facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2008 - lipiec/sierpień
NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Rozczarowała mnie medycyna

Izabela

strona: 20



Byłam lekarzem rozczarowanym medycyną, oczywiście naszym systemem opieki zdrowotnej. Miałam wrażenie, że pacjent jako osoba jest bardzo niedowartościowany, pomijając już kwestie leczenia w przychodniach, szpitalach. W tym czasie ktoś mi powiedział, że mam dar uzdrawiania i nie można tego dłużej marnować. Na fali zachwytu nad wszechmocą człowieka i nad duchowością, która w każdym drzemie, wzięłam udział w kursie bioenergoterapii. To był intensywny kurs, tygodniowy, wyjazdowy. I tam otwarto mi oczy na świat, który mnie zachwycił swoimi możliwościami, aczkolwiek był niewidzialny. Były tam ćwiczenia, które uświadomiły każdemu z uczestników, że mają moc. Wierzyłam, że trzeba pomagać, jeśli ma się taki dar.

To była bajeczna podróż i ten kolorowy zawrót głowy trwał parę lat. Zabrałam w tę podróż całą moją rodzinę. Wierzyłam, że bioenergoterapia daje to, czego nie może dać medycyna naturalna, że to jest dobre. To było tak fascynujące doświadczenie, pełne niesamowitych zdarzeń, dobroci i miłości ogarniającej ze wszystkich stron, zwłaszcza na kursach. Te wspólne medytacje... Wydawało się, że to jest po prostu odkrycie i niezwykle bezpieczna metoda pomocy sobie i innym.

Po jakimś czasie jednak pojawiły się wątpliwości i porównania z moimi kolegami, którzy nagle stawali się gotowi do pomagania. Nieważne jaki zawód i jaką rolę pełnili wcześniej. W swoim mniemaniu zakładali, że mają taki dar, mogą brać za to pieniądze, mogą uzdrawiać. Przeszkodziła mi moja wiedza medyczna i dylematy moralne. Nie mogłam się pogodzić z tym, że to już wszystko. Więc odrzuciłam mistrza, zrezygnowałam, bo nie dali mi poczucia wszechwiedzy i poszukiwałam dalej na własną rękę. To okazało się dużo trudniejsze, mniej kolorowe, mniej obiecujące i prowadziło donikąd.

Przychodzili do mnie ludzie niekiedy z naprawdę ciężkimi schorzeniami. „Leczenie” trwało czasami miesiące, to nie były jednorazowe wizyty. Tym bardziej jest mi teraz wstyd, że po prostu nadużyłam ich zaufania. Moja koleżanka, która miała raka wątroby, po czasowej poprawie w trakcie naszych spotkań miała nawrót choroby i umarła. To był dramat dla mnie. Bardzo zawiodłam swoje i jej nadzieje, dając jej do zrozumienia, że jest możliwość wyzdrowienia. Przed swoją śmiercią umówiła mnie ze swoim spowiednikiem, czyli osoba, która liczyła na moją pomoc i na wyzdrowienie z mojej ręki, pokazała mi kto tak naprawdę jest Panem życia.

Ale to jeszcze nie był koniec. Posłuchałam rady pewnej osoby jasnowidzącej, która namówiła mnie do otwarcia własnego gabinetu medycyny naturalnej. I wtedy ktoś mi poradził, żeby gabinet poświęcić. Zadzwoniłam więc do księdza, którego wcześniej widziałam w kościele. On już podczas pierwszej telefonicznej rozmowy poinformował mnie, że to co robię jest niedobre, przede wszystkim dla mnie, że stoję na krawędzi przepaści, że on nie pobłogosławi tego dzieła. Natomiast przyjedzie i pomoże mi zrozumieć, dlaczego bioenergoterapia jest zła zarówno dla mnie, jak i dla moich klientów. To było moje prawdziwe nawrócenie, które zajęło mi 5 sekund.

Teraz mam ogromne poczucie winy i zmarnowanych lat, również kariery zawodowej. A najgorsze, że nie wiem, jakie są losy ludzi, których skaziłam tą filozofią i tą praktyką. Boję się nawet myśleć, jakie mogą być konsekwencje tych moich działań i dla ciała, i dla ducha… Pozostaje Boże Miłosierdzie.