facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2016 - październik
Dopalacze MOGĄ ZABIĆ nasze dzieci

Dorota Łosiewicz

strona: 12



Z prof. Mariuszem Jędrzejką, pedagogiem społecznym, socjologiem, dyrektorem naukowym Centrum Profilaktyki Społecznej, rozmawia Dorota Łosiewicz

Skład dopalaczy to tablica Mendelejewa. Dodają do nich np. talk, środki chemiczne, a nawet mielone szkło. To ostatnie, żeby jak najszybciej pocięło drogi oddechowe, tak by narkotyk dostał się do krwiobiegu.

Czy dopalacze mogą być groźniejsze niż tzw. twarde narkotyki?

To jakby porównywać prędkości fiata 126p i ferrari na F1. Dopalacze to nowe narkotyki, głównie syntetyczne, o złożonych mechanizmach działania, często wieloskładnikowe. Klasyczny narkotyk zaburza najczęściej jedną lub dwie funkcje ośrodkowego układu nerwowego, czyli mózgu. Dopalacze zaburzają niemal wszystkie, a dodatkowo układ oddechowy i krążenia. Najgroźniejszy stary narkotyk – heroina – by doprowadzić do śmierci, musiał być wstrzykiwany w żyły przez trzy, cztery lata. Tymczasem w 2010 r. mieliśmy 30 nieboszczyków po jednorazowym zażyciu dopalacza. Rocznie w Polsce dochodzi do ok. 1,5 tys. poważnych zatruć heroiną i starymi narkotykami, a w ubiegłym roku mieliśmy 6 tys. zatruć dopalaczami. Te liczby pokazują, że dopalacze są nieporównywalnie groźniejsze od zwykłych narkotyków. Niektóre wprost niszczą mózg, tworząc w jego strukturze nieodwracalne zmiany, np. topią, palą, zaburzają, degenerują. Z tych 6 tys. osób zatrutych dopalaczami w ubiegłym roku część będzie kalekami do końca życia.

Co takiego dopalacze zawierają w składzie, że mają tak zabójczą moc?

Tablicę Mendelejewa, a ludzie je produkujący dążą do tego, żeby uzyskać substancję działającą szybciej, mocniej oraz taką, która skutecznie uzależnia. Generalnie mamy trzy typy dopalaczy. Pierwszy to silne pochodne amfetamin rozbudowywane o kolejne powiązania chemiczne. W ten sposób stają się coraz bardziej skomplikowane, szybkie i mocne. Przykładem są mefedron i bufedron, najmocniejsze są tysiąc razy silniejsze od amfetaminy. To sprawia, że dilerzy bardzo interesują się takimi substancjami, bo z małej ilości dopalacza uzyskują dużą ilość substancji rynkowej. Zysk jest nieporównywalnie większy. Drugi typ to pochodne THC, czyli tetra hydrokannabinolu, a więc syntetyczna marihuana. To ona jest dodawana do klasycznej marihuany, normalnie zawierającej 3-4 proc. THC. Wynikiem modyfikacji jest wzrost siły rynkowych jointów do 7-10 proc. THC. Ale to nie koniec, gdyż około 10 proc. polskiego rynku marihuany zajmuje typ hydroponiczny, czyli konopie hodowane pod lampami, tzw. kwokami, w piwnicach, na ogromnej ilości chemii. Ta marihuana zawiera od 30 do 40 proc. THC i jest 10-12 razy mocniejsza od tradycyjnej. Dlatego nie wolno wierzyć w bajki o lekkiej marihuanie, bo ta nowa może zabijać. Znamy już przypadki prób samobójczych po „niewinnej” marihuanie, akt zabójstwa po „niewinnym” joincie, jak i śmierć matki dwójki małych dzieci. I wreszcie trzecia grupa dopalaczy to mieszaniny roślinne i zwierzęce, np. z jadowitych żab, owadów itp. Ściągane są do Polski z całego świata. Ta ostatnia grupa to jednak znikoma część rynku. O ile do marihuany dodaje się syntetyczne THC, by ją „wzmocnić”, o tyle do amfetaminy i kokainy dodawane są wypełniacze typu talk, środki chemiczne, a nawet mielone szkło.

Po co?

Żeby jak najszybciej pocięło drogi oddechowe, tak by narkotyk dostał się do krwiobiegu. Sypie się tam wszystko, żeby tylko działało. Mamy dziś do czynienia z zupełnie innym rynkiem narkotyków, a dilerzy testują na ludziach narkotyki nowego typu. Gdy ktoś umrze albo zostanie kaleką, zmniejsza się dawkę – to przykłady nowego barbarzyństwa, gdyż dilerzy w ogóle nie patrzą na człowieka. Interesuje ich tylko jak najskuteczniejszy narkotyk. Ci ludzie są całkowicie zdegenerowani – wiedzą, że zabijają, a mimo to wprowadzają nowe substancje. Tak złych i niemoralnych przeciwników jeszcze nie mieliśmy. Szokujący może być fakt, że część tych osób ma wyższe wykształcenie. Substancje są coraz mocniejsze, coraz tańsze, coraz łatwiej dostępne, mamy nowy, wielki sklep – internet – w którym można sobie zamówić dowolne świństwo z Chin lub Wielkiej Brytanii.

Czy osoba, która prowadzi akcję ratunkową, może się po nazwie dopalacza zorientować, z czym ma do czynienia?

Z nazwami jest ogromny problem. Spice w Szczecinie może mieć inny skład niż w Krakowie. K2 z Rzeszowa to będzie co innego niż z Wrocławia. O ile przy starych narkotykach: amfetaminie, kokainie, cracku, ecstasy, marihuanie, haszyszu i LSD, nazwa od razu nam mówiła, co jest w środku, o tyle przy dopalaczach nikt nie odważy się powiedzieć, z czym mamy do czynienia bez zbadania składu. Dziś jest ok. 200 nowych substancji, tymczasem na poziomie powiatowej stacji sanepidu dostępnymi środkami potrafimy zbadać kilkadziesiąt. By rozpoznać resztę, trzeba specjalistycznych analiz. Tym samym koszty diagnozy osoby po dopalaczach są znacznie wyższe niż po starych narkotykach.

Co mogą zrobić rodzice, żeby ustrzec dzieci przed zagrożeniem?

Gdy nasze dzieci były w gimnazjum, w każdy piątek szły na dyskoteki, prywatki, do przyjaciół. Dlatego w każdy piątek sadzaliśmy je w kuchni i przez 15 min razem z żoną mówiliśmy o tym, co warto robić, czego nie warto i jakie są skutki. Powtarzanie oczywistych prawd ma sens, bowiem dziecko je enkulturuje, czyli przyswaja. Gdy zaczynaliśmy mówić, one wiedziały, co powiemy, a my prosiliśmy – posłuchajcie jeszcze raz. To najskuteczniejsza metoda, obok czytelnych norm i granic.

Co im dokładnie mówiliście?

Tylko prawdę. Np. żeby znaleźli w internecie „Klub 27”. Tworzą go m.in.: Jimmy Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain, Amy Winehouse, czyli piosenkarze, aktorzy, którzy odeszli w wieku 27 lat, bo przedawkowali. Pytałem też, czy znają narkomana, który żyje dłużej niż 60 lat. I tak dzieci się dowiadują, że narkomani kończą życie dużo szybciej niż przeciętny człowiek, że rujnują swoje rodziny. Mówiliśmy – a po co się spieszyć do nieba? Rozmawialiśmy nie tylko w piątki, lecz także w sylwestra. To wtedy, oprócz letnich miesięcy i weekendów, dzieci najchętniej „eksperymentują”. Właśnie dlatego polska szkoła tuż przed świąteczną przerwą powinna organizować porządne zajęcia profilaktyczne.

Czy przekaz takich zajęć powinien być zróżnicowany ze względu na płeć?

Oczywiście. Dziewczynki na poziomie gimnazjalnym i licealnym powinny dostać świetne zajęcia na temat „pigułki gwałtu”, bo to jest problem realny, ciągnący za sobą ogromne konsekwencje i będący dramatem na całe życie. Mówmy wtedy dzieciakom, żeby piły tylko z puszki lub butelki, którą same otworzą, żeby nie brały napojów od nieznajomych. Na szczęście szkoły są coraz bardziej zainteresowane profilaktyką. Oczywiście nie można straszyć ani okłamywać, trzeba mówić prawdę. Nie można powiedzieć: „Jak zapalisz jointa, to się uzależnisz”, bo uzależnia się jedna osoba na dziesięć. Można jednak powiedzieć, że uzależnia się co dziesiąta, tylko nigdy nie wiemy, kto to będzie. A skoro tak, to po co w ogóle próbować. Jeśli będziemy mówić dzieciom prawdę, to wygramy z panami Palikotem, Biedroniem, z paniami Szulim czy Korą, a więc z ludźmi, którzy nie mówią pełnej prawdy o narkotykach. Nie wolno dawać choćby minimalnego przyzwolenia na narkotyki, a samorządowy prezydent chwalący się popalaniem jointa jest po prostu zdemoralizowanym człowiekiem. Ludzie życia publicznego, celebryci, jeśli chcą mieć prawo do stawania się wzorami, muszą być czyści moralnie. Piosenkarka niech śpiewa, bo robi to super, ale niech nie plecie bzdur o Ramonie i narkotykach, bo nikt z nas nie zna żadnego psiaka zamawiającego jointy. Ta teza wielu się nie spodoba, ale w tym sporze rzeczy należy nazywać po imieniu - tu jest tylko czarne i białe. Prawda jest prosta – życia już nie powtórzymy, a narkotyki je skracają.

Zdegenerowany świat polityki i showbiznesu to chyba jeszcze za mało, żeby dzieci zaczęły brać.

Tych czynników jest znacznie więcej. Świat pędzi, dzieci pędzą, mniej śpią. Są poddawane nieustającej presji, że muszą być najlepsze, skończyć kursy i studia. Wielu rodziców zatraciło się w gonitwie za mamoną – szybciej kupią nowego laptopa, niż porozmawiają o adolescencyjnych problemach dziecka. Narkotyk to finał zaniedbań na poziomie rodziny, utraty wpływu wychowawczego. Dodatkowo szkoła straciła funkcje wychowawcze, a wiele ogranicza się wyłącznie do edukacyjnej. Potrzebujemy 15 wdrożenia wielostopniowej integralnej profilaktyki jako części procesu wychowawczego i skończenia z fikcją wychowawczą poprzez danie dyrektorom twardych narzędzi respektowania prawa i norm.

Czy można powiedzieć, które dzieci są bardziej podatne na narkotyki?

Tak. Te, które są nieustannie karane, takie, na które się krzyczy, a nie wzmacnia w chwilach słabszych. Te, którym budujemy przyszłość, jakiej nie chcą, decydując, kim mają być. Te z domów, w których panuje luzackie podejście do używek. Także te przeciążone psychofizycznie, pod nieustanną presją rozbujałych ambicji rodziców. Mądrzy rodzice powinni przekonać dzieci, żeby w tym pędzącym świecie zwolniły, a sami obniżyć szalone wymagania, żeby dzieci były po prostu szczęśliwsze. Kiedyś na terapię trafiały dzieci z marginesu, wykluczone. Dziś większość nastolatków tkwiąca w różnych uzależnieniach, nie tylko chemicznych, lecz także behawioralnych, to dzieci z tzw. dobrych domów, gdzie rodzice dużo pracują, są bogaci. Niedawno diagnozowałem chłopca, którego rodzice mają dobrą pracę, zarabiają kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, a on nie odchodzi nocami od komputera. Rodzice są załamani, więc pytam: „Kiedy byliście razem na meczu lub wspólnie kopaliście piłkę, kiedy byliście razem na spacerze?”. A ojciec na to: „Ale przecież kupiłem mu quada!”. Coraz więcej rodziców daje dzieciom gadżety, byle tylko one dały im święty spokój, a oni mogli robić swoje kariery.

Jakie dzieci są bardziej odporne?

Dzieci nie biorą, gdy rodzina funkcjonuje normalnie, gdy domownicy jedzą przy wspólnym stole, nie rozmawiając przez telefon ani nie oglądając telewizji, gdy są włączone w prace domowe, gdy znają swoje granice i przyswoiły normy. Z narkotykami nie ma problemów w rodzinach prawdziwie religijnych. Mniej podatne są dzieci, które widzą miłość rodziców, z domów, w których często słychać pogodny śmiech, wspólnie spędza się czas, a także jednoznacznie określa się prawdę i kłamstwo.

Mówił pan o szkodliwym wpływie krzyku, nadmiernej surowości. Jak więc wychowywać?

Wyznaczać granice i normy. Spójrzmy na taki przykład. Nastolatek musi spać dziewięć godzin. Inaczej nie zapamiętuje. Ale jak go przekonać, aby gasił światło o 21.30? My zgasimy światło, a on je zapali. Pojawia się napięcie. Trzeba więc wytłumaczyć, dlaczego potrzebuje snu, a jeśli to nie podziała, korzystamy z cudownego urządzenia, jakim są korki. Jeśli dziecko nie chce się oderwać od komputera na kolację, pomimo wielokrotnego wołania, zamykamy lodówkę „na kłódkę” i następny posiłek oferujemy dopiero rano. Okropne? Nie. Skuteczne, bez krzyku, szarpania, agresji. Wszystko na spokojnie. Zadziała. Jak mama coś mówi, to tata musi to wzmocnić. W polskich domach przeważnie nie ma zgodności między rodzicami. Gdy moja żona coś mówiła, to choćbym się z nią nie zgadzał, tłumaczyłem: „Mama powiedziała, proszę to zrobić”. Pamiętajmy, że nastolatek ma mnóstwo testosteronu, adrenaliny, endorfin, dlatego mówmy, przekonujmy, ale nie krzyczymy, nie szarpiemy. Konieczne są też czytelne kody moralne. Jeśli dzieci takie dostaną, nie będą potrzebowały używek, które nigdy nikomu nie rozwiązały żadnych problemów. Nie przybywa od nich pieniędzy, miłości, wolnego czasu.

Kiedy rodzicom powinien się włączyć alarm: „coś się dzieje z moim dzieckiem!”?

Gdy nagle zmienia się zachowanie, gdy robi się agresywne. Dziecko było spokojne, a staje się wulkanem – lub odwrotnie. Obniżenie wyników w nauce, unikanie kontaktów w rodzinie, uciekanie do własnego świata i tajemnic. Kolejnym znakiem jest znikanie przedmiotów i pieniędzy oraz pojawienie się narkotykowych akcesoriów: fifek, fajek, opalonych folii, woreczków strunowych ze śladami proszku. Proszę również pamiętać, że jedna trzecia zatruć narkotykowych to przedawkowanie legalnych leków, np. z kodeiną lub pseudoefedryną. Lekomania to typ narkomanii.

I co wtedy?

Stanąć na głowie i dziecko donieść, dowieźć, doprowadzić do terapeuty, by je zdiagnozować, czyli ustalić, co bierze i od kiedy. Wtedy dowiemy się, czy to już uzależnienie i jakie są szkody. Przyjąć prawdę – samodzielnie nie wyprowadzicie dziecka z problemu – wiem o tym, bo moja siostra miała dramatyczne doświadczenia z narkotykami. Nie ma szans. Pomóc może wy- łącznie specjalista. „Niewinną” marihuanę po kilku tygodniach regularnego palenia trzeba leczyć terapeutycznie, a każde użycie dopalacza wymaga diagnozy toksykologicznej. I tu często pojawia się trudność polegająca na współuzależnieniu rodzica, który nie dopuszcza do siebie problemu i boi się radykalnych działań, często się po prostu wstydzi. Pamiętajmy, że uzależnienie to choroba mózgu, któremu jest dobrze w nowym „pięknym środowisku”, a ofiara narkotyku nie rozumie społecznego wymiaru życia. Jeśli kochamy dziecko, to będziemy je leczyć wbrew jego postawie, bo tego wymaga miłość. ▪
Przedruk z tygodnika "W sieci"