facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2014 - czerwiec
Kryzys pobożności

ks. Tadeusz Jania sdb

strona: 22



Doszedłszy na szczyt lęku, dokonał heroicznego aktu zdania się na miłosierdzie Boże.

Ta odczuwalna żarliwość trwała jakiś czas. Potem nastąpił kryzys, „dziwny zwrot wraz ze strachem przed nagłą śmiercią i sądem Bożym”. Jeżeli wierzyć niektórym świadectwom, kryzys powstał prawdopodobnie w grudniu 1586 roku i trwał przez sześć tygodni, do stycznia roku 1587. Wchodził wtedy w 20. rok życia. Według świadectwa Joanny de Chantal, „stracił prawie całkowicie chęć do jedzenia i do snu i stał się chudy i żółty jak wosk”. Komentatorzy skupili swoją uwagę na dwóch sprawach: na pokusach przeciw czystości i na problemie predestynacji.
Nad pokusami nie trzeba koniecznie długo się zatrzymywać. Sposoby myślenia i działania ludzi, którzy go otaczali, zwyczaje niektórych kolegów często nawiedzających „nieuczciwe kobiety”, ukazywały mu przykłady i propozycje, które mogły zainteresować każdego młodzieńca w jego wieku i w jego warunkach. Inny motyw kryzysu dotyczył pytania o predestynację; sprawa ta była na porządku dziennym pośród teologów. Luter i Kalwin uczynili z niej ulubiony temat w kłótni wokół usprawiedliwienia poprzez samą wiarę, niezależnie od „zasług”, jakie człowiek może zdobyć przez dobre uczynki. Kalwin w sposób zdecydowany pisał, że Bóg „zdecydował o tym, co chciał zrobić z każdym człowiekiem i z wszystkimi ludźmi; nie wszystkich stworzył w jednakowej kondycji, ale przeznaczył jednych do życia wiecznego, innych na wieczne potępienie”. Nawet na Sorbonie, dokąd Franciszek chodził na wykłady, uczono w oparciu o autorytet świętego Augustyna i świętego Tomasza, że Bóg nie zadekretował zbawienia dla wszystkich ludzi.
W ten właśnie sposób można by wyjaśnić kryzys, jaki dotknął studenta pod koniec roku 1586. On sam wierzył, że jest odrzucony przez Boga, przeznaczony na wieczne potępienie i na piekło. Doszedłszy na szczyt lęku, dokonał heroicznego aktu bezinteresownej miłości i zdania się na miłosierdzie Boże: „Będę Cię kochał, Panie, przynajmniej w tym życiu, jeśli nie jest mi dane kochać Cię w życiu wiecznym; będę Cię kochał, o mój Boże, przynajmniej tu, i zawsze będę ufał Twojemu miłosierdziu, i stale będę powtarzał Twoją chwałę, mimo tego wszystkiego, co przeciwnego bezustannie podsuwa anioł Szatana”.
Z tego logicznie absurdalnego postanowienia wynika nawet, że dobrowolnie pójdzie do piekła, byleby tam nie przeklinać najwyższego Dobra. Znane jest rozwiązanie tego „dziwnego zakrętu”, w szczególności dzięki zwierzeniom, jakie przekazał matce de Chantal: Pewnego styczniowego dnia 1587 roku wszedł do sąsiedniego kościoła i kiedy pomodlił się w kaplicy Matki Bożej, „wydało mu się, że jego choroba spadła pod jego stopy, niczym łuski trądu”. Potem Franciszek Salezy napisze we fragmencie Wprowadzenia do życia pobożnego te wyjaśniające słowa:
„Szatan posługuje się smutkiem dla kuszenia dobrych. Chciałby, żeby źli znajdowali radość w swoich grzechach, a dobrzy, żeby się smucili w tym, co czynią dobrego. Nie może namówić do złego inaczej, jak okazując je w przyjemnej postaci. Tak samo, nie może powstrzymać od dobrych uczynków w inny sposób, jak przedstawiając je w postaci przykrej i niemiłej. Ten złośliwy duch ma upodobanie w smutku i przygnębieniu, bo sam jest smutny i ponury i takim będzie wiecznie. Chciałby więc, aby wszyscy byli podobni do niego”.
W istocie rzeczy w rozwoju duchowym Franciszka ten kryzys miał realnie skutki pozytywne. Z jednej strony pomógł mu przejść z pobożności uczuciowej, być może egoistycznej czy wręcz narcystycznej, do miłości czystej, bez spodziewania się interesownej i dziecinnej nagrody. Z drugiej otwarł jego umysł na nowe zrozumienie miłości Bożej, która pragnie zbawić wszystkich ludzi. Owszem, wierny definicjom Soboru Trydenckiego, zawsze będzie bronił nauki katolickiej, twierdził, że do zbawienia konieczne są uczynki, ale bardzo polubił określenie „zasługa”. Prawdziwą nagrodą za miłość może być wyłącznie miłość. Tutaj sięgamy do korzeni salezjańskiego optymizmu. ■