facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2014 - luty
Jezus jest przyjacielem

Pascual Chávez Villanueva

strona: 2



Wspomnienie z mojego dzieciństwa

Zawsze przebywałem wśród przyjaciół. Tak wspominam dziecięce lata: Byłem bardzo lubiany i bardzo oczekiwany przez moich rówieśników... Czyniłem dobro tym, którym mogłem czynić, nigdy nie czyniłem zła. Moi koledzy bardzo mnie kochali... Chociaż byłem niskiego wzrostu, byłem silny i odważny, i to do tego stopnia, że wzbudzałem lęk u starszych kolegów.
Byłem posłuszny radom mojej mamy, która mi mówiła: W przyjaźni kieruj się doświadczeniem, a nie sercem. Ta życiowa lekcja pomogła mi potem odpowiednio ukierunkować moich chłopców, którym zalecałem: Wybierajcie sobie przyjaciół wśród osób dobrych, ale dobrze wam znanych. Uczcie się od nich tego, co dobre, a unikajcie wad.

Przyjaźń – dodatkowy akcent w wychowaniu

Kiedy zostałem księdzem, nawiązałem kontakt z bardzo wieloma chłopcami oderwanymi od rodziny i więzów kulturowych. Pierwsze doświadczenia przekonały mnie o jednym: Albo zdobędę tych chłopców dobrocią, albo ich utracę bezpowrotnie.
Przychodzi mi na myśl pewne wydarzenie. Nawet nie znałem imienia chłopca, który ukrył się w cieple zakrystii kościoła św. Franciszka z Asyżu pamiętnej środy, rankiem, 8 grudnia 1841 r. Nigdy nie widziałem go przedtem. Pomimo to, kiedy zauważyłem, że zakrystianin chce go potraktować kijem od miotły, wypowiedziałem zdanie, które później zwykłem powtarzać: To jest mój przyjaciel. Były to magiczne słowa, których używałem aż do mojej śmierci. Stale powtarzałem: Czyń tak, aby wszyscy ci, z którymi rozmawiasz, stali się twoimi przyjaciółmi. I wskazywałem chłopcom określony program życia, mówiąc im: Zawsze będzie dla was pięknym dzień, kiedy zdołacie dobrem pokonać wroga albo uczynić go przyjacielem.

Jezus – przyjaciel

Aby zostać księdzem, musiałem się zdobyć na wiele wyrzeczeń, ofiar, upokorzeń, pielęgnując w moim sercu sen o poświęceniu się młodzieży. Ale nie chciałem być księdzem i filantropem (słowo, które wówczas było bardzo popularne), który opiekuje się bardzo wieloma zagubionymi chłopcami. Nie! Byłem przede wszystkim księdzem, który tak bardzo kochał Pana, że chciał dać Go poznać i sprawić, by pokochali Go ci chłopcy. Miłość, którą okazywałem chłopcom, była odbiciem miłości, jaka jednoczyła mnie z Bogiem. To On był moim przewodnikiem i ku Niemu musiałem prowadzić młodych, którzy mnie otaczali, i których spotykałem na placach i w karczmach, których odwiedzałem w miejscach pracy i w więzieniu.
Wielu z tych chłopców, z którymi łączyły mnie więzy przyjaźni, potrzebowało odkryć w Panu wiernego przyjaciela. Kogoś, komu mogliby bezgranicznie zaufać. Kiedy słuchałem ich spowiedzi, powierzałem im pewien sekret: Jezus jest przyjacielem, który gwarantuje zawsze przebaczenie Ojca. Kładłem nacisk na miłosierdzie Boże. Wypowiadałem niewiele słów, ale te wystarczyły, aby obudzić w ich sercach tęsknotę za Bogiem. Rozkwitała w ich życiu na nowo nadzieja i radość, ponieważ czuli się kochani. Mówiłem im: Spowiednik jest przyjacielem, który nie pragnie niczego innego, jak tylko dobra naszej duszy; jest lekarzem zdolnym uzdrowić nas na duszy; jest sędzią, który nie potępia, ale który uwalnia
i nas wyzwala. Moim salezjanom zalecałem: Nie czyńcie spowiedzi odrażającą i uciążliwą z powodu niecierpliwości i karcenia.

Wartość komunii świętej

Rozumiałem życie chrześcijańskie jako stałą ascezę. Nie wystarczyło otrzymać przebaczenie, potrzebny był także specjalny pokarm. Oto, dlaczego kładłem nacisk na wartości komunii świętej. Moim chłopcom nie narzucałem, ale po prostu sugerowałem: Niektórzy mówią, że aby przystąpić do częstej komunii, trzeba być świętymi. To nieprawda. Komunia jest dla tego, kto chce stać się świętym. Lekarstwa daje się chorym, pokarm daje się słabym. Byłem przekonany, że wszyscy potrzebują komunii: dobrzy, aby pozostać dobrymi, i źli, aby stać się dobrymi.

Nasze słowo jest słowem Bożym

W 1855 r. zdołałem przekonać ministra Rattazziego, by pozwolił mi wyprowadzić wszystkich młodych więźniów na świąteczną przechadzkę, ale bez strażników więziennych. Kiedy wieczorem wrócili, ani jednego nie brakowało na wieczornym apelu. Ministrowi, który zapytał mnie o sekret tego, mogłem powiedzieć: Państwo nie potrafi nic innego, jak tylko rozkazywać i karać, my natomiast mówimy do serca młodzieży, a nasze słowo jest słowem Bożym.
Moim salezjanom zalecałem, by rozkochali młodych w Jezusie. To były słowa, które rzadko padały w czasach, w których żyłem, zwłaszcza z ust księdza! Mówiłem o Jezusie jak o przyjacielu i sugerowałem chłopcom: Ileż dobra przyniesie wam ten przyjaciel. Rozumiecie już, że mówię wam o Jezusie. Przyjmujcie go często, ale dobrze. Zachowujcie Go w swoim sercu. Odwiedzajcie często i gorliwie tego przyjaciela. Jest bardzo dobry i nigdy was nie opuści. ■