facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - luty
Siostra Leokadia nie tylko wśród aniołów

Grażyna Starzak

strona: 12



Ta szkoła nawet w czasie ferii tętni życiem. W jednej z klas uczniowie omawiają kolejny numer szkolnej gazetki. W pokoju nauczycielskim odbywają się indywidualne korepetycje z matematyki. W sali gimnastycznej trwają przygotowania do balu karnawałowego.
Pomiędzy pokojem nauczycielskim a salą gimnastyczną krąży pełna energii kobieta w szarym habicie. Co krok ktoś ją zatrzymuje. Siostro to, siostro tamto. Widać, że jest tu autorytetem. Trudno się temu dziwić. Gdyby nie s. Leokadia Wojciechowska, Gimnazjum nr 41 na nowohuckim os. Jagiellońskim przestałoby istnieć. Pomysł przekazania szkoły w ręce sióstr salezjanek zrodził się w kręgu lokalnych samorządowców. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Gimnazjum nr 41 nie cieszyło się zbyt dobrą opinią. Mówiono o nim, że jest „naznaczone”. Chodziła tu młodzież, którą częściej niż w szkole można było spotkać w pobliskich parkach. Tam gdzie zbierają się pseudokibice. Dwa lata temu zamierzano zlikwidować tę placówkę, bo ubywało uczniów, odchodzili nauczyciele. Tutejsi radni postanowili ratować gimnazjum przed zamknięciem. O pomoc poprosili siostry salezjanki. Uznali, że poradzą sobie z trudną młodzieżą. Dyrektorem szkoły została s. Leokadia Wojciechowska.
Siostra była już dobrze znana w nowohuckim środowisku. Przez kilka lat prowadziła szkołę podstawową. Z doskonałym wynikiem. Gdy zaproponowano jej, aby została dyrektorem gimnazjum, nie wahała się ani minuty. „Kiedy pracowałam w podstawówce, w czasie pożegnania pierwszych absolwentów poczułam ból w sercu, zdając sobie sprawę, że tylko ci najlepsi mogą się dostać do gimnazjów katolickich, które są znane z tego, że mają wysokie wymagania. Przez wiele lat modliłam się, żeby Bóg mnie oświecił, co powinnam zrobić, żeby pomóc tym, którzy nie są »naj«. Dlatego podjęłam się tego zadania i dlatego to gimnazjum jest szkołą rejonową, otwartą dla wszystkich” – podkreśla s. Leokadia. Jednym z głównych celów, jakie postawiła przed sobą w tej nowej dla siebie placówce, była integracja nauczycieli, rodziców i innych osób, którym zależało na tym, żeby ten edukacyjny eksperyment się udał. Stworzenie przyjaznego szkole środowiska, w którym „młody człowiek będzie się czuł chciany, kochany, akceptowany”, to w opinii s. Leokadii pierwszy krok do sukcesu. O tym, że to była właściwa strategia, świadczą coraz wyższe miejsca, jakie w rozmaitych rankingach zajmuje Publiczne Gimfot nazjum Sióstr Salezjanek im. św. Dominika Savio – taką nazwę nosi teraz ta szkoła. „Dwa lata temu, gdy szkołę przejęły salezjanki, w gimnazjum było stu uczniów. Obecnie jest ich 330. Cieszę się, że siostry dały się namówić, żeby wejść w to trudne środowisko” – mówi Sławomir Góra, przewodniczący Rady Dzielnicy XVI Bieńczyce. Ani on, ani żadna z osób, z którymi na ten temat rozmawiałam, nie ma wątpliwości, że to zasługa s. Leokadii Wojciechowskiej. W pokoju, w którym urzęduje s. Leokadia – trudno to pomieszczenie nazwać gabinetem – drzwi nie zamykają się ani na chwilę. Przychodzą nauczyciele, rodzice, uczniowie. Z pomysłami, nowymi inicjatywami, po radę. „Najpiękniejsze chwile przeżywam wtedy, kiedy nasi uczniowie przychodzą do mnie pogadać albo po prostu posiedzieć. Jestem wtedy autentycznie wzruszona” – wyznaje s. Leokadia.
Protestuje, gdy ktoś przy niej źle się wyraża o gimnazjalnej młodzieży. „Tym, którzy tak oczerniają młodych ludzi, proponuję, żeby zadali sobie pytanie, czy te czasem naganne zachowania to naprawdę tylko ich, młodzieży, wina”. Podkreśla, że młodym należy wyznaczyć pewne granice, których nie powinni przekraczać, określić zasady, którymi powinni się kierować, narzucić konkretne wymagania. „I w sposób stanowczy je egzekwować. Tak jak to robił ks. Jan Bosko. Wbrew pozorom wcale nie był takim »dobrym wujkiem« głaszczącym wszystko i wszystkich po drodze. Ks. Bosko był bardzo zdecydowany, bardzo stanowczy, bo wiedział, że tego potrzebuje młodzież. Młodzi ludzie nie lubią mięczaków. Potrzebują wychowawcy, który ich poprowadzi ręką dobrą, ale mocną” – przedstawia swój punkt widzenia na kwestie wychowawcze dyrektorka w habicie.
Metody stosowane przez ks. Bosko, który – jak mówi s. Leokadia – „każdego człowieka szanował w jego oryginalności” i „nikogo nie urabiał na swoją miarę”, w zarządzanym przez nią salezjańskim gimnazjum przyniosły nadspodziewanie dobre efekty. Okazało się, że nawet tzw. trudna młodzież ma swoje pasje i zainteresowania. Nawet ci, których wcześniej częściej widywano w parkach niż w szkole, znaleźli pole do aktywności. A to przy malowaniu szkolnej kawiarenki, a to przy organizowaniu międzyszkolnej ligi piłki, której inicjatorem – i jak na razie liderem – jest właśnie młodzież z dawnego Gimnazjum nr 41, a to przy tworzeniu rozmaitych kółek zainteresowań. W tej nowohuckiej szkole można się naocznie przekonać, że metoda ks. Bosko jest coraz bardziej aktualna. „I będzie wyzwaniem dla pedagogiki, bo stawia młodego człowieka, jego potrzeby, w centrum oddziaływań wychowawczych, bo akceptuje go takim, jaki jest. Ks. Bosko nie dzielił młodych ludzi na mniej lub bardziej zdolnych, na mniej lub bardziej aktywnych, na silnych czy słabych. Ks. Bosko pochylał się nad każdym młodym człowiekiem” – mówi s. Leokadia.
Na pytanie, jak ocenia dwa lata spędzone w „naznaczonej” złą sławą szkole, odpowiada krótko: „Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu dziękuję”. Tylko to może powiedzieć, bo po tych dwóch latach umocniła się w przekonaniu, że to była wola Boża, iż została dyrektorem tej placówki. Nie ukrywa jednak, że ze wszystkich dzieł, które do tej pory podejmowała, to było najtrudniejsze.

Metoda ks. Bosko jest coraz bardziej aktualna, bo stawia młodego człowieka, jego potrzeby, w centrum oddziaływań wychowawczych, bo akceptuje go takim, jaki jest. Ks. Bosko nie dzielił młodych ludzi na mniej lub bardziej zdolnych, na mniej lub bardziej aktywnych, na silnych czy słabych. Ks. Bosko pochylał się nad każdym młodym człowiekiem. s. Leokadia Wojciechowska