facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2007 - październik
GDZIEŚ BLISKO. Batalia (nie tylko) o dobrego fachowca

Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 10



Wyobraźmy sobie, że remontujemy dom. Dajemy majstrowi pieniądze, on kupuje potrzebne materiały, rozlicza się z nami, po czym robi, co do niego należy – rzetelnie, uczciwie. Nawet nie musimy się zwalniać z pracy, żeby go pilnować. Po prostu zostawiamy mu klucze i wracamy na gotowe, bo nawet po sobie posprząta… Albo oddajemy samochód do warsztatu samochodowego, a tam miłemu mechanikowi nawet do głowy nie przyjdzie, żeby podmienić jakąś część na gorszą czy zażądać więcej pieniędzy niż w rzeczywistości była warta naprawa… Albo idziemy do krawca i… No dobrze, wiem, to nierealne. Ale jak miło pomarzyć.

Nie da się pewnie osiągnąć takiego idealnego stanu, żeby wszyscy w pracy byli rzetelni, uczciwi, po prostu dobrzy – i w tym, co robią, i dla innych. Ale to wcale nie znaczy, że nie warto się starać, żeby choć trochę zbliżyć się do tego ideału. Właśnie tak rozumieją swoje zadanie wychowawcy z Zespołu Szkół Zawodowych Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu.

Asystencja i przykład
„Pracowałem w Oświęcimiu jako nauczyciel zawodu – opowiada ks. Krzysztof Grabowski SDB – 18 godzin w tygodniu spotykałem się z wychowankami w ich bardziej naturalnym środowisku niż sala lekcyjna. Wiem, jak ważny jest dla nich przykład instruktora. Jeśli na katechezie mówi się im, żeby nie przeklinali, właściwie nie ma to oddźwięku, ale gdy powie to instruktor w warsztacie, wtedy ma to zupełnie inny wymiar. A jeśli jeszcze sam nie przeklina, wtedy szansa, że wychowankowie przejmą jego sposób bycia, jest ogromna. Jeśli na lekcjach uczy się ich, że wszystko powinni wykonywać starannie, bo naprawiają samochód i może chodzić o czyjeś życie, przelatuje im to przez głowy z szybkością światła i nic nie zostaje, a gdy na warsztatach to samo tłumaczy instruktor, mówiąc, że to samochód kogoś konkretnego, np. starszego pana albo czyjejś mamy, już nieco inaczej patrzą. To już konkret. I takie przykłady można by mnożyć.”
W Oświęcimiu wiedzą, że to, jakie podejście ma nauczyciel zawodu i co przekaże wychowankom, jest nie do przecenienia. To, jakich pracowników wypuszczą na rynek, w dużej mierze zależy od tego, jak sami pojmują uczciwość, rzetelność, sumienność i jak stosują ją w swojej pracy. A jeśli do tego dodać system wychowawczy księdza Bosko jako narzędzie wychowawcze stosowane w oświęcimskiej szkole, to nic dziwnego, że absolwenci nie mają trudności ze znalezieniem pracy, że są poszukiwani. Wielu z nich założyło własne firmy (do tego też są w szkole przygotowywani), wielu pracuje w renomowanych serwisach (ci po kierunku samochodowym), a jeszcze inni wyjechali za granicę i nawet tam szkoła, którą ukończyli, otwiera im wiele drzwi.
„Nauka solidności, sumienności, uczciwości jest wpisana w program nauczania w naszej szkole – tłumaczy Wiesław Głąb, kierownik Warsztatu Diagnostyki i Badań Technicznych przy Zespole Szkół w Oświęcimiu – taki jest charakter szkoły. Nie możemy sobie pozwolić na wypuszczanie bubli na zewnątrz, bo to świadczy o naszych uczniach i o nas. Poza tym wychowankowie patrzą jak pracujemy i uczą się na naszym przykładzie sumienności i dokładności oraz kontaktu z klientami. Najważniejsza jednak jest asystencja na warsztatach. To, na czym opiera się system wychowawczy księdza Bosko, czyli stała obecność wychowawcy wśród wychowanków. U nas uczeń jest przez cały czas pod czujnym okiem nauczycieli zawodu i bynajmniej nie po to, by go kontrolować, ale żeby być przy nim i służyć w każdej chwili radą, jeśli tylko będzie tego potrzebował.”

Wychowanie
Uczniowie w szkole oświęcimskiej, jak we wszystkich szkołach salezjańskich, są nie tylko uczeni, są przede wszystkim wychowywani. Tak jak we wszystkich placówkach salezjańskich stosowany jest tutaj w praktyce system zapobiegawczy księdza Bosko. „Mamy »słówko na dzień dobry« – opowiada ks. Zenon Latawiec SDB, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu – takie ranne apele dla wszystkich uczniów, jest też »słówko na dobranoc« w internacie, asystencja, bycie razem podczas przerw, a przede wszystkim »słówko na ucho«, czyli osobisty kontakt z wychowankiem, uczestniczenie w jego życiu, towarzyszenie, bliski kontakt i przyjazne nastawienie”.
I być może w tym tkwi sekret powodzenia absolwentów szkoły oświęcimskiej na rynku pracy – są nie tylko świetnymi fachowcami, doskonale znającymi się na swojej pracy, ale są również dobrze uformowanymi młodymi ludźmi, którzy mieli okazję poznać swoją wartość, dojrzewając w przyjaznym środowisku.

Kawał historii
Mury Zespołu Szkół Zawodowych Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu opuściło już setki, a może i nawet tysiące takich młodych ludzi. Szkoła istnieje nieprzerwanie od ponad 100 lat. Była jedyną szkołą salezjańską w Polsce, której komuniści pozwolili funkcjonować. Powstała w 1900 r., dwa lata po przybyciu salezjanów do Polski. Oświęcim jest więc kolebką salezjańskości w Polsce. I jak na takie miejsce przystało, robi imponujące wrażenie. Gmachy są ogromne, strzeliste, obok rzecz jasna boiska (bardzo nowoczesne) i nieodłączny gwar młodych. Od 1998 r. już nie tylko samych chłopców, bo w tym roku otwarto liceum i progi tej typowo męskiej szkoły przekroczyły dziewczęta. Jak żartowali wtedy uczniowie – salezjanie zafundowali im najpiękniejszy prezent na 100--lecie szkoły – koedukację.
„Liceum i gimnazjum pojawiły się pod koniec lat 90. w obliczu kryzysu szkolnictwa zawodowego – mówi ks. Zenon Latawiec. – Nagle się okazało, że nie ma chętnych do nauki zawodu. Chcąc ratować szkołę, zdecydowaliśmy się zmienić jej charakter, a właściwie zróżnicować ofertę, bo ani technikum, ani szkoła zasadnicza nigdy nie przestały działać”.
Na szczęście o tamtych kłopotach można już powoli zapominać, bo w tej chwili zainteresowanie szkołą zasadniczą jest ogromne.
„Planowaliśmy w tym roku otworzyć dwie klasy pierwsze w Zasadniczej Szkole Zawodowej, a otworzyliśmy trzy, bo takie było zapotrzebowanie” – mówi ksiądz dyrektor. Lata zapaści w tej dziedzinie będą jednak od czasu do czasu dawały jeszcze o sobie znać, choćby dlatego, że bardzo trudno teraz o dobrych nauczycieli zawodu. Ci, którzy kiedyś musieli odejść ze szkół, albo już są na emeryturze, albo się przekwalifikowali i znaleźli inną pracę, a nowi nie byli odpowiednio kształceni, gdyż nie było takiej potrzeby.
Dyrektor Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu, choć narzeka na braki kadrowe, zdecydowanie jednak jest zadowolony z tych nauczycieli, którzy są. Zadowoleni są także uczniowie. No i oczywiście w konsekwencji przyszli pracodawcy i klienci.

• • •
Dopóki społeczeństwo będzie potrzebowało stolarzy, murarzy, mechaników, piekarzy, szwaczek, fryzjerek itd., dopóty będą miały rację bytu szkoły zawodowe. Ale jakiej jakości usługi będą świadczyli ich absolwenci, zależy w dużej mierze od tego, jak zostaną uformowani. Szkoła w Oświęcimiu na pewno kształci dobrych stolarzy, mechaników, operatorów, ale przede wszystkim „uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan”.
I jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że także dobrych mężów...