucenia dziecka, a nawet sytuacji zachwiania wiary w to, co się robi.

Często się to zdarza?
Częsta jest wątpliwość dotycząca przyszłości dziecka – a może będzie kleptomanem, a może nie będzie zdolne, nie będzie chciało się uczyć… Najgorszą tragedią jest jednak sytuacja, kiedy rodzina chce mieć dziecko, przygotowuje się do tego, czeka i w końcu zostaje poinformowana przez ośrodek, że dziecko jest. Tej rodzinie (jeszcze bez żadnego kontaktu) przedstawiona jest historia dziecka, że matka alkoholiczka, ojciec nieznany, że są jakieś objawy neurologiczne, jeszcze nie do końca zdiagnozowane. I przychodzi taki moment, że rodzina wtedy myśli „no nie, chyba jeszcze nie jesteśmy gotowi” i odmawia przyjęcia dziecka. Te historie są bardzo podobne. Zespół opiekujący się dzieckiem składa się z psychologów i lekarzy i stara się bardzo dokładnie analizować informacje i wszystkie przekazywać.

Ale to chyba dobrze, że w takim momencie, zanim dziecko pojawi się w ich domu.
Tak, i dlatego w ośrodku działamy w ten sposób, że najpierw jest przedstawiana historia dziecka, potem dopiero jest zgoda rodziny i kontakt. Ale jest też tak, że kiedy rodzina nie zdecyduje się na przyjęcie któregoś dziecka (choć oczywiście nadal może się starać o adopcję) to zostaje w psychice obciążenie, że powiedzieliśmy „nie” jakiemuś dziecku. Tego nie pozbywa się tak łatwo. Lepiej jest przygotować rodzinę, już na szkoleniach mówić o tym, z kim będą mieli do czynienia, jakie to są dzieci. Oczywiście my nie wiemy, jakie to będzie dziecko, możemy też trafić na dziecko genialnych studentów, którzy jechali na motocyklu i się zabili. Ale najczęściej są to raczej dzieci, których rodzice nie chcą, dlatego, że alkohol albo narkotyki albo jeszcze coś innego w życiu jest ważniejsze.

Jak długo rodzina czeka na adopcję?
Rodzin jest więcej niż dzieci. Obecnie średni czas oczekiwania na adopcję to ok. 2 lata.

A jak długo trwa przygotowanie rodziny do przyjęcia dziecka?
Uważam, że powinno trwać 9 miesięcy, jak okres ciąży. I tak rzeczywiście najczęściej jest.

Na czym polega takie przygotowanie?
Przekazuje się całą gamę wiedzy, począwszy od dotyczącej opieki nad noworodkiem, poprzez wiedzę prawną dotyczącą adopcji, aż po wiedzę psychologiczną dotyczącą rozwoju dziecka – czego można się po nim spodziewać. Tłumaczy się także, że adopcja jest wskazana, kiedy wynika nie z zaspokojenia własnych potrzeb – małżeństwo nie może mieć dzieci, wypróbowało różne metody, łącznie ze sztucznym zapłodnieniem i ponieważ nic nie wszyło, decyduje się na adopcję. To nie powinna być pierwotna motywacja. To też jest motywacja, ona zawsze istnieje, ale powinna być wtórna. Pierwotna powinna być taka, żeby pokochać opuszczone dziecko. I wtedy jest szansa, że to będzie funkcjonować.

Na jakie problemy wychowawcze mogą napotkać rodziny adopcyjne? Są inne niż zwykłych rodzin?
Początek jest inny. Zwykle dzieci wymagają o wiele większej opieki medycznej, rehabilitacji i zaangażowania ze strony rodziców w tym względzie. Trzeba być przygotowanym, że przynajmniej jedno z rodziców powinno poświęcić więcej czasu dziecku niż urlop macierzyński. Co najmniej rok. Później nie ma różnic. Adopcja jest bardzo normalną formą rodziny. Na co dzień nikt nie pamięta, że dziecko urodziła inna mama.

Ale powinno się mu powiedzieć o tym. Kiedy to zrobić?
Od razu, kiedy cokolwiek zacznie rozumieć. Mam przyjaciół, którzy adoptowali dziecko i rok później urodziło się ich własne i oni wymyślili taką obrazową formułę – mówią swoim dzieciom, że są dzieci z brzucha i dzieci z serca i to są takie same dzieci.

A co w sytuacji, kiedy dorastające dzieci chcą szukać swoich biologicznych rodziców?
Oczywiście mają do tego prawo. Wiedza na ten temat jest w ośrodku adopcyjnym. Mogą się zatem zgłosić do ośrodka po ukończeniu 16 lat. Rodzina adopcyjna nie zna rodziców biologicznych i odwrotnie – jest pełna izolacja pomiędzy rodziną biologiczną a rodziną adopcyjną. Ale wiem, że wbrew pozorom, zdarza się to niesłychanie rzadko.

Dzieci adoptowane nie chcą znać swoich biologicznych rodziców?
Na ponad 1300 historii adopcji, tylko kilkoro dzieci chciało odszukać biologiczną matkę. Zobaczyło dokumentację w ośrodku i już nigdy do tematu nie wróciło. Zwykle rodzice adopcyjni nie traktują adoptowanych dzieci jak własne, one po prostu są ich własne. Dlatego też dzieci nie potrzebują poznawać innej rzeczywistości. Ważne jest, żeby dziecko znalazło rodzinę. Prowadzimy teraz taką akcję informacyjną, żeby kobiety nie bały się urodzić niechcianego dziecka i oddać go do adopcji. Lepiej je urodzić niż zabić. Niestety ta wiedza nie jest powszechna, dla wielu wciąż aborcja wydaje się lepszym rozwiązaniem.