facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2016 - marzec
Boliwia: Otwierając oczy ze zdumienia

Anna Maj

strona: 10



Pracując już szósty miesiąc jako wolontariuszka Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu na misji w Domu Dziecka w Tupizie (Boliwia) ciągle otwieram oczy ze zdumienia, widząc los najuboższych dzieci żyjących w Andach. Od początku przyjazdu mam poczucie, że można tu co rusz spotkać jakieś maleństwo w kolorowej chuście na plecach kobiety czy biegające po ulicach trochę starsze wiekiem. Liczba dzieci w Boliwii stanowi duży kontrast w stosunku do kryzysu rodziny, jaki tutaj panuje. W poszukiwaniu pracy małżonkowie wyjeżdżają za granicę lub do większych miast – często nie wracając. Ogromna liczba rozwodów stanowi prawdziwą plagę w tutejszym społeczeństwie. Poza tym bardzo dużo par żyje bez ślubu, często rozstając się i wchodząc w nowe związki.

Kryzys ten najbardziej odczuwają najmłodsi, czyli dzieci. Niektóre muszą dodatkowo zmierzyć się z problemem braku pieniędzy w rodzinnym domu, więc szukają źródeł zarobku. Zgodnie z boliwijskim prawem już dziesięciolatki mogą legalnie pracować. Widok dzieci, które krążą po ulicach, sprzedając różne towary lub oferując mycie szyb samochodów czy czyszczenie butów jest na porządku dziennym. Niektóre ciągle wykonują ciężkie prace fizyczne, inne pomagają rodzicom w pracy na targu, całe dnie spędzając między straganami.

Zdarza się, że w niektórych andyjskich wioskach dzieci w ogóle nie chodzą do szkoły. Nie potrafią pisać i czytać, a od rana do wieczora zajmują się wypasem zwierząt. Odległość do najbliższej szkoły jest zbyt duża i trudna do pokonania, a rodzice sami nie są w stanie zapewnić im edukacji. W większych miastach w dzielnicach biedy dzieciaki borykają się z konfliktami z prawem czy uzależnieniem od używek.

W różnych trudnych sytuacjach dzieciaki trafiają do domów dziecka. Dom Dziecka w Tupizie, w którym pracuję jako wolontariuszka od sierpnia 2015 roku, jest jedynym takim miejscem w promieniu 250 kilometrów – najbliższa placówka znajduje się w Potosi, stolicy departamentu. W zdecydowanej mierze nasi podopieczni są dotknięci sieroctwem społecznym, co oznacza, że ich rodzice żyją, ale z różnych przyczyn nie wychowują swojego potomstwa. Najczęściej powodem jest porzucenie, zaniedbanie albo przemoc czy problemy z alkoholem w domu rodzinnym. Często dziecko zapytane o liczbę braci i sióstr, odpowiada, ile ma rodzeństwa ze strony mamy, a ile ze strony taty. Zdarza się, że podopieczny domu dziecka żyje w tym samym mieście, co biologiczna mama, ale nie mieszka z nią, gdyż nowy partner matki nie akceptuje jej dzieci z poprzedniego związku. Momenty, kiedy podczas spaceru z wychowankami spotykamy na ulicy ich rodziców z dziećmi z nowego związku rodzica, są bardzo trudne. Niekiedy dzieci odwiedza rodzina albo idą do domu na wakacje. Po takich spotkaniach wracają bardzo rozbite emocjonalnie. Mimo to cały czas żyją nadzieją, że kiedyś coś się zmieni i będą mogły wrócić do rodzinnego domu. Są i tacy wychowankowie, których nikt nie odwiedza.

Nieraz trafiają do nas dzieci z bardzo dużymi zaległościami w szkole, jednak po intensywnym wsparciu i pomocy w nauce, z czasem udaje się nadrobić szkolne braki. W wielu środowiskach ciągle jeszcze nie docenia się roli edukacji. Boliwijski system nauki opiera się w dużej mierze na uczeniu się na pamięć czy kopiowaniu. Nie sprzyja to niestety rozwojowi kreatywnego myślenia czy rozumieniu czytanych tekstów. Podczas organizowanych warsztatów, aktywności czy zabaw nieraz okazuje się, że w podopiecznych drzemią prawdziwe talenty. Towarzysząc dzieciakom w codziennym życiu, wspierając, ucząc szacunku do siebie i innych, motywując do nauki, udaje się wydobyć ich potencjał i pomóc w prawidłowym rozwoju, a przede wszystkim pokazać im, że mają szanse na lepsze życie. ▪