facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2017 - lipiec/sierpień
ŚWIADOME WYCHOWANIE DZIECKA

Stanisław Sławiński

strona: 14



W wychowaniu dziecka nie chodzi tylko o bon ton lub o ślepe posłuszeństwo. Chodzi o to, by stosownie do wieku oddawać w jego ręce odpowiedzialność za siebie – by w dorosłym życiu umiało dobrze kierować swoim życiem – mówi dr Stanisław Sławiński, pedagog, w rozmowie z Dorotą Niedźwiecką

Istnieje co najmniej kilkadziesiąt definicji wychowania. Żeby uprościć i upraktycznić: jak Pan je rozumie?

– Wychowanie to prowadzenie dziecka ku samodzielności. Celem, do którego mamy pomóc dziecku dojść, jest osiągnięcie przez nie zdolności do samodzielnego decydowania i działania w sposób odpowiedzialny. Prawdziwa dorosłość polega bowiem na zdolności do podejmowania zadań życiowych w sposób odpowiedzialny, to znaczy z uwzględnianiem możliwych skutków swoich decyzji i działań. Żeby wychowanie dziecka nie okazało się porażką, dzisiaj trzeba bardziej niż dawniej brać pod uwagę rosnące znaczenie destrukcyjnego wpływu mediów i całego otoczenia kulturowego, w jakim żyją nasze dzieci. Młodzi ludzie są chłonni, nastawieni na uczenie się świata – przez co mają, niestety, łatwość brania ze świata także tego, co ich deformuje.

Uważa Pan, że we współczesnym świecie, w którym jest tyle negatywnych bodźców, jesteśmy w stanie dzieci dobrze wychować?

– Zdecydowanie tak. Owszem, przekaz, jaki dzieci i młodzież otrzymują dziś w przestrzeni publicznej, na pewno nam nie pomaga. Mam tu na myśli np. stale płynącą z ekranów sugestię, że wolność to prawo do samowoli, a życie ma być nieustającym happeningiem. W przestrzeni publicznej młodzi bardzo rzadko słyszą za to o potrzebie pracy nad sobą, o potrzebie odpowiedzialności za siebie i za innych i że prawda jest w życiu ważna. W telewizji i radiu zamiast polemik najczęściej słychać wzajemne przekrzykiwanie się. To jest kontekst, w którym my, nauczyciele i rodzice, pracujemy z dziećmi, ale to nie znaczy, że jako wychowawcy stoimy na straconych pozycjach.

Kontekst przygnębiający.

– Nie mówię tego, by wywoływać atmosferę przygnębienia, ale byśmy mieli jasność, w jakich warunkach mamy wychowywać. Po pierwsze nikt nas nie zwolnił z odpowiedzialności za wychowanie naszych dzieci. Po drugie im bardziej dzieci są narażone na głupotę współczesnego świata, tym bardziej potrzebują naszej mądrości i naszej miłości, z której rodzi się dobre wychowywanie.

Koniec XX wieku i XXI wiek to czas, w którym dzieci są pod szczególną ochroną.

– W poprzednich epokach raczej nie skupiano się tak na potrzebach emocjonalnych i rozwojowych dziecka, co nie znaczy, że nie było mądrych i kochających rodziców. Jednak wprowadzenie zakazu pracy dzieci i obowiązku posyłania dzieci do szkoły, wykluczenie chłosty i zakwestionowanie karania jako podstawowego instrumentu wychowania to są stosunkowo niedawne osiągnięcia. Jednakże w ostatnich dziesięcioleciach w wychowaniu obserwuje się bardzo niepokojącą tendencję.

Jaką?

– W promowanych obecnie koncepcjach wychowawczych odrzuca się pozytywną rolę władzy wychowawczej i absolutyzuje się dialog. Propaguje się postawę „partnerską”, polegającą na tym, żeby nic nie nakazywać, tylko każdą rzecz załatwiać z dzieckiem w drodze uzgodnień poprzez tłumaczenie i przekonywanie. Są też zwolennicy pozostawienia dziecka samemu sobie w myśl zasady „niech robi co chce, bo nikomu nie wolno naruszać jego wolności”. Inni uważają, że dziecko rzekomo najlepiej wie, co jest dla niego najlepsze. Zupełnie pomija się oczywisty fakt, że przez długie lata dziecko ani emocjonalnie, ani intelektualnie nie jest gotowe do decydowania o sobie. Przedwcześnie wycofując się z obowiązku wykonywania władzy wychowawczej nakładamy więc na barki dziecka odpowiedzialność, która jest dla niego nie do udźwignięcia.

Gdzie szukać rozwiązań?

– Najpierw trzeba dostrzec istotę problemu. Jednostronne podejście „dialogowe” do wychowania, które dzisiaj stało się obowiązującym kanonem, rodzi negatywne skutki różnego rodzaju. Zwróćmy uwagę, że z jednej strony każdy, jak się zastanowi, to powie, że dziecko powinno słuchać rodziców. Równocześnie bardzo wielu ludzi bezkrytycznie wierzy, że władza w wychowaniu jest „be”. Efekty są takie – niektórzy widząc, że w praktyce partnerskie wychowanie nie bardzo działa, zaczynają sięgać po tradycyjne metody – ale mają równocześnie poczucie winy. Pracując w poradni nie jeden raz słyszałem „w końcu musiałam mu kazać, ale wiem, że jestem złą matką, bo nie powinnam”. Inni bez względu na wszystko trwają w takim „partnerstwie”, ale czują się coraz bardziej rozgoryczeni i bezradni.

Jak wyjść z tego błędnego koła?

– Bezrefleksyjną wiarę w dialog odzwierciedla popularne, ale niezbyt mądre powiedzenie „lepiej tłumaczyć niż bić”. W tym powiedzeniu wyraz „bić” oznacza użycie władzy, która w prostackich interpretacjach utożsamiana jest z fizycznym karaniem dziecka. Trzeba więc najpierw przypomnieć sobie, że istotą każdej władzy jest podejmowanie decyzji, a nie karanie. Po drugie, że decyzje dotyczące dziecka nie zawsze mogą i nie zawsze powinny być z dzieckiem uzgadniane. Po trzecie z tego błędnego koła można wyjść, jeżeli się dostrzeże, że w wychowaniu dialog i władza „nie konkurują” ze sobą. Bo nieprawdą jest, że im więcej dorosły ma władzy, tym mniej jest miejsca na dialog z dzieckiem. Nieprawdą jest też, że prowadzenie dialogu z dziećmi uszczupla władzę rodziców lub nauczycieli. W wychowaniu władza i dialog wzajemnie się dopełniają. Można by to porównać z rowerem. Jedno koło „kieruje”, a drugie „daje napęd”, ale dopiero gdy w rowerze działają oba koła, można nim normalnie jechać.

Ale nadmierna dyrektywność chyba nie służy wychowaniu?

– Oczywiście, że nie służy. Postawa dorosłych w stylu „nie filozofuj, rób, jak ci mówię, jak będziesz dorosły, będziesz mógł robić po swojemu” zabija kreatywność. Trzeba się stale pilnować, żeby za bardzo nie dyrygować dzieckiem. Trzeba zauważać rozwój swojego dziecka, bo gdy ono ma już np. 11 lat, to na pewno potrafi zrobić samodzielnie o wiele więcej rzeczy, niż gdy miało 7 lat. Wychowaniu nie pomaga też nadopiekuńczość, która po prostu infantylizuje, czyli hamuje naturalny rozwój dziecka. Jeśli przyjmujemy postawę nadopiekuńczą, jeśli staramy się ochraniać dziecko w każdej sytuacji, nawet przed konsekwencjami jego własnych błędów i zaniedbań, to jak ono ma stawać się bardziej dojrzałe? Dojrzałość kształtuje się przecież także poprzez doświadczanie konsekwencji popełnionych błędów. ▪