facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2012 - marzec
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Konieczność wychowywania

ks. Marek T. Chmielewski SDB

strona: 11



Ksiądz Bosko utworzył oratorium, w którym młodzi znaleźli nie tylko łóżko i strawę, ale także powoli uczyli się żyć.

W 1841 r., bezpośrednio po swoich święceniach kapłańskich, ksiądz Bosko trafił do Turynu. Pod wpływem ks. Józefa Cafasso, swego przyjaciela i kierownika duchowego, podjął dalszą naukę i formację duszpasterską w Konwikcie Kościelnym. Założyciele i wychowawcy Konwiktu dbali miedzy innymi o to, aby młodzi księża zetknęli się z ludźmi naprawdę potrzebującymi pomocy duchowej i materialnej. To oni i ich bieda byli przecież prawdziwą bolączką ówczesnego społeczeństwa, duszpasterze na miarę czasów, bo takich wychowywał Konwikt, mieli tej biedzie sprostać. Nic wiec dziwnego, że ks. Cafasso zaprowadził księdza Bosko do więzienia, do biednych dzielnic, w ciemne zaułki miasta.

Ksiądz Bosko bardzo przejął się sytuacją małych kominiarzy, murarzy, szewców, tragarzy, malarzy. Obdarci, głodni, najczęściej bez rodziców, bez domu, analfabeci, zostawieni sobie. Stosunkowo łatwo zaprzyjaźnił się z nimi. Zaproponował zabawę, coś do zjedzenia. Sęk w tym, że tylko w niedzielę. W tygodniu chłopcy musieli radzić sobie sami. A radzili sobie źle. Nieporadni, bez pracy, wynagrodzenia i jedzenia, kradli. Przyłapani, kończyli w więzieniu. Ksiądz Bosko szedł ich odwiedzać. Znów im coś zaniósł, rozbawił. Potem spotykali się po raz kolejny na wolności. Potem znów w więzieniu. I tak w koło. To wtedy w ksiądzu Bosko po raz pierwszy pojawiła się myśl o tym, że trzeba uczynić wszystko, aby jego młodzi przyjaciele nie trafiali już więcej do więzienia. Co robić, aby ich zabezpieczyć? Doświadczenie uczyło go, że nie wystarczy dać coś do jedzenia, nie wystarczy wytłumaczyć, nie wystarczy się bawić i wzbudzać sympatię, nie wystarczy postraszyć. Trzeba pomóc młodym zmierzyć się z wyzwaniami, jakie niesie życie. Muszą na siebie zarobić, nie mogą kraść i oszukiwać, muszą być odpowiedzialni.

Dlatego ksiądz Bosko nie otwiera noclegowni, taniej jadłodajni, czy magazynu z używana odzieżą. To nie wystarczy. Ksiądz Bosko tworzy oratorium, w którym młodzi znajdą nie tylko łóżko i strawę, ale także powoli będą się uczyć żyć. Na tej drodze nie będą sami. Uzyskają wsparcie księdza Bosko, który będzie ich uczył czytać i pisać, wdroży w tajniki zawodu, nauczy dobrych manier i będzie miał dużo cierpliwości i determinacji, aby czynić z nich uczciwych ludzi, spierać się z nimi o to, co dobre, nie zgadzać się, gdy wybierają zło. Od niego wyszli ludzie, którzy nie ukradną i będą dobrze pracować także poza oratorium, tam gdzie on ich nie będzie widział. Ksiądz Bosko nie da swym chłopcom ryby, po to, aby zaspokoić ich pierwszy głód. On da im wędkę, aby sami uczciwie potrafili poradzić sobie z każdym następnym głodem. Aby do tego doprowadzić, musiał zaangażować się w wychowanie.

Po niespełna trzynastu latach od rozpoczęcia swej działalności, z woli swego biskupa, był dyrektorem trzech oratoriów turyńskich. Zdecydował się wtedy na spisanie regulaminu prowadzonego przez siebie dzieła. We wstępie do niego zawarł całą swą wiarę w wychowanie, całe swe przekonanie o jego konieczności dla dobra młodzieży, społeczności i Kościoła: „Młodzież sama z siebie nie jest zła. Jeśli obronimy ją przed zaniedbaniami ze strony ich rodziców, jeśli pomożemy pokonać wady i zabezpieczymy przed wpływem złego towarzystwa, na które narażona jest zwłaszcza w czasie wolnym, to bardzo szybko przekonamy się z jaką łatwością w jej czułych sercach uda się nam zaszczepić podstawy porządku moralnego, dobre obyczaje, szacunek, otwarcie na prawdy religijne. Pragnę podkreślić, że jeśli ktoś jest zepsuty lub zagrożony w wieku młodzieńczym, to dzieje się to nie z powodu popełnionego zła, ale raczej z racji wrodzonej nieświadomości. Młodzi potrzebują wyciągniętej z dobrocią ręki, która zaopiekuje się nimi, poprowadzi w stronę dobra i cnoty oraz obroni ich przed złem”. Problem w tym, że wierność temu przekonaniu jest niezwykle trudna i kosztowna. Ileż potrzeba inwencji, ileż samozaparcia, szukania sposobów dotarcia do serc, spierania się o wartości, przebaczania, ciągłej obecności i stymulowania do dobra, aby młodzi ludzie nie kłusowali, a z przekonaniem brali do ręki wędkę. I pewnie dlatego, tak chętnie ucieka się dziś od wychowania, tłumacząc, że nie wolno stresować, ingerować, zmuszać i że jak dorosną, to sami wybiorą.