facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2008 - czerwiec
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wyczyn czy zabawa?

ks. Marek Chmielewski SDB

strona: 12



Ksiądz Bosko nie szukał sposobów na wyśrubowane rezultaty i mistrzów stadionów. Sport był dla niego sposobem wyrażania się młodych, budzenia spontanicznej radości, rodzenia się i umacniania wzajemnych relacji.

Kiedy słyszę coś na temat sportu, a tym bardziej jego roli wychowawczej, myśl spontanicznie biegnie ku księdzu Bosko otoczonego tłumem chłopców podczas poobiednich chwil zabawy i odpoczynku. Ruch, śmiech, spontaniczność. Nic z musztrowania, obowiązkowych ćwiczeń, specjalistycznych treningów. Na nogach chłopców zwykłe buty, codzienne ubranie. Boisko bez sztucznej trawy i jupiterów.

Ksiądz Bosko przez lata był sercem i duszą takiego podwórka pełnego chłopców. Jeden z domorosłych kronikarzy życia na Valdocco zapisał w swych notatkach: „Był rok 1868. Ksiądz Bosko miał już 53 lata. W swej młodości był atletą. Teraz powoli tracił siły. Ciało postarzało się, ale duch pozostał młody. A mimo to przyjął wyzwanie ze strony chłopców i stanął z nimi do zawodów w bieganiu. Zrobił to, aby rozbudzić w nich entuzjazm i zapał do zabawy. Wiedział dobrze, że nie powinien tego robić. Ze względu na opuchliznę nóg, lekarze zabraniali mu zbytnich wysiłków. Mimo tego ustawił się na linii startu. Na dany znak ruszył z nadzwyczajną szybkością. Chłopcy krzyczeli z radości jak oszalali. Ksiądz Bosko jakby odmłodniał. Na kilkudziesięciu metrach pozostawił daleko za sobą kilkuset małych biegaczy. Wielu z nich było bardzo szybkich i wygrali już niejedne zawody”.

Czy dzisiaj jesteśmy w stanie budzić takie same emocje u tych, których zapraszamy do uprawiania sportu? Kilkanaście lat temu pewna drużyna pojechała na Igrzyska Młodzieży Salezjańskiej, chyba gdzieś do Hiszpanii i tam zdobyła I miejsce w swej kategorii, pokonując Portugalczyków, Włochów i Hiszpanów. Zwycięzcy pojechali na Igrzyska po wieloetapowych eliminacjach, profesjonalnych treningach, z super obstawą techników i specjalistów. A ich „przeciwnicy”? Kilka miesięcy przed Igrzyskami, jeszcze jako student w Rzymie i kapelan w szkole sióstr salezjanek, uczestniczyłem w dyskusji wychowawców, którzy zastanawiali się, kto z ich środowiska mógł-by pojechać na Igrzyska. Najlepsza drużyna w szkole brała już udział w Igrzyskach. Kilku chłopców z drugiego zespołu ostatniego turnieju nie przychodziło na spotkania formacyjne. Uczniowie z trzeciej drużyny z końcem roku opuszczają szkołę. Nie pamiętam, ile jeszcze drużyn wymieniono. W końcu trenerzy, dyrektorka, kapelan i przedstawiciel rodziców zdecydowali, że pojadą chłopcy z II klasy. Ich drużyna zrobiła największe postępy. Nie tylko w sporcie. Z grupy przypadkowych ludzi II klasa stała się zgranym zespołem. Obie drużyny (ta która zwyciężyła i ta z włoskiej szkoły) uczestniczyły w tym samym święcie młodzieży salezjańskiej, która uprawia sport.

Boisko było dla księdza Bosko narzędziem diagnozy pedagogicznej. W zabawie widać bowiem, kto jest radosny, a kto smutny, kto lideruje, a kto potrzebuje przewodnika, kto oszukuje, a kto się poświęca, kto jest w grupie, a kto pozostaje w izolacji. Jedyną granicą w uprawianiu sportu był dla księdza Bosko grzech: „Czyńcie wszystko, co się wam podoba, grajcie, skaczcie, biegajcie. Tylko nie grzeszcie!” Obok zgorszenia, bluźnierstw, zaniedbania mszy św. w niedziele, ksiądz Bosko pewnie dodałby dzisiaj do tej listy doping, łapówki, kupowanie wyników itp.

Warunek powodzenia wychowania przez sport też wydaje się być tylko jeden. To asystencja, czyli obecność wychowawcy, który dzieli z młodymi to, co przeżywają i czują, który jest z nimi, bawi się, stymuluje do dobra, radzi. Jest jak ojciec, brat i przyjaciel. To jest o wiele ważniejsze niż stroje, stadiony, wyniki, medale i co tam jeszcze…