facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - grudzień
Sudan: Buduje mnie wiara tych ludzi

strona: 10



Siostra Elżbieta Czarnecka spędziła na misjach 25 lat. Dziećmi muzułmanów opiekujemy się tak samo, jak dziećmi katolików mówi salezjanka. 22 lata w Sudanie. 3 lata była w Etiopii.
Siostra Elżbieta wcale nie myślała początkowo o misjach. Po wstąpieniu do nowicjatu sióstr Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych (salezjanek) pokornie czekała na znak, gdzie ma znaleźć swoje miejsce w życiu zakonnym. I taki znak przyszedł od Boga. Po trzech latach przygotowań wyjechała do Sudanu. Bałam się przyznaje. A było się czego bać. Trwała wojna domowa. Kraj był po katastrofalnej powodzi. Bieda i śmierć. Sudan to największy kraj afrykański, gdzie mieszka 29 mln ludzi. To jednocześnie jeden z najbiedniejszych krajów świata, nękany przez wojnę domową i głód. Cierpią na tym przede wszystkim dzieci. Jak opowiada, mimo tej biedy ludzie są wiecznie uśmiechnięci. Uśmiechnięci i życzliwi. Wodę do picia trzeba tam kupować, ale kiedy się ich odwiedza w domu, częstują właśnie tą bezcenną wodą. Krajem rządzą nieprzychylni chrześcijanom muzułmanie. Sudańscy księża byli więzieni i torturowani.
W domu, który miał się stać domem sióstr salezjanek, nie było nawet garnka, a brud zdrapywało się ze ścian żyletkami. Jak wszędzie tam, gdzie pojawiają się salezjanie i salezjanki, najważniejsza jest szkoła. I wkrótce zaczęła powstawać szkoła dla dziewcząt. Okazało się jednak, że równie ważna była opieka lekarska, bo do utworzonego spontanicznie przez salezjanki punktu medycznego trafiało nawet 100-200 osób dziennie. Zbieraliśmy dzieci, które nigdy nie były w szkole opowiada s. Elżbieta. Podopieczne sióstr salezjanek potrzebowały podstawowej edukacji. W szkole jest nauczanie początkowe i trzy klasy wyższe. Potem dziewczęta były umieszczane w szkołach publicznych. Przy szkole działało też oratorium.
Chrześcijanie są w Sudanie w mniejszości. Szykanuje się ich i represjonuje. W milionowym Chartumie były tylko dwa kościoły. W Poniedziałek Wielkanocny w czasie modlitw pod jeden z nich przyjechał buldożer i próbował go zniszczyć. Wierni stanęli w obronie. Jeden z mężczyzn położył się pod nacierającą maszynę. Kościół ocalał. W naszej szkole nie było podziałów religijnych. Dziećmi muzułmanów opiekujemy się tak samo, jak dziećmi katolików mówi s. Elżbieta.
Ośrodek prowadzony przez salezjanki rozwijał się. Są w nim przychodnia zdrowia, przedszkole, trzyklasowa szkoła podstawowa. Jest też finansowana przez rząd holenderski szkoła średnia. Siostry prowadzą też kursy zawodowe, dzięki którym kobiety zdobywają np. umiejętności krawieckie pozwalające na rozpoczęcie pracy i wyrwanie się z beznadziejnej biedy. Bo gdy przychodziły do nas, zdarzało się, że słabły z głodu wspomina s. Elżbiety. I tu też obok katoliczek uczyły się muzułmanki.
W tej chwili kraj jest po wielkiej wojnie i podziale na Sudan Północy i Południowy. To było niewyobrażalne okrucieństwo. Mordowano i katowano nawet matki z dziećmi na rękach. Strach minął, ale tego nie da się zapomnieć opowiada salezjanka. Jednak wciąż dziesiątki tysięcy ludzi koczuje na pustyni w prowizorycznych obozach, gdzie mieszka się niemal na gołej ziemi w pomieszczeniach skleconych z tektury i szmat. Bez podstawowych nawet udogodnień cywilizacyjnych, w biedzie i nędzy...
A salezjanie wciąż prowadzą tu swą misję. Zarówno w południowym, jak i w północnym Sudanie. Mimo tylu nieszczęść, biedy i represji, wciąż buduje mnie wiara tych ludzi mówi s. Elżbieta. Wierzą, mimo że wciąż brutalnie poddawani są represjom. Młode dziewczęta, opuszczające katolickie szkoły, gdzie uczyły się obok muzułmanek w pełnej zgodzie i poszanowaniu, trafiają do szkół publicznych, gdzie są wyszydzane z powodu swej wiary. Siostra opowiada o wcale nierzadkich przypadkach, gdy młody wykształcony po studiach Sudańczyk i katolik traci pracę, bo nie chciał zmienić wiary. I gdy katolika, który napadnięty przez muzułman zabił jednego z napastników, zachęca się, że wyjdzie na wolność, jeżeli wyprze się Chrystusa.
Jest w nich jednak radość. Potrafią cieszyć się najdrobniejszą chwilą życia dodaje s. Elżbieta.
Teraz siostra jest w Etiopii. Salezjanki prowadzą swą misję w najbardziej poszkodowanej podczas ostatniej wojny domowej części kraju. Trudno w to uwierzyć, ale mieszkających tu wszystkich ludzi próbowano wymordować. Zakres salezjańskiej pomocy jest tam przeogromny: przedszkola, szkoły podstawowe i średnie, kursy zawodowe, ośrodek adopcyjny. Do jednego tylko ośrodka salezjańskiego, w którym pracuje s. Elżbieta, przychodzi dziennie 600 dzieci.