facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2007 - lipiec/sierpień
W PUŁAPCE POLITYCZNEJ POPRAWNOŚCI. Długi marsz przez instytucje

Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB

strona: 16



o politycznej poprawności z Piotrem Semką
– dziennikarzem, publicystą, autorem zbioru felietonów „Wojna światów” demaskujących mechanizmy niszczące naszą cywilizację – rozmawiają Małgorzata Tadrzak-Mazurek i ks. Andrzej Godyń SDB

Czym jest polityczna poprawność?

Poprawność polityczna jest to de facto myślenie lewicowo-modernistyczne, ukryte w założeniach, które bardzo często wydają się zbieżne z chrześcijaństwem. I paradoksalnie, w wielu wypadkach dochodzi do styku obu ideologii. Bardzo dużo zasad politycznej poprawności może – podkreślam może – wydawać się podobnych do tych, które wynikają z chrześcijaństwa.

Na przykład?

Na przykład walka z rasizmem jest jak najbardziej zbieżna z tym, co głosi chrześcijaństwo. Troska o to, aby nikt nie był dyskryminowany, wynika przecież z przykazania miłości bliźniego. Dalej, troska o środowisko naturalne, ekologia, też przecież nie jest obca chrześcijaństwu...

W czym więc problem?

Problem polega na tym, że za tymi ogólnie słusznymi hasłami kryje się typowa dla lewicy chęć łamania tradycyjnych zasad, które są chrześcijańskie. Walka z rasizmem na przykład może być sprzedawana wraz z nienawiścią klasową lub może być łączona z deklaracją, że każde akceptowanie pojęcia narodu jest faktycznie rasizmem. Polityczna poprawność jest rozwinięciem wielu zasad lewicowych, ale bez sztandaru ideologii, tylko pod pozorem, że to jest chęć racjonalnego ułożenia życia społecznego, że to jest chęć wyrównania krzywd, ochrony pokrzywdzonych. Najważniejsze jest dobre samopoczucie. Stąd polityczna poprawność odrzuca chrześcijańską zasadę, że człowiek jest obciążony grzechem pierworodnym. Twierdzi, że człowiek z natury jest dobry, więc powinien mieć maksymalną swobodę. Bo skoro jest dobry, to powinien z natury robić rzeczy dobre. Chrześcijańska wizja mówi natomiast, że człowiek z natury jest słaby i ma na sobie piętno grzechu pierworodnego. Oczywiście, grzech pierworodny jest gładzony przez Miłosierdzie Boże, ale człowiek może być skłonny do czynienia zła, w związku z tym nie należy wykluczać mechanizmów, które powinny go ograniczać.

To jest bardzo mocne odejście od pojęcia grzechu, które dotychczas formowało większość ludzi...

No tak, ale proszę pamiętać, że są jeszcze rozmaite rzeczy, które to ułatwiały. Tzn. psychoanaliza, przekonanie o tym, że jesteśmy ofiarami, że nie jesteśmy odpowiedzialni. Teorie psychoanalizy wskazywały, że za nasze złe czyny winni są inni, którzy nas skrzywdzili, i w związku z tym my tylko odreagowujemy zło, które nam zadano. A każdy potrafi udowodnić, że ileś złych rzeczy zaznał od innych, więc stwierdzenie, że jesteśmy ofiarami, jest bardzo łatwe.

Jaka jest geneza politycznej poprawności?

Cały ruch politycznej poprawności jest echem rewolucji z 1968 r. Rewolucja ‘68 była wynikiem dwóch elementów. Można to zobrazować na przykładzie dwóch krajów: Stanów Zjednoczonych i Niemiec. W obu tych społecznościach liderami rewolty byli młodzi ludzie, którzy zostali pozbawieni silnego wzorca ojca. Zarówno w Ameryce, jak i Niemczech pokolenie wojenne było w bardzo dużej mierze, z racji wojny, pozbawione ojców. Na to nałożył się boom zamożności, który w obu krajach zaczął się około 1955 r. Co stworzył dobrobyt? Wykreował nastolatków, tzn. młodych ludzi, którzy mają stosunkowo dużo wolności, a nie mają obowiązków. Natomiast matki, które korzystały z owoców boomu gospodarczego, jednocześnie nie potrafiły dyscyplinować dzieci. No psuły je, mówiąc: „mój drogi Johny” czy „mój drogi Hans, mam tylko Ciebie”. A dziecko wykorzystywało to do terroryzowania matki. Te ostatnie przesadzały w emocjonalnym bombardowaniu miłością. Zabrakło ojców. Jest taka teoria, która mówi, że brak skrzydeł ojcowskich bardzo dużo niszczy. I to by się tutaj potwierdziło.

To ciekawe, zatem mamy dyktat politycznej poprawności, bo w którymś momencie zabrakło ojców?

Na początku ojców zabrakło, bo pochłonęła ich wojna, a później, bo zaczęły się masowo rozpadać małżeństwa. A do prawidłowego funkcjonowania potrzeba wzorca i matki, i ojca. Nie zapomnę, jak w Polsce była jakaś polityk niemieckiej lewicy, która mówiła, że Polska jest krajem, w którym ciągle 70% dzieci rodzi się w związkach pełnych, a w Niemczech jest to mniejszość.

A co zawiera się w tym wzorze ojcostwa? Dyscyplina?

Dyscyplina, umiejętność postawienia dziecku pewnych granic. Matka ma znacznie bardziej emocjonalny stosunek do dziecka, bardzo często przychodzi jej to trudniej. Dziecko jest ciałem z matki, ale natura tak to wymyśliła, że muszą być dwa elementy. Więc autorytet ojcowski jest niezbędny. Nie twierdzę, że to patent na wszystko. Natomiast bardzo wielu badaczy wskazuje, że to pomieszanie pojęć miało związek z faktem, że pokolenie rewolty ’68 było pokoleniem rozpieszczanym.

Ale wróćmy do politycznej poprawności...

Otóż, członkowie pokolenia ‘68 byli przekonani, że przegrali, że rewolta hipisowska, rewolta marksistowska, rewolta studencka się nie udały, ponieważ liczyli, że tą rewolucją „wysadzą wszystko w powietrze”. Wówczas jeden z liderów tego ruchu w Niemczech rzucił hasło „długiego marszu przez instytucje”, tzn. stwierdził, że wchodząc do mediów, wchodząc na uczelnie, będą mogli część tych ideałów przekazać. Okazało się to, oczywiście, bardzo trafne.

To znaczy?

Zilustruję to na przykładzie. Około 1965 r. w większości państw zachodnich obowiązywał zakaz wykonywania aborcji, zabijania dzieci nienarodzonych, a około 1978 r. – już w mniejszości państw. To jest przykład bardzo dużej rewolucji obyczajowej. Kolejnym elementem była rewolucja seksualna. I nie chodzi o to, że jacyś młodzi ludzie urządzili sobie „lato miłości” czy że mieli swobodę zmieniania partnerów, ale raczej o to, że z owoców tego rozprzężenia skorzystało bardzo dużo przedstawicieli klasy średniej, która, mając wyrzuty sumienia, bo bardzo często ktoś coś zrobił źle, utraciła zdolność do pouczania innych. Nie jesteśmy w stanie określić skutków tego zjawiska, ponieważ to jest siłą rzeczy trudne do oszacowania, w jakim stopniu to rozprzężenie dotknęło osoby, które jeszcze 20 lat wcześniej były liderami, a w jakim stopniu te osoby zaczęły unikać takiej pryncypialnej postawy, mówić „no, nie przesadzajmy, nikt nie jest święty”.

Zadziwia jednak takie powszechne zwycięstwo poglądów pokolenia ’68...

Odpowiedź jest oczywista, pokolenie ‘68 zdominowało media, a media okazały się bardzo sprawnym przekaźnikiem rozwiązłości, mówiąc wprost, czy stawiania sobie niskich standardów zachowań.

A skąd ta łatwość opanowania mediów?

Stąd, że współczesna kultura nieporównywalnie bardziej od kultur poprzednich stworzyła miejsce dla mediów i lansowania zabawy, np. w średniowieczu odpowiednikiem mediów były grupy tak zwanych igrców. Były to trupy teatralne, które odgrywały jakieś sztuki, żonglowały, połykały ogień itp. Grupy te przenosiły się z miasta do miasta. Obyczajowo to było środowisko, w którym był większy margines homoseksualistów. Angielskie słowo gay to echo igrców. To było środowisko, które z racji tego, że się przemieszczało, nie bulwersowało, natomiast oddziaływanie wzorców takich ludzi było minimalne. Jeżeli jednak mamy telewizję, którą ludzie oglądają godzinami, siłą rzeczy jej pozycja zwiększa się. Np. młodzi ludzie średnio 5 godzin dziennie oglądają MTV, więc siła oddziaływania takiego współczesnego „igrca” jest nieporównywalnie większa. Kiedyś ludzie nie stykali się z mediami jako sferą, która kształtowała ich opinie.

Polityczna poprawność lansowana jest w mediach ideologicznie czy też chodzi tylko o zysk?

Środowisko mediów w naturalny sposób przyciąga osoby bez zobowiązań, bardzo kreatywne, tak było zawsze. Ktoś kto ma 7 dzieci, kto bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków, osoba religijna – siłą rzeczy nie pasuje do świata medialnego. Bardzo mało osób potrafi pogodzić głęboką religijność z umiejętnością bycia we współczesnych mediach.

Jesteśmy więc skazani na powierzchowność?

Nie. Ameryka jest dobrym przykładem kraju, w którym te procesy zostały zatrzymane. Są tam stacje telewizyjne naprawdę rzetelnie i dobrze robione. Wynika to z faktu, że kultura protestancka bardzo silnie podkreśla odpowiedzialność indywidualną za swoje czyny. To jest czynnik w Polsce niezrozumiały, który tam uformował prawdomówność. W Ameryce osoba, która kłamie, jest skompromitowana. To są takie rysy surowej purytańskiej mentalności, która nas katolików bardzo często drażniła, ale która pomaga wytrzymać presję, szczególnie kiedy rzeczywistość medialna zdaje się znacznie bardziej wpływać na człowieka niż stałe autorytety, takie jak Kościół, rodzina, szkoła.

A jak sobie radzić u nas, bez takich rzetelnych mediów? Jak chrześcijanin ma się nie pogubić w świecie politycznej poprawności?

Trzeba pamiętać, że za polityczną poprawnością stoi utopia, która zawsze jest jakąś formą gnozy. Czyli stwierdzenie, że można stworzyć ład idealny na ziemi. Chrześcijanie wiedzą, że ład idealny może być tylko dziełem Boga. Każda utopia zazwyczaj bazuje w jakiejś części na tradycyjnych zasadach. Komunizm bazował na tym, że w XIX w. marksiści widzieli, że są fabrykanci, którzy w imię prywatnej własności wykorzystywali dzieci po 13 godzin dziennie. Stworzyli więc antytezę chciwości: stwierdzili, że można człowieka pozbawić możliwości posiadania własności. Wracając jednak do współczesnych utopii. Pierwsza mówi, że możliwe są związki osób tej samej płci. Nigdy w historii, w żadnym społeczeństwie nie istniały związki na zasadzie równoległej. One mogły być cechą jakichś elit, np. w Rzymie. Druga utopia jest taka, że człowiek może żyć poza modelem narodowym i głosi, że niedługo podział na narody będzie przejawiał się w tym, że jeden lubi pizzę, a drugi bigos. Trzeci rodzaj utopii – to utopie ekonomiczne, że jak ktoś jest bogaty, to jest to wynikiem krzywdy kogoś innego. A tymczasem bardzo wielu ludzi jest bogatych, bo więcej pracuje i na odwrót – bardzo wielu ludzi jest biednych, bo nie chce pracować. Oczywiście zawsze jest jakiś procent ludzi, którzy cierpią nędzę na skutek czyjegoś wpływu. Jest też jeszcze pacyfizm jako forma utopii. Pacyfizm jest zaprzeczeniem istnienia zła. Każdy chrześcijanin uważa, że istnieje zło, które kieruje działaniem innych, więc jeżeli istnieje zło, to często naszym obowiązkiem jest zatrzymanie go, czasami nie ma innego sposobu niż użycie broni. Do czego prowadzi niezatrzymywanie zła, pokazuje przykład III Rzeszy. Ktoś nie zdecydował się na wojnę w 1933 r., no i miliony ludzi zostało wymordowanych. I wreszcie najnowsza utopia – efekt cieplarniany jako wynik działalności człowieka, którą trudno uznać za prawdziwą, ale jest bardzo wygodna. Wszystkie utopie najlepiej działają na takich tezach w procesach społecznych, których nie można sprawdzić szybko, np. teza, że gospodarka w kołchozach będzie sprawniejsza niż w gospodarstwach prywatnych mogła upaść dopiero po około 40 latach, a i wtedy broniono kołchozów, mówiąc, że idea jest dobra, tylko ludzkie nawyki są złe. Od początku intuicyjnie wielu osobom wydawało się że, kołchozy to absurd, ale dowieść tego nie było można.

Skąd taki dobór tematów – pokój, sprawiedliwość społeczna, ekologia, tolerancja, feminizm?

Bo dają wspaniały rausz bycia kimś, kto czyni dobrze innym, kto trafnie rozpatruje przyszłość, kto doczeka jakiegoś ideału tutaj na ziemi. Dla pacyfisty będzie to dzień, w którym skończą się wszystkie bitwy na całym świecie, dla przeciwnika ocieplenia – moment, w którym przestaną topnieć lodowce, dla zwolennika równouprawnienia – moment, w którym skończą się prześladowania homoseksualistów i tak dalej. Oczywiście są to rzeczy, które są tak wyśrubowane, że zawsze można stwierdzić, że trzeba jeszcze bardziej się starać.

I tak trudno zobaczyć, że to utopia?

Można wpaść w takie błędne koło. Im bardziej ludzie są zmuszani do czegoś nienaturalnego, tym bardziej skłonni są do wybuchów niezadowolenia. Jeśli komuś homoseksualiści są obojętni, a często będzie wysłuchiwał, że musi ich akceptować, tym bardziej prawdopodobne, że wyrwie mu się coś obraźliwego pod adresem tej grupy. A wtedy ci walczący o „równe prawa” powiedzą „jeszcze za mało zajęć uświadamiających, musi być więcej” i tak dalej... Na tym polega dowcip, że bardzo łatwo ciągnąć tę utopię. I wszystko przemawia za tym, że jeszcze bardziej trzeba ją wcielać, ponieważ ciągle są jeszcze wypadki dyskryminacji. Np. polityczna poprawność wymaga, żeby w żaden sposób nie dyskryminować osoby homoseksualnej. I chrześcijaństwo także nie dyskryminuje osoby. Ale załóżmy, że do chrześcijańskiej szkoły zostaje przyjęty wychowawca, który po pewnym czasie zaczyna demonstrować swoją postawę aktywnego homoseksualizmu lub też prezentować ulotki ruchu gejowskiego. Powstaje konflikt, bo taka osoba publicznie pochwala rzeczy, które katechizm uważa za grzeszne i naganne. I wtedy pojawia się problem, że takiej osoby nie można zwolnić, ponieważ jest to dyskryminacja ze względu na orientację seksualną. Dalej, rodzice, którzy mają krytyczny stosunek do homoseksualizmu, stają wobec problemu, ponieważ jeżeli protestują, okazuje się, że są zwolennikami dyskryminacji. Cóż więc trzeba? Jeszcze bardziej walczyć o prawa homoseksualistów.

A nie sądzi Pan, że teraz taką najbardziej prześladowaną mniejszością stają się chrześcijanie?

Owszem, ale dlatego że chrześcijanie nie mają nawyku handlowania swoją krzywdą. A świat sądzi, że skoro nie ma Boga, który zna rachunek naszych win i krzywd, to wszystko trzeba wykrzyczeć tu i teraz. Tak więc bardzo silną cechą politycznej poprawności jest kreowanie się na ofiarę, ponieważ ofiara budzi litość, ofiara nie musi się z niczego tłumaczyć. Dlatego też matka, która usunęła ciążę, bardzo łatwo znajduje ucieczkę od wyrzutów sumienia, dowodząc, jak bardzo była uciemiężona, musiała, nie było wyjścia. Oczywiście, żeby było jasne, są kobiety, które zostały postawione w takich okolicznościach, że można im wybaczyć i zrozumieć. Niestety z tego korzystają też kobiety, które często bardzo łatwo podjęły taką decyzję. Na ofiary ucisku kreują się też homoseksualiści. To bardzo wygodne w czasach politycznej poprawności być ofiarą.

Jak chrześcijanie, z kultem krzyża, czyli cierpienia czasem milczącego, mają się bronić przeciwko takiemu wykorzystywaniu ich idei aż po dyskryminację, aż po prześladowania?

Po prostu stać twardo przy tym, w co wierzą. Niestety duży procent chrześcijan nie traktuje swojej wiary literalnie. Szkoda, bo w tym jest siła amerykańskiego protestantyzmu, który traktuje rzeczy święte serio. Trzeba wykorzystywać to, co się nazywa inteligencją moralną. Ona jest bardzo ważna we współczesnym świecie. Bo niestety polityczna poprawność ma zazwyczaj namiastki dobra i lubi wchodzić w retorykę chrześcijańską. To bardzo charakterystyczne. Poza tym nasi przeciwnicy twierdzą, że chrześcijanie są naiwniakami, bo występują z otwarta przyłbicą, mówiąc „jesteśmy chrześcijanami”. A z drugiej strony jest przecież tak samo silna ideologia, ale występuje pod nazwą „zdrowy rozsądek”. Trzeba więc z odwagą demaskować, że to, co się przedstawia jako zdroworozsądkowe, jako dobre, jest ukrytym złem.