facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2017 - maj
Dzieci potrzebują rodziców. Także w XXI wieku

Tomasz P. Terlikowski

strona: 29



Dzieci, których rodzice pozostają w związku małżeńskim, o wiele rzadziej obserwują rozpad związku swoich rodziców. Małżeństwo zapewnia bowiem stabilność relacji między kobietami a mężczyznami.

T o zdanie, wbrew temu, co może się niektórym wydawać, nie jest opinią katotalibów czy religijnych fundamentalistów, ale amerykańskich badaczy, którzy przeprowadzili szeroko zakrojone badania i doszli do takich właśnie wniosków. W. Bradford Wilcox i Laurie DeRose z raczej liberalnie nastawionego Brookings Institution stwierdzili, że „dzieci, które urodziły się w wolnych związkach, dwukrotnie częściej widzą rozstanie swoich rodziców, niż te, które urodziły się w małżeństwach”. Opinia, że konkubinaty oferują stabilne miejsce do wychowania dzieci jest nieprawdziwa. „Analizując dane z szesnastu krajów europejskich, odkryliśmy, że dzieci urodzone w konkubinatach widzą, zanim skończą dwanaście lat, rozpad związku swoich rodziców o 90 procent częściej niż te urodzone w małżeństwie” – podkreślają. Badacze kładą nacisk na to, że małżeństwo – i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości – sprawia, że związek staje się o wiele bardziej stabilny, a to przynosi ogromne korzyści wychowywanym w nim dzieciom. „Nawet w zsekularyzowanych społecznościach Zachodu instytucja małżeństwa związana jest ze stabilnością, która przynosi korzyści dzieciom” – napisali Wilcox i DeRose. Nie było dla nich jasne, skąd bierze się to, że „papierek” tak utrwala związek. Ich zdaniem wynika to z powiązania rytuałów, norm i wierności, które kojarzone są z małżeństwem. Te dość oczywiste stwierdzenia, gdy zamieściłem je na Facebooku (jasno pod kreślając, że jest to opinia amerykańskich badaczy), ściągnęły na mnie, jak zwykle w takich sytuacjach, lawinę hejtu. I nie byłoby się czym zajmować, gdyby nie pewien, zawsze mnie rozbawiający, argument. Kolejni internetowi obrońcy konkubinatów przekonywali mnie, że nie wolno pisać, że małżeństwo jest korzystne dla dzieci, bo przecież nie żyjemy w średniowieczu… Problem polega tylko na tym, że wiek, data w kalendarzu nie zmieniają oceny moralnej pewnych działań ani tym bardziej wyników badań, które pokazują, jak bardzo niszczy dzieci rozwód rodziców, jak mocno wpływa na całe ich życie, czy jak bardzo nietrwałe są konkubinaty (co zresztą także mocno szkodzi dzieciom w nich poczętym). One po prostu są. A to, czy jest wiek XX, XXI, XVIII czy jakikolwiek inny nie ma w argumentacji najmniejszego znaczenia. Jeśli uznać, że jest inaczej, to trzeba przyjąć, że każda epoka ma swoją moralność, a nauka różni się w zależności od tego, w jakim okresie żyjemy. Tyle że w takiej sytuacji trzeba przyjąć, że w wieku XIX, gdy Darwin i jego rozmaici naśladowcy zaczęli stosować darwinizm do usprawiedliwiania kolonizacji, czymś całkowicie moralnym było okrutne mordowanie Afrykańczyków czy Aborygenów, a także oddzielanie dzieci od rodzin, by je przymusowo zeuropeizować. A wiek wcześniej usprawiedliwione było niewolnictwo, o masowym mordowaniu Wandeiczyków w imię rewolucji nie wspominając, bo przecież „mieliśmy wówczas wiek XVIII”. Jeśli się z tym nie zgadzamy, jeśli uznajemy, że w wieku XVIII nie wolno było handlować niewolnikami, a w XIX i XX likwidować całych narodów w imię darwinizmu społecznego, to nie widać powodów, by teraz przekonywać, że można robić rzeczy, które są szkodliwe dla innych. Jeśli chcecie mnie przekonać, że coś złego jest dobre, to błagam używajcie innych argumentów. Ten z daty w kalendarzu, która ma sugerować jakiś nieuchronny postęp (którego – wybaczcie, ale nie widać w życiu ludzi i ludzkości) jest tak słaby, że nawet trudno z nim polemizować. ▪