facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - luty
WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. W domu pod lasem

Monika Bator Salezjański Ruch Młodzieżowy

strona: 8



Moich dziadków już nie ma. Na szczęście, żyli na tyle długo, aby wpłynąć na mój rozwój. Szczególnie ciepło myślę o babci Halinie i dziadku Władysławie, rodzicach mojej mamy.

Kiedy czasem śni mi się dom dzieciństwa, czyli coś najbardziej bliskiego, to nie jest to sen o mieszkaniu w bloku, w kieleckiej dzielnicy Herby, ale właśnie dom moich dziadków w Berezowie, 30 km od Kielc. Nie znaczy to, że musieli mnie oni wychowywać, bo byłam dzieckiem zaniedbanym przez rodziców. Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu dom dziadków jest (bo ciągle stoi) miejscem z tzw. klimatem. Wybudowany w 1932 r. przez pradziadka Bronisława Szumielewicza, z zawodu kolejarza, ma to wszystko, co z domem się kojarzy: sień, kuchnię na węgiel, drewniany, pachnący ciastem kredens w pokoju, piece, tapczan i nocną lampkę. A wokół domu: podwórko, ogród, pole i las. To tam spędzaliśmy szkolne wakacje i ferie. Tam świętowałam razem z rodziną prawie wszystkie (dokładnie bez trzech) Wigilie aż do 30. roku życia.

Moja babcia Hala (tak pieszczotliwie nazywał ją dziadek), rocznik 1920, nie była typową babcią: puszystą, ciepłą i wylewną. Drobnej budowy, zadbana, z pierścionkami na palcach i kolczykami w uszach, nie zawsze uśmiechnięta, ale dyskretnie serdeczna, a przy tym inteligentna i czasem dowcipnie złośliwa. Uwielbiałam jej celne komentarze do tzw. współczesnych czasów. Dużo w życiu przeszła. Dziadek Władek, pseudonim „Mietek”, rok młodszy od babci, partyzant z oddziału Armii Krajowej „Wybranieccy” pod dowództwem „Barabasza”, nie był człowiekiem bez wad: strasznie uparty, wybuchowy, apodyktyczny. Jako dzieci, czuliśmy przed nim respekt. Ale kiedy dorosłam, przeprowadziłam z nim kilka ważnych życiowych rozmów. Co ciekawe, zanim wraz z rodziną przeprowadził się do Berezowa, jako dziecko mieszkał w Kielcach, w pobliżu salezjańskiego kościoła św. Krzyża, czyli mojej parafii.

Dużo mi o przedwojennych salezjanach opowiadał. O graniu z nimi w piłkę, o organizowaniu przedstawień Męki Pańskiej w kieleckim teatrze, w którym aktorami byli biedni chłopcy z ulicy. Był niezwykle odważnym, odpowiedzialnym, bardzo wierzącym człowiekiem, gorącym patriotą. Za wyjątkowe męstwo w czasie wojny odznaczono go m.in. Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti Militari. Szczególnie dumna jestem z przeszłości partyzanckiej dziadka. Ta tradycja ukształtowała naszą rodzinę, poczynając od śpiewania przy stole czy ognisku pieśni partyzanckich, zamiast piosenek biesiadnych, poprzez jego wspomnienia, opowieści, spotkania z kolegami, aż po… wojskowy pogrzeb w lutym 2007 r. Było prosto i wzruszająco: biało-czerwona flaga na trumnie, honorowa asysta młodych żołnierzy przez cały czas trwania uroczystości pogrzebowych w jego rodzinnym kościele w Suchedniowie. Potem, już nad grobem, pięknie i dobitnie żegnał go jeden z jego podkomendnych i towarzyszy broni.

Myślę, że miałam w życiu dużo szczęścia. Czuję głęboką więź z moimi dziadkami, mimo że ich już nie ma. Podarowali mi poczucie zakorzenienia, tradycji. Dzięki nim te słowa nie brzmią dla mnie sztucznie i fałszywie. Dziękuję im za to.