facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - listopad
GDZIEŚ BLISKO. O nowych inspektorach słów kilka

ks. Jarosław Wąsowicz SDB, ks. Piotr Lorek SDB

strona: 11



Kilka miesięcy temu w dwóch inspektoriach salezjańskich (pilskiej i wrocławskiej) zostali mianowani nowi przełożeni na sześcioletnie kadencje. Zgodnie ze zwyczajem, przybliżamy Czytelnikom ich postacie.

ks. Marek Chmielewski – inspektor pilski

Z ks. Markiem Chmielewskim dzielę, jako współbrat, salezjańskie życie od jedenastu lat. Zawsze przez te lata był moim przełożonym, co nie tylko nie przeszkadzało, ale wręcz pomagało nam się zaprzyjaźnić. Wszystko to dzięki słowu, które jest kluczem do nakreślenia postaci księdza Marka. Tym słowem jest „pasja”.

Największą pasją księdza Marka – i to od lat dziecięcych – jest niewątpliwie ksiądz Bosko. Zaprzyjaźnił się z tym świętym już jako chłopiec w swojej rodzinnej parafii Najświętszej Marii Panny Wspomożenia Wiernych w Rumi. Do dziś wspomina, jak zdobył pierwszą książkę o księdzu Bosko, autorstwa ks. Augustyna Aufreya. Kiedy pewnej niedzieli była rozprowadzana w parafialnym kościele, akurat nie miał przy sobie pieniędzy, więc tuż po zakończonym nabożeństwie popędził do domu po swoje kieszonkowe. Na szczęście zdążył wrócić i kupić egzemplarz. I to w twardej oprawie! Książkę przeczytał jeszcze tego samego dnia.

W tym samym czasie zaprzyjaźniał się także z salezjanami. Często przy różnych okazjach przywołuje gorliwość swoich katechetów, opiekunów ministrantów, którzy w tamtych – niełatwych przecież czasach – starali się być wiernymi wychowawcami i przewodnikami młodzieży.

Ta ich postawa zaowocowała. Dziś ks. Marek sam jest nie tylko praktykiem wychowawczej myśli księdza Bosko, ale także pasjonatem studiów nad jego życiem i działalnością. Po święceniach i krótkiej pracy w inspektoracie studiował salezjańską duchowość w Rzymie. To były owocne i twórcze lata. Dzisiaj, ze zdobytej wówczas przez ks. Marka wiedzy korzystają nowicjusze, klerycy, współbracia uczestniczący w rekolekcjach i dniach skupienia, młodzież, członkowie Rodziny Salezjańskiej. Wszyscy są zgodni, że tę wiedzę przekazuje z pasją. Pasja ta wydała także szereg znakomitych prac badawczych.

Pasją ks. Marka są także młodzi ludzie. Dla mojego pokolenia salezjanów wychowanych w seminarium w Lądzie zawsze będzie nie tylko wychowawcą i formatorem, ale także znakomitym organizatorem tamtejszego oratorium. Najpierw zaproponował niedzielne oratorium dla dzieci, później swoją oratoryjną pasją zaraził starszą młodzież, parafian z Lądu i oczywiście kleryków. Wszyscy wspólnie remontowali i upiększali pomieszczenia wygospodarowane przez seminaryjną wspólnotę na oratoryjne salki. Udało się. Ziarno wtedy zasiane, przynosi owoce do dzisiaj.

Pasją ks. Marka było także formowanie kleryków i praca wykładowcy w seminarium. Ma niebywałą umiejętność zaprzyjaźnienia się z młodszymi współbraćmi, wsłuchiwania się w ich głos, potrzeby i propozycje. Pewnie dzięki temu w gronie swoich wychowanków cieszy się autorytetem i sympatią.

Wreszcie ks. Marek to pasjonat pióra. Nigdy nie odmawia współpracy, nawet parafialnym gazetkom, gdy chodzi o promocję księdza Bosko i Zgromadzenia Salezjańskiego. Wśród wielu dziennikarskich sukcesów w pierwszym rzędzie wymienić należy dziesięcioletnią już współpracę z Magazynem Salezjańskim Don BOSCO. Cykl „Słówko o ks. Bosko” wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem. Ks. Marek to także założyciel pisma Salezjańskiego Ruchu Młodzieżowego „Kontakt”. Kiedy w 1988 r. zrodziło się w jego zamyśle (wówczas inspektorialnego delegata ds. duszpasterstwa młodzieży), było zaledwie dwustronicowym listem kierowanym do ministrantów z Inspektorii św. Wojciecha. Wspomnieć też trzeba „Rodzinę Salezjańską”, periodyk ukazujący się w Inspektorii św. Wojciecha, którego ks. Chmielewski był przez ostatnie sześć lat redaktorem. A wszystkie publikacje to wielogodzinne, mozolne zbieranie i porządkowanie materiałów, generowanie i pielęgnowanie w głowie pomysłów (bo przecież trzeba napisać „słówko o księdzu Bosko” w kontekście np. halloween) i wreszcie wytrwałe, niekiedy nocne, stukanie w klawiaturę, aż echo roznosi się po korytarzach inspektoratu. Takiego właśnie ks. Marka znam.
Jedną z pierwszych decyzji ks. Marka jako inspektora było powołanie Inspektorialnego Biura ds. Mediów z oddelegowanym do tej pracy współbratem. Już po dwóch miesiącach działalności tej agendy inspektoratu widać, że jest to „oczko w głowie” ks. inspektora. Znaczy to, że do rozszerzania tej płaszczyzny aktywności współbraci z Inspektorii św. Wojciecha, ich przełożony podejdzie z pasją. Zatem uwaga: medialna inwazja nadchodzi! Bo ks. Marek do wszystkiego, za co się weźmie podchodzi z pasją. Dotyczy to nie tylko obowiązków, ale także zainteresowań, sposobu spędzania wolnego czasu. Choć wszystko wskazuje na to, że w najbliższym sześcioleciu za wiele czasu wolnego nie znajdzie.

Cieszę się tylko, że nasz przełożony nie okazał się aż tak wielkim pasjonatem swojego ulubionego klubu piłkarskiego, czyli gdyńskiej Arki, jakim ja jestem, jeśli chodzi o Lechię. Bo boję się, że wtedy nasza przyjaźń dwa razy do roku wystawiona byłaby na szwank…

ks. Jarosław Wąsowicz SDB

Ks. Alfred Leja – inspektor wrocławski

– Mogę w czymś pomóc? – pyta wychowawca „podejrzanego” mężczyznę, który kręci się po korytarzu internatu szkół salezjańskich w Tarnowskich Górach, przygląda ludziom, zagaduje. Jego wygląd wzbudza zrozumiałe zaciekawienie. Wysoki gość z siwą brodą, ubrany w jasne, wyświechtane spodnie. Czerwony polar i turystyczny kapelusz wskazują na kogoś, kto przypadkiem, zwiedzając park, zaglądnął do szkoły. Doświadczenie pedagoga, który w tym miejscu nie jedno już widział, podpowiada, że tak nie wygląda domownik ani rodzic któregoś z wychowanków. – Tak się trochę rozglądam, bo jestem tu nowym dyrektorem – odpowiada tajemniczy jegomość, zerkając spod przyciemnionych okularów, życzliwym uśmiechem pokrywając zakłopotanie rozmówcy.
Jaka osobowość kryje się za tak oryginalną powierzchownością, jakby na opak modzie i wyznaczonym konwenansom? Mam w tym względzie kilka osobistych spostrzeżeń i przemyśleń.

Młodzież. – Witajcie, dzieciaki kochane. Uśmiechnij się, Majka, moja muzo. Miłego dnia wam życzę, łotrzykowie – słyszą w poniedziałkowy poranek młodzi ludzie wchodzący do szkoły z ciężkim od książek plecakiem i jeszcze cięższym sercem. Zaspane twarze nagle zaczynają się budzić, w oczach pojawia się błysk nadziei, że ten dzień nie taki znowu do niczego. Skoro ktoś mnie zauważył, pozdrowił, przywitał i przybił piątkę, to chyba dobry znak. Bezpośredni kontakt, serdeczne słowa zapadające w pamięć to znak, że tym korytarzem przechodzi właśnie ks. Leja. Po jakimś czasie nikogo w Tarnowskich Górach, w salezjańskich szkołach dla osób niepełnosprawnych, nie dziwił już widok mężczyzny, na którego mocnym ramieniu wspiera się któryś z niepełnosprawnych wychowanków. Chodzili krok w krok, ramię w ramię, by pogadać o rzeczach całkiem zwyczajnych i tych, które mówi się tylko zaufanej osobie. Mogli w nim znaleźć przyjaciela i bratnią duszę, która wykazuje zainteresowanie, wychodzi naprzeciw, towarzyszy. To był obrazek wzruszający i symboliczny zarazem, pod czytelnym tytułem „wesprzyj się na mnie” i pozwól, żebym i ja nauczył się czegoś od ciebie. Znajomość wychowanków z imienia i nazwiska, osobisty kontakt i serdeczna troska cały czas pozostają w pamięci młodych ludzi, którzy spotkali go w swoim życiu.

Współbracia. Oryginalność, szczerość i bezpośredniość ks. Alfreda sprzyjały niezwykłemu klimatowi, który towarzyszył życiu wspólnotowemu salezjanów w Tarnowskich Górach. Każdy mógł się czuć swobodnie – sobą u siebie. A to jest jednym z wyznaczników rodzinnej atmosfery. To niby tak niewiele, dawać każdemu szansę, zauważać problemy, interesować się sukcesami, dziękować, pomagać, dawać małe prezenty i służyć współbraciom w zwyczajnych sprawach: zmywaniu naczyń, przygotowaniu posiłków czy wynoszeniu śmieci. „Ni mam chęci do roboty, ani we dnie, ani w nocy. Hej, kupię se kapelusz, będę dyrektorem, będę dyrektorem!” – to przyśpiewka, z którą codziennie wchodził na śniadanie po wspólnotowych modlitwach. Rozweselała i dodawała otuchy, bo każdy co jakiś czas w swoich obowiązkach napotyka na trudności i zniechęcenie. A do pracy i tak iść trzeba. Ze śpiewem jakoś łatwiej.

Pasje i zainteresowania. Wyprawy, opowieści o górach i turystycznych szlakach to jedna z pasji, którą chętnie się dzieli. I choć obowiązki oraz inne okoliczności nie pozwalają mu już tak często jak kiedyś wędrować, to daje się odczuć, że jego serce ciągle szuka nowych ścieżek i świeżości gór. W czasie wędrówek z młodzieżą i współbraćmi potrafił prowadzić ciekawe rozmowy, które pobudzały do myślenia i dawały wytchnienie. Co ciekawe, zawsze zwracał uwagę na idących z tyłu i najsłabszych, do nich dostosowując tempo marszu. Niewątpliwie ks. Alfred jest również znawcą literatury, dobrego kina i muzyki. Wrażliwość na piękno słowa, dźwięku i obrazu pozwalają mu na wydobywanie wartości z licznych dzieł sztuki i najprostszych produkcji współczesnej kultury. Smak artystyczny można dostrzec w zwykłych rozmowach, żartach, a także poważniejszych dyskusjach i wystąpieniach.

Kapłaństwo. Jednym ze znaków szczególnych ks. Leja jest sposób, w jaki przeżywa swoje kapłańskie życie. Skupienie i szacunek podczas Eucharystii sprawowanej przy udziale licznej grupy wiernych, jak i w zaciszu domowej kaplicy, w gronie kilku współbraci, był dla mnie zawsze budujący. Krótkie, oryginalne, zrozumiałe, ale i wymagające uwagi i koncentracji kazania sprawiają, że chętnie słucha ich każdy. Potrafi swój język łatwo dostosować do możliwości i sytuacji odbiorców, co pozwala mu skutecznie przepowiadać Ewangelię dzieciom, młodzieży, współbraciom i ludziom świeckim.

Oby ks. Alfredowi, jako naszemu inspektorowi, udawało się być nadal sobą i wszystkie najlepsze cechy, zdolności i Boże dary wykorzystać dla dobra współbraci i Zgromadzenia Salezjańskiego, czego też z serca mu życzę.

ks. Piotr Lorek SDB