facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2017 - maj
Serce rozrabiaki

Ks. Piotr Lorek sdb

strona: 25



W stawianiu wymagań urwisom nie możemy zapomnieć, by były one dla nich realne i możliwe do osiągnięcia.
Od samego początku edukacji w szkole miałem problem z dobrą oceną z zachowania. Należałem do grupy energicznych i żywiołowych chłopców, którym ciężko utrzymać na wodzy ruchliwość. Na szczęście obok negatywnych uwag pojawiało się co najmniej tyle samo pochwał za aktywność, występy artystyczne, reprezentowanie szkoły w zawodach sportowych czy konkursach. Mimo to, ocena końcowa była przeciętna i nie mobilizowała do wysiłku. Czułem, że choćbym nie wiem, jak się starał, to nie dam rady być wzorowym uczniem. Oceny z przedmiotów miałem bardzo dobre, to jednak jako pierwsza na świadectwie widniała ta poprawna z zachowania. Dopiero później, wchodząc w formację ministrancką i oratoryjną, nauczyłem się, że energię, którą mam, mogę dobrze wykorzystać. Może dzięki temu jestem dziś salezjaninem. Organizując przez kilkanaście lat półkolonie dla dzieci, wprowadziliśmy z wychowawcami system nagród. Mali uczestnicy dostawali dwa rodzaje karteczek: białe i kolorowe. Białe można było zdobyć za bystre odpowiedzi, wygrane zawody, aktywność. Kolorowe zaś za dobre zachowanie i pracę nad sobą. Jedna kolorowa karteczka miała wartość dziesięciu białych. Za zdobycie kolorowej lub dziesięciu białych dziecko otrzymywało na forum pół- kolonijnej wspólnoty batona. Był to moment, na który wszystkie dzieci czekały, bo w ten sposób były wyróżniane i doceniano ich pracę. Dla wielu z nich otrzymanie kolorowej karteczki nie było niczym trudnym. Z natury swej spokojne, grzeczne, ciche i dobrze wychowane dzieci nie sprawiały trudności. Więcej problemów mieli ci ruchliwi, energiczni, którzy, o ile zbierali dość dużo białych, to na tę najważniejszą nagrodę musieli się sporo napracować. Widać było, że wielu próbuje i z dnia na dzień robią małe, ale widoczne postępy. Niektórzy potrzebowali tygodnia albo nawet dwóch, żeby zapracować na taką pochwałę. Warto było towarzyszyć ich wielkim staraniom oraz samemu czuwać, by ich uczciwie ocenić. I nagrodzić nie tylko efekt końcowy, ale i wysiłki, wszelkie próby oraz podjęte wyzwania. Sukcesem było doprowadzić ich do tego momentu, by uwierzyli w swoje możliwości, że nagroda za dobre zachowanie, choć wymagająca, to jednak jest możliwa i warto o nią powalczyć. Zauważyłem też, że ci najbardziej rozrabiający i dający w kość mieli często największe serce do pracy, pomocy i służenia innym. W przyszłości wyrastali z nich świetni animatorzy, rodzice, salezjanie. Jan Bosko był w dzieciństwie niezwykle żywotny, tryskający energią i siłą. Miał charakterek, jak zwykło się mówić, czego przykładem były konflikty z bratem Antonim. Jego energia i siła uwidoczniły się również w gimnazjum, gdy broniąc przyjaciela przed dotkliwymi uszczypliwościami rówieśników, siłą porozrzucał ich po kątach. Później sam przestraszył się tego, co zrobił. Wiedział, że jeśli chce być księdzem, to musi nad swą porywczą naturą pracować. Lata szkolne, seminaryjne i początki kapłaństwa w konwikcie to okres wytężonej pracy nad sobą. Janek dochodził do skrajnych postanowień, w których odrzucał większość naturalnych talentów, jak np. grę na skrzypcach, by te nie pchały do pychy i nie oddalały od Boga. Później zrozumiał, że nie tędy droga. Nauczył się właściwie rozwijać naturalne zdolności, a swą wrodzoną aktywność ukierunkował, by służyła Bogu i ludziom. I tego uczył swych podopiecznych: róbcie wszystko, co chcecie, byle byście nie grzeszyli. W stawianiu wymagań urwisom nie możemy zapomnieć, by były one dla nich realne i możliwe do osiągnięcia. Zadaniem rodziców, wychowawców, animatorów jest towarzyszenie, zachęcanie, motywowanie, wskazywanie właściwych postaw, cierpliwe upominanie, dawanie kolejnej szansy, wspomaganie i dostrzeganie drobnych postępów. Bo czasem za nieopanowaną ruchliwością i etykietą rozrabiaki kryje się wielkie serce. Jeśli uda się trafić do takiego urwisa i pomóc mu uwierzyć, że może nad sobą panować, a energiczność właściwie spożytkować, to mamy szansę wychować bardzo wartościowego człowieka. ▪