facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2007 - maj
POD ROZWAGĘ. Joga religia ciała

ks. Aleksander Posacki SJ

strona: 14



Chrześcijański badacz duchowości i technik orientalnych Denis Clabaine uważa, że religia joginów jest „religią ciała”, a ich duchowość – „duchowością ciała”. Dlatego nawet joga traktowana jedynie jako gimnastyka jest pułapką, jeśli wykonuje się ją zgodnie ze wszystkimi założeniami. Za znawcą jogi, M. Eliade (byłym inicjowanym praktykiem), który nazwał jogę inicjacją, nazywam ją kontrinicjacją (inicjacją przeciwną inicjacji chrześcijańskiej) i znajduję na to coraz więcej dowodów.

Joga wykonywana zgodnie ze swymi założeniami jest rytuałem inicjacyjnym. Jest on dużo bardziej skuteczny, niż się zakłada, ponieważ w tle stoi nauka, którą z punktu widzenia skutecznie działających elementów hatha jogi cechuje pewna perfekcja. Celem jest osiągnięcie efektów „duchowych”, które przede wszystkim posiadają „subtelną materię” i nieodwracalne duchowe konsekwencje. Tu już jesteśmy blisko mediumizmu, ale o tym za chwilę.

Rytuał, który w rzeczywistości demonstruje joga (także rzekomo neutralna hatha joga), jest dokładnie inwersją rytuału chrześcijan. Wszystkie ruchy i pozycje jogi są ułożone w kierunku przeciwnym do modlitwy, która prowadzi do Boga. Autentyczne ćwiczenie hatha jogi rozwija się w cielesną liturgię w „świątyni kosmosu”. Pisze o tym wyraźnie Eliade, choć nie zauważa wszystkiego. Adoracja, o którą tu chodzi, nie jest w pełni duchową adoracją duszy, która w prawdziwej kontemplacji i miłości zapomina o swoim ciele. Adoracja w jodze odpowiada w całości materialistycznej adoracji ciała, które zapomina o swojej duszy, z powodu subtelnej miłości własnej i przeniesienia czy nawet transformacji ziemskich zachcianek na wysokie poziomy „wibracji”. Chodzi tu więc o energię, a nie o ducha.

Całkowicie zgadzam się z Clabainem, z którego pogladami utożsamiłby się zapewne słynny filozof chrześcijański Dietrich von Hildebrandt, krytykujący metodologiczne błędy Teilharda de Chardina w bardzo podobnym kontekście. Nasze wyjaśnienie jest następujące: nie wolno mylić poziomów bytu, poziomu materialno-energetycznego z duchowym, co nagminnie czynią radiesteci i bioenergoterapeuci, źle edukowani na podstawie swoich okultystyczno-psychotronicznych podręczników (okultyzm czerpie obficie z hinduizmu).

To, że jogini ćwiczą swoje asany i techniki oddechowe, aby osiągnąć lepszą „medytację”, jest zupełnie logiczne. W medytacji, o którą tu chodzi, nie ma w rzeczywistości nic duchowego, w odróżnieniu od prawdziwej medytacji chrześcijańskiej – tym bardziej wtedy, gdy jogini, mniej lub bardziej, kierują się wskazówkami magicznymi lub techniką transową. Medytacja chrześcijańska jest zasadniczo duchowa, nawet jeśli towarzyszy jej otoczka psychosomatyczna. Natomiast joga jest zasadniczo psychosomatyczna, nawet gdy ma aspiracje, że jest duchowa (chociaż w pewnym sensie taką jest, jako medytacja „ducha ciała”). Mamy tu do czynienia z kontrinicjacją i to na różnych poziomach.

Według Clabaine’a w jodze znajdujemy syntezę ateizmu i bałwochwalstwa. Znajdujemy tu niebezpieczne pomieszanie profanum z sacrum, idolatryczne ubóstwienie natury, fałszywe uduchowienie poprzez „materializację”. Prawdziwy Bóg interesuje się bezinteresowną intencją, dobrą wolą, szczerym wysiłkiem, a jest obojętny, jeśli chodzi o technikę. Modlitwa nie jest techniką, tymczasem joga interesuje się głównie techniką. Bóg chce cnoty, miłości, dzielenia się dobrem; joga praktykując techniki, chce osiągnąć stan wtórny – jest to absolutne przeciwieństwo pomiędzy duchem a ciałem. Tym bardziej, że ciało w języku Biblii oznacza egoizm (I. Congar), czemu sprzyja mediumiczne samozamknięcie, które jest istotą wszelkich technik jogi.

Denis Clabaine, na podstawie analizy zjawiska jogi twierdzi, że jej praistota jest jednocześnie magiczna i ateistyczna. Poziom czystego ducha, w prawdziwym sensie tego słowa, jest jej obojętny i nieznany. Jest tu aktywizowany pewien szczególny rodzaj zmysłu, który można by nazwać zmysłem wewnętrzno-zewnętrznym. Często określa się go „siódmym zmysłem” i rzeczywiście zawiera on całą paletę pozostałych zmysłów w formule medium. Pojęcie medium jest rozumiane przy tym w najszerszym znaczeniu i zawiera cały porządek subtelnej materii, jak np. intuicję, telepatię, przeczucie, audycję, uczucia i afekty, transfer subtelnej materii itp. Wrażliwość parapsychologiczna, paranormalna i medialna – jak by nie nazwać tego fenomenu – opisuje wrażliwość „na wibracje subtelnej energii”, której nie należy mylić z duchowością czy prawdziwą mistyką. Jej najrozmaitsze warianty zyskują przewagę nad zwykłą wrażliwością. Niektóre z tych wariantów są tak wysoce rozwinięte, że wydają się być czystym duchem.

Jest to jednak czysty mediumizm czy prawie doskonały rodzaj fuzji. Jogin ogląda bezpośrednio istnienie wszystkich obiektów. Ale nie chodzi tu o ich przypadłości metafizyczne, lecz o fizyczny, materialny byt wedle subtelnej, „wibracyjnej formuły”. Dhyana (medytacja – joga) pozwala wniknąć w obiekty, zasymilować je na sposób magiczny, tak jak przyjmuje się pożywienie, powietrze do oddychania lub ciepło, światło, energię w jej rozmaitych formach. W dhyanie asymilowane są subtelne energie – „wypompowuje się je”. Stąd też biorą się właściwości wampiryczne jogi, nawet jeśli dokonuje się to nieświadomie i bez przyzwolenia woli. W wampiryzmie energia innych istot jest „wysysana”. To zdarza się w bioterapii. Także tam można być narażonym na stosunki seksualne na poziomie subtelnej materii wraz z ich wielorakimi konsekwencjami. Takimi konsekwencjami mogą być: zdrożne skłonności, zmysłowość na płaszczyźnie subtelnej materii, rozkiełznanie pewnych sił: demonów i mechanizmów, nad którymi człowiek traci kontrolę. Chodzi więc także o możliwość opętania.

Jest bowiem możliwe – czy się chce tego, czy też nie – że działa w tym wszystkim „duch”, duch jogi, węża, duch poszukiwania czegoś niezdefiniowanego, będącego echem pokusy „będziecie jako bogowie”. Wystarczy zresztą pozwolić ciału dojść do głosu, aby z głębin nieświadomości, instynktu, materii, „wibracyjnego upojenia” wydostały się „niedające się zdefiniować” pragnienia, gdzie brakuje przejrzystości, prawdziwego, świadomego, zdefiniowanego ducha.

W tym kontekście słuchać naszego ciała w rozumieniu jogi – oznacza słuchać węża-szatana, przemawiającego do nas przez nasze „skierowane na błędną drogę instynkty”, które związane są z nim poprzez grzech pierworodny. Zatem joga należy do magii. Uaktywnia ona moc „węża” (i to w wymiarze mikro- i makrokosmicznym: obie tworzą, nawet fizycznie, całość poprzez wibracyjną zasadę rezonansu). Wynikają z tego prawdziwie „magiczne” skutki jogi i tego wszystkiego, co podobne jest do jogi w odniesieniu do „budzenia nieświadomości”. Wiadomo, że „profesjonalny” jogin potrafi żyć, mimo małej ilości snu. Podobnie miała się rzecz z Doreen Irvine, kiedy była jeszcze królową czarownic, satanistką opętaną przez 47 demonów. Była wtedy w zdumiewającej formie, która zniknęła, gdy tylko Irvine poddała się egzorcyzmom.

A więc demon przekazuje pewną sztuczną moc, która jest bardzo skuteczna, i jest gotowy skraść tę moc innym ludziom. Ale posługuje się również ogromnymi, ogólnie dostępnymi materialnymi zasobami i mocami kosmicznymi. W ten sposób zatruwa wszystko, z czym się styka, niszczy harmonię ludzkiej natury i odwraca kierunek prądu życia przeciwko śmierci na kierunek przeciwko życiu. Moc, jaką obdarza swoich adeptów, składa się z „drgań śmierci”, które podtrzymuje w pewnym zakresie tak długo, jak to możliwe, w bardzo skuteczny, ale jednak sztuczny sposób.

W porównaniu z prawdziwą życiową siłą, ta sztuczna siła jest protezą. Nie ma w niej życia, ale można za jej pomocą chodzić. Takie organy zastępcze podtrzymują tylko funkcjonowanie. Jest to galwanizacja trupa. Nie mogą jednak zastąpić samego życia, jak i właściwych funkcji utrzymujących życie. To, czego dokonuje medycyna za pomocą protez i reanimacji na płaszczyźnie fizjologiczno-mechanicznej, można porównać z tym, co czyni joga i inne pokrewne metody „na płaszczyźnie subtelnych materialnych drgań”.

Stopniowo (rzadko kiedy szybko) osobnik pozbawiany jest drgań życia i aktywowany przez drgania śmierci, które go zwodzą. Człowiekowi zdaje się, że dysponuje ogromną witalnością, a tymczasem manipulowany jest przez duchowego despotycznego gościa, który stopniowo pożera życie gospodarza, wspierając go sztucznie i mechanicznie swoimi drganiami śmierci. Osobnik dochodzi do stanu „żyjącego trupa”, czyli zombi. W porównaniu z nim lunatyk (na wpół śpiący, na wpół czuwający) jest słabym początkiem, a zombi najbardziej zaklętą, choć jeszcze nie najstraszniejszą ilustracją. Zombi jest pozornie martwy, pogrążony w letargu, całkowicie zdepersonalizowany, a jednak z nieuszkodzoną funkcją mięśni. W rękach swojego despotycznego wyzyskiwacza jest on robotem. Właściwie można go traktować jako superlunatyka, w którym hipnotycznie, przy pomocy czarów uaktywniono skutecznie działające moce.

Bardzo jasno widać tutaj (nawet z zewnątrz) depersonalizację, podczas gdy w jodze i w dyskretnym transie rzadziej wychodzi ona na jaw. W tamtych stanach jest ona bardziej subtelna i „duchowa”. A jednak „zrealizowanego” jogina dużo trudniej niż lunatyka czy zombi doprowadzić na powrót do prawdziwego „ja”. U lunatyka i zombi uszkodzenie jest względnie powierzchowne i względnie fizyczne, można je porównać z naturalnym lub sztucznym snem. W jodze i metodach pokrewnych, gdzie właściwy manipulator działa niewidocznie, jako duch we wnętrzu manipulowanego, depersonalizacja jest dużo bardziej subtelna, a może nawet pozostać niezauważona (przynajmniej dla niedoświadczonego oka).