facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - styczeń
Panu Bogu zawdzięczam wszystko

Majka Lisińska-Kozioł, Andrzej Stanowski

strona: 4



Przed wejściem na belkę Kamil Stoch zawsze żegna się. „Robię tak od małego. Nie ze strachu, to jest znak mojej wiary. Każdy skok poświęcam Panu Bogu, bo Jemu zawdzięczam wszystko".

Trafił do skoków w wieku 9 lat. W jego rodzinnym Zębie, niedużej wiosce położonej kilka
kilometrów od Zakopanego, powstawał właśnie Ludowy Klub Sportowy. Z trenerem Zbigniewem Klimowskim, dzisiaj drugim trenerem reprezentacji, pojechał do Zakopanego i tam na Maleńkiej Krokwi oddał swój pierwszy skok. „Pamiętam, że w czasie skoku kask zsunął mi się na oczy. W całym klubie był tylko ten jeden kask”.

„Dużo zawdzięczam tacie (jest z wykształcenia psychologiem – przypis AS), który wprawdzie nigdy nie namawiał mnie do skakania, ale też niczego nie zabraniał. Woził mnie na treningi do Zakopanego” – wspomina Kamil.

Cudowne dziecko

Szybko robił postępy i w wieku 11 lat został mistrzem świata dzieci. Był tak dobrze wyszkolony technicznie, iż trenerzy nie bali się go puścić na Wielką Krokiew.
I jako przedskoczek w zawodach w kombinacji norweskiej o Puchar Świata poszybował aż na 127 metrów, a jeszcze o metr dalej skoczył na treningu.
Okrzyknięto go cudownym dzieckiem. „Podziwiałem tego młokosa, który pięknie szybował na Wielkiej Krokwi. Widać było, że ma znakomite czucie lotu. Pomyślałem sobie wtedy: On ma większy talent od Adama Małysza. Ale czas otwarcia talentu bywa różny. Są zresztą pewne podobieństwa między Adamem a Kamilem. Małysz zaczął wygrywać Puchar Świata w wielu 18–19 lat, potem przygasł na trzy lata i ponownie eksplodował. Kamil jako 20-latek wygrał pierwsze wielkie zawody, konkurs w Oberhofie zaliczany do Letniej Grand Prix. Potem nie miał takiej obniżki formy jak Adam, szedł do przodu, ale małymi kroczkami. Cieszyło mnie, że czyni systematyczne postępy, choć nie zawsze przekładało się to na wyniki. Ale od dwóch sezonów jest w ścisłej czołówce światowej” – mówi obecny prezes PZN Apoloniusz Tajner.

Nie chcę być następcą Adama

23 stycznia 2011 r., Wielka Krokiew. Blisko 20 tysięcy widzów zamarło z przerażenia po upadku swojego idola Adama Małysza. Poturbowany mistrz został zwieziony na toboganie. Kilkadziesiąt minut później ci sami kibice oszaleli ze szczęścia, kiedy Kamil Stoch drugim, kapitalnym skokiem wygrał konkurs. Nagle w jednej chwili stał się niemal bohaterem
narodowym. „To niesamowite przeżycie. Zwyciężyłem na mojej ukochanej skoczni, przy naszych wspaniałych kibicach. Konkursy na Wielkiej Krokwi są dla mnie jak mistrzostwa świata. To była wielka radość śpiewać wspólnie z kibicami Mazurka Dąbrowskiego. Austriak Andy Kofler śmiał się, że mógłbym z powodzeniem występować w jakimś programie muzycznym. Zawsze mówię, że Zakopane jest magnetyczne. To były najważniejsze dla mnie konkursy w sezonie. Moim marzeniem jest zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego na zimowych igrzyskach olimpijskich” – mówił Kamil. Po wygranych w Pucharze Świata, a ma ich na swoim koncie już pięć, dziennikarze naciskali na Stocha: „Będzie pan następcą Adama Małysza?”. „Ja nie chcę być następcą Adama! To, co Adam zrobił, trudno będzie komukolwiek powtórzyć. Dokonał rzeczy fantastycznych, ludzie będą zawsze o nim pamiętać. Ja skaczę na własny rachunek, zdobywam laury dla siebie. Chciałbym, żeby ludzie zapamiętali mnie jako Kamila Stocha – skoczka narciarskiego, a nie jako Kamila Stocha – drugiego Adama Małysza” – twierdzi skoczek.


Żona dodaje skrzydeł

Znakomite wyniki przyszły tak naprawdę dopiero po zmianie stanu cywilnego. Po pięciu latach znajomości w sierpniu 2010 r. Stoch wziął ślub z Ewą Bilan w kościele Paulinów we wsi Czerwienne na Bachledówce.
„Po ślubie nagle eksplodowałem formą, zacząłem skakać jak z nut. Myślę, że to poczucie stabilizacji tak dobrze wpłynęło na moją psychikę, bo w samym treningu niewiele się zmieniło. Moja żona dodaje mi skrzydeł. Ewa zawsze podkreśla, że będzie ze mną w chwilach dobrych i złych. A takie wsparcie jest dla mnie najważniejsze” – mówi skoczek.
„Może trzeba było wcześniej zaprowadzić Ewę do ołtarza?” – pytam. Kamil tylko się uśmiecha.

Miałam nadzieję, że się kiedyś oświadczy

Ewa Bilan-Stoch jest wrażliwą artystką o duszy sportowca i kobietą o silnej osobowości. Jest też żoną i najwierniejszym kibicem Kamila. Poznali się podczas zawodów w Planicy, 800 kilometrów od Zakopanego, skąd oboje pochodzą. Ona robiła zdjęcia skoczkom narciarskim, a on był jednym z nich. Wpadli na siebie i zaiskrzyło. Trzy lata później Kamil oświadczył się Ewie, tam gdzie się spotkali pierwszy raz, czyli na ulicy w Kranjskiej Gorze. „Przyklęknął i nie zważając na spojrzenia ludzi, poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się od razu. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że się kiedyś oświadczy” – wspomina Ewa. Ślub wzięli w sierpniu 2010 r. Najpierw zamieszkali
w Proszowicach, bo było im bliżej do Krakowa, gdzie oboje kończyli studia. Od roku mają swoje gniazdko w Zakopanem. „Jest nam w nim dobrze i bezpiecznie. Nasze mieszkanko urządzaliśmy razem, więc panuje w nim klimat, który nam służy”. Ewa skończyła wychowanie obronne i fizyczne na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, a także fotografię artystyczną. Kamil – krakowską AWF. On uprawia skoki, a fotografia stała się największą życiową pasją Ewy. „No, ale niezmiennie jestem też fanką dżudo” – mówi żona Kamila Stocha. Ta drobna, ładna blondynka zna tę dyscyplinę od podszewki, bo przez dziesięć lat z powodzeniem ją uprawiała. „Dżudo po prostu mnie zauroczyło. To wspaniała szkoła charakteru. Dzięki dżudo co najmniej w połowie mam duszę sportowca”. Dlatego Ewa doskonale rozumie emocje, jakie towarzyszą mężowi przed oraz w czasie turniejów, i wspiera Kamila całym sercem. Na zawodach w Zakopanem kibicuje mężowi zawsze, no i z sentymentu jeździ do Planicy. A on stoi za nią murem, choćby nie wiem jak szalone wizje fotograficzne realizowała. Z uwagi na ślub nie wystartował w kilku konkursach i tym samym stracił szansę na wygranie klasyfikacji generalnej Letniej Grand Prix. „Sport był
w tym momencie na drugim planie, ślub był dla mnie najważniejszy” – mówi zawodnik.

Tęsknimy, czekamy na każdy wspólny dzień…

Ewa wie, że Kamil jest dobry w tym, co robi, i ufa umiejętnościom sportowym męża, ale oczywiście trochę się denerwuje przed każdym jego startem. „Stanęłam kiedyś na rozbiegu skoczni w Planicy i nogi się pode mną ugięły. Ten sport stworzony został tylko dla odważnych”. Nie przeczy, że trudne jest dla niej przetrwanie długich rozstań, których nie brakuje w sezonie. „Tęsknimy, czekamy na każdy wspólny dzień i gdy nadchodzi, jesteśmy bardzo szczęśliwi” – mówi Ewa. Ostatnio Kamilowi na skoczni wiodło się słabo. „Nie było mnie przy nim, miałam zaplanowany wcześniej wyjazd do rodziny za granicę. Wróciłam i jestem pewna, że teraz zacznie skakać lepiej”. A w wolnych chwilach będą wracać we wspomnieniach do wakacji. Wciąż są pod wrażeniem fantastycznej podróży, którą sobie w tym roku z mężem zafundowali. „Byliśmy w Tanzanii” – mówi Ewa. Spędzali czas między innymi w misjach, które prowadzą księża salwatorianie. „Może napiszę książkę, bo bardzo mnie ta podróż poruszyła; mam mnóstwo niecodziennych zdjęć dotąd niepublikowanych,
poznałam wiele zaskakujących historii i mam sporo przemyśleń, których
ludzie słuchają z ciekawością”. Gdy pytam, czy zrobiła podczas podróży wielkie zakupy, mówi, że w tej materii jest raczej nietypowa, bo nie wydaje dużo, chyba że chodzi o sprzęt fotograficzny; obiektywy i inne akcesoria do canona są drogie, ale od czasu do czasu lubi zaszaleć i zrobić sobie przyjemność. Bo szczęście to małe radości, fajne momenty, wzruszające chwile spędzane razem.