facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2008 - grudzień
Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW

***

strona: 20



Dzienniczek Edy Kaźmierskiego (w oryginalnej pisowni):

24 marca, wtorek

Najwięcej czasu, poza szkołą, spędziłem u Księży Salezjanów. Co niedzielę rano uczestniczyłem we mszy, po sumie brałem udział w zebraniach Towarzystwa św. Jana Bosko, po południu Gorzkie Żale, a poza tym sport i inne rozrywki. 25 lutego mieliśmy „Podkoziołek”. Trwał do godz. 21.00, ale nic specjalnego się na nim nie działo. Długo słuchałem tego dnia radia, bo Popielec wolny od nauki.
Jeszcze jedno zdarzenie miało miejsce w Oratorium: 4 marca imieniny obchodził Dziadzia, czyli Kazimierz Karaśkiewicz. Za Dziadziem poszlibyśmy w ogień. Troszczy się o nas jak ojciec, choć niczyim ojcem nie jest. Kiedyś był urzędnikiem w gazowni (magistracie), teraz jest na emeryturze i cały wolny czas poświęca nam. W dniu imienin zjawił się z uśmiechem pod siwym wąsem i z torbą pełną cukierków. Zjadłem ich tyle, że zrobiłem się słodki jak sacharynka. Ale zasłużyłem sobie na to, bo wygłosiłem imieninową mowę. Musiała przypaść Dziadzi do serca, bo w czasie mojego występu trzy razy podniósł chusteczkę do oczu. Gdy śpiewaliśmy „sto lat”, to darliśmy się tak głośno, że chyba na Starym Rynku było nas słychać.