facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - grudzień
Wolontariusze pomagają zmienić świat

Grażyna Starzak

strona: 4



W Polsce mamy ponad 6 mln wolontariuszy, czyli osób, które nieodpłatnie poświęcają swój czas i pracę na rzecz organizacji społecznych lub grup nieformalnych. Dużo to czy mało? W stosunku do społeczeństw zachodniej Europy nie jest to imponująca liczba. Pomysłodawcy powszechnie znanych akcji dobroczynnych uspokajają. W ich opinii wolontariat, zwłaszcza wśród młodych ludzi, jest coraz bardziej popularny.

Morze łez

Karolina Kufel do Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu trafiła cztery lata temu. Ma dopiero 21 lat, ale swoim doświadczeniem wolontariuszki mogłaby obdzielić wiele osób starszych od siebie. Tego, co przeżyła pracując w domu dziecka w Tupizie w Boliwii nie zapomni do końca życia. Słuchając przeżyć swoich podopiecznych wylała morze łez; Te dzieci, porzucone, opuszczone, często pochodzące z patologicznych rodzin, pomimo swoich kilku czy kilkunastu lat tyle w swoim życiu wycierpiały, że aż trudno było uwierzyć, że to, co mówią jest prawdą; wspomina Karolina. Przyznaje, że nie zawsze wiedziała, co ma im w takiej chwili powiedzieć.
Próbowałam osłodzić; im życie czekoladą. Przywiozłam z Polski całą walizkę słodkości. Okazało się, że dla nich najważniejsze było to, że z nimi jestem, rozmawiam, słucham i mówię, że ich kocham. Najbardziej przykry był dla mnie moment wyjazdu. Żegnałam się z nimi ze łzami, mając świadomość, że mogę ich już nigdy nie zobaczyć. Każde z tych dzieci przyjechało w moim sercu tutaj, do Polski. Myślę, że ja też zostałam w ich sercach.
Karolina traktuje wolontariat jak powołanie, chociaż jak mówi życie wolontariusza nie jest usłane różami. Jadąc do Boliwii nie znała języka. Hiszpańskie słówka wkuwała po nocach. Nigdy wcześniej nie opiekowała się też małymi dziećmi. Poradziła sobie ze wszystkim. Będąc w Boliwii udało jej się zebrać w Polsce pieniądze na operację dla małej dziewczynki, która miała poparzone i zniekształcone nogi. Po operacji udanej i rehabilitacji zobaczyłam tę dziewczynkę. Przybiegła do mnie o własnych siłach, dziękując za wszystko. To było ogromnie wzruszające opowiada, łamiącym się ze wzruszenia głosem, Karolina Kufel.
Teraz już w Polsce dzieli się swoimi doświadczenia mi z kandydatami na wolontariuszy. Cieszy się, że jest ich całkiem pokaźna gromadka. Widzę w nich szczere chęci niesienia pomocy innym, widzę zapał, entuzjazm. Ja też taka byłam i myślę, że nadal jestem.
Zapał i entuzjazm to nie wszystko zauważa Katarzyna Mierzejewska od siedmiu lat w Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym. Zgodnie z moim osobistym doświadczeniem, dwie najważniejsze cechy wolontariusza to odpowiedzialność i samodzielność. Na misje mogą jechać tylko te osoby, które będą służyły pomocą innym, a nie takie, które same potrzebują pomocy.
Katarzyna Mierzejewska przyznaje, że chętnych jest wielu. Dopiero jednak po dwóch, trzech miesiącach okaże się, kto ma zadatki na wolontariusza: Nie którzy po prostu chcą przy naszej pomocy wyjechać i zobaczyć ciekawy kraj. Kiedyś jedna z dziewcząt zapytała, wprost: Jakie macie państwo oferty wyjazdów. My tak naprawdę nie mamy żadnych ofert. To wolontariusz, który tu przychodzi do nas, musi nam coś zaproponować. Pokazać, że coś potrafi, że może coś z siebie dać. Wówczas my możemy mu umożliwić wyjazd, aby wykorzystać jego talenty.
Ks. Adam Parszywka, prezes Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu podkreśla, że młodzi ludzie, którzy przychodzą do nich, są wspaniali. Ta młodzież to największy dar. Jest w nich tyle dobroci. Potrzebują tylko czasem dobrego prowadzenia. Ponieważ każdy jest inny, z innymi problemami, oczekiwaniami, trzeba podchodzić do nich nie standardowo, lecz indywidualnie.
Własny przykład
Wioletta Nowosad, studentka anglistyki na UJ, wolontariuszka Szlachetnej Paczki akcji zainicjowanej przez ks. Jacka Stryczka mówi, że to indywidualne podejście jest bardzo ważne, bo młodych ludzi trzeba odpowiednio zachęcić do niesienia pomocy innym. Myślę, że w pozyskiwaniu nowych wolontariuszy bardzo ważne jest uświadomienie i pokazanie ludziom pozytywów działania, tego, jak ważny jest dany cel oraz jak wiele mogą zrobić. Ważne jest też pokazanie im, jak dużą wartość takie działanie ma dla innych, tych, którym pomagają. Należy też, jeżeli już mamy wolontariuszy, umieć nimi pokierować oraz nadzorować ich działanie. Nie chodzi o tzw. patrzenie na ręce, bo to źle wpływa na pracę ludzi, ale o dyskretne obserwowanie, czy wszystko idzie sprawnie oraz podpowiadanie i nasuwanie mądrych pomysłów, aby praca wolontariuszy miała sens zaznacza Wioletta Nowosad.
Pod opinią Wioletty podpisuje się dr Robert Kowalski, jeden z organizatorów Orszaku Trzech Króli największych ulicznych jasełek w Europie. W organizację orszaku, który przemierza kilkadziesiąt miast, włącza się co roku większa grupa młodych ludzi. Dr Kowalski, z zawodu kardiolog, inicjator również innych akcji społecznych z udziałem wolontariuszy, zauważa ogromną gotowość młodych ludzi do pomagania innym. Młodzi są bardzo otwarci, szczerzy, naturalni i bardzo chętni do niesienia takiej pomocy. Organizując rozmaite akcje mamy raczej problem z nadmiarem chętnych niż z ich brakiem. Musimy się sporo nagłowić, jak ich zagospodarować, żeby sobie wzajemnie nie przeszkadzali. Trzeba bardzo uważać, żeby ich nie zrazić, nie odprawić z kwitkiem. To bywa czasem trudne stwierdza Robert Kowalski.
Wolontariuszem nie zostaje się z przypadku. Zawsze jest ktoś rodzic, przyjaciel, nauczyciel, katecheta kto zaraża młodego człowieka tą ideą. Najważniejszy jest własny przykład podkreśla dr Robert Kowalski, ojciec czwórki dzieci. Nie wyobrażam sobie, żebym miał coś nakazać swoim pociechom, nawet powiedzieć zróbcie to czy tamto. Staram się natomiast delikatnie wskazać zobacz, ktoś potrzebuje twojej pomocy. To jest o tyle łatwe, że mieszkamy obok domu dla niewidomych, więc w sposób jakby naturalny pojawia się kwestia pomocy. Choćby, gdy trzeba przeprowadzić osobę niedowidzącą przez ulicę.
Zdaniem dr. Kowalskiego dzieci, widząc, że dana osoba potrzebuje pomocy, potrafią same wymyślić sposoby pomagania. Wy starczy delikatnie podprowadzić dziecko na właściwy trop. Przypomnieć, jakie ma umiejętności czy talenty, które predestynują go do tego, żeby pomóc. To działa.
Ks. Jacek Stryczek, organizator Szlachetnej Pacz ki akcji, w której bierze udział kilka tysięcy wolontariuszy, daje przykład takiej postawy z własne go podwórka. Opowiada zdarzenie z Wieliczki. W czasie, gdy trwała akcja pod tamtejszy magazyn Szlachetnej Paczki podjechała luksusowa limuzyna. Osoba przywożąca paczki dla ubogich rodzin zgłasza się najpierw do wolontariusza. Właściciel limuzyny też tak uczynił. Wolontariusz zapytał go, ile ma paczek. Mężczyzna odpowiedział, że nie wie. Proszę samemu zobaczyć powiedział. Wolontariusz podszedł do auta i zobaczył, że bagażnik jest pełen prezentów. W środku też było ich pełno. Aż po dach. Pomiędzy paczkami siedziała skulona żona z dwójką małych dzieci. Widząc zdziwioną minę wolontariusza mężczyzna tłumaczył, że wziął ze sobą dzieci, bo chciał, aby wiedziały, że trzeba pomagać. Poprosili, aby mogli z tymi prezentami jeździć do konkretnych, wskazanych im rodzin. Później opowiadali, jak wielkie to było przeżycie dla dzieci. One widziały łzy szczęścia obdarowanych. Podejrzewam, że nie zapomną tego szybko. Rodzice dali im przykład pięknej postawy. Myślę, że później, w swoim dorosłym życiu, będą za nimi podążać opowiada ks. Jacek Stryczek.

Zmienić kraj, nasz kraj

Wolontariuszy można spotkać w różnych miejscach. W hospicjach, domach opieki, w czasie rozmaitych kwest, zbiórek pieniężnych i rzeczowych. Są często na bardzo odpowiedzialnych i kreatywnych stanowiskach. Przygotowują projekty, zajmu ją się pracą biurową, organizują koncerty i imprezy charytatywne, prowadzą korespondencję, współ pracują z mediami, projektują strony internetowe i grafikę, zarządzają zespołami osób. Część z nich wyjeżdża do najuboższych miejsc świata, m.in. do slumsów w Afryce i Ameryce Południowej, gdzie organizują życie społeczne, koordynują budową infrastruktury, prowadzą zajęcia pedagogiczne, kształcą kadry, pomagają w szpitalach, domach
dziecka. Są szanowani przez miejscową ludność nie tylko z powodu profesjonalnie wykonywanych za dań, ale również za bezinteresowność, życzliwość i radość. Jak mówi ks. Adam Parszywka wolontariusz to skarb nie tylko dla lokalnej społeczności, ale i dla całego świata.
Inwestowanie w wolontariat i wolontariuszy jest inwestycją w przyszłość, która trwale procentuje w wymiarze społecznym, zawodowym i ogólnoludzkim podkreśla prezes Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego.
Sami wolontariusze, pytani, co daje im praca dla innych, odpowiadają zgodnie: satysfakcję, możliwość sprawdzenia się, odwdzięczenia, poczucie, że jest się potrzebnym. I to jest chyba w wolontariacie najważniejsze. Trzeba jednak dodać, że dziś wolontariat to nie tylko pomoc bliźniemu, to również doskonała okazja, by podnieść kwalifikacje. Wolontariat może być bo-wiem pierwszym krokiem na rynku pracy. Przeszkolonym przez nas wolontariuszom łatwiej jest odnaleźć się na tym rynku przyznaje ks. Jacek Stryczek. To się przekłada przecież również na biznes. Szlachetna Paczka to tysiące ludzi.
My zmieniliśmy ich myślenie, stosunek do innych osób. To jest nasz pomysł na to, jak zmieniać kraj. Nasz kraj dodaje ks. Stryczek. Wolontariat wolontariatowi nierówny. Ks. Adam Parszywka zwraca uwagę, że niektóre organizacje, z nazwy dobroczynne, wykorzystują wolontariuszy do budowania korzyści jednych, kosztem drugich.
Nazywanie młodego człowieka wolontariuszem, bo przez jeden dzień w roku zbiera datki na ulicy, jest może zasadne, ale jakże płytkie. To jest żerowanie na czystej intencji wolontariuszy bez dania im czegoś, co będzie ich dalej rozwijało. Taki łatwy wolontariat z jednej strony służy do budowania wielkości organizacji (czy też organizatora takich jednorazowych akcji), a z drugiej do zaspokojenia potrzeby bycia dobrym w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Jeszcze bardziej gorszące jest to według ks. Parszywki że organizacje nazywające się dobroczynnymi wykorzystują wolontariuszy do załatwienia swoich partykularnych celów.
Organizacje te mają dobrze rozwiniętą działalność pro pagandowo-uświadamiającą i bardzo dbają o kształtowanie wolontariusza. Przedstawiają im pole działania, naświetlając związany z tym problem jako zagrożenie dla świata. Przyłączając się do walki z tym zagrożeniem wolontariusz staje się we własnych oczach dobroczyńcą ludzkości i ma poczucie rozwiązywania problemów światowych. W rzeczywistości jest to nierzadko załatwianie interesów pewnych grup rękami dobrych, choć często zbyt naiwnych wolontariuszy.

Młodzi są bardzo otwarci, szczerzy, naturalni i bardzo chętni do niesienia takiej pomocy. Organizując rozmaite akcje mamy raczej problem z nadmiarem chętnych niż z ich brakiem.
dr Robert Kowalski

Wolontariusz to skarb nie tylko dla lokalnej społeczności, ale i dla całego świata.
Ks. Adam Parszywka, salezjanin