facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - marzec
Misja ojca

Grażyna Starzak

strona: 12



Rozmowa z Robertem Friedrichem, gitarzystą, wokalistą i kompozytorem, twórcą zespołów Arka Noego i Luxtorpeda, ojcem siedmiorga dzieci

– Powiedział Pan kiedyś, że misją ojca jest przekaz ać wiarę dzieciom. W jaki sposób Pan to robi? Czy tylko uczestnicząc wraz z nimi w niedzielnej mszy św.?

– Żeby mówić o misji ojca, trzeba zacząć od misji męża. Przed dziećmi zawsze jest żona. Razem z nią przekazujemy wiarę naszym dzieciom, doświadczając ogromnej pomocy we wspólnocie neokatechumenalnej, w której jesteśmy od 19 lat. Tam tradycją jest wspólna modlitwa w niedzielę, jutrznia z dziećmi, czytanie psalmów i fragmentów Ewangelii. W tym czasie możemy poważnie rozmawiać z dziećmi, co dany fragment, dane słowo nam mówi i czy jest obecne w naszym życiu. Dialog z dziećmi na ten temat jest nie tylko istotną formą przekazu wiary, ale też po prostu spotkaniem dziecka z rodzicem. Nasze starsze dzieci mają też w parafii, do której należymy, własne wspólnoty, w których się spotykają dwa razy w tygodniu na liturgię słowa i Eucharystię. To jest wielka pomoc dla rodziców, zwłaszcza gdy przychodzi okres dorastania, buntu, upadku rodzicielskich autorytetów. Wtedy mamy z nimi wspólny język właśnie dzięki wspólnotom. Oczywiście ojciec ma jeszcze wiele innych zadań do wypełnienia w rodzinie. Może wspierać dziecko, motywować do pracy, inspirować. Tych zadań jest mnóstwo. Ale chyba najważniejsze, najbardziej pożyteczne dla dziecka jest to, żeby kochał swoją żonę. Tak więc misja ojca bardzo ściśle splata się z misją męża.

– Czy w waszym związku istnieje jakiś wyraźny podział ról między żoną a mężem?

– Dzielimy się obowiązkami. Oczywiście w rodzeniu dzieci nie potrafię zastąpić żony, ale w naszym małżeństwie nie ma czegoś takiego, że tylko ona jest od garów czy od prania. Wspieramy się i wymieniamy rolami. Zarówno w kuchni, jak i w dziedzinie wychowania. Każde z nas robi to, co najlepiej umie, co w danym momencie może robić. W dzisiejszym świecie przyjęło się uważać, że kobieta, która nie pracuje zawodowo, jest kurą domową. To nieprawda. Moja żona jest ode mnie zdolniejsza, mądrzejsza, ale nie poszła na studia, bo postanowiła zająć się rodziną. I jest bardzo szczęśliwa z tego powodu. Macierzyństwo nic jej nie ujęło z kobiecości. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że jeżeli człowiek spełni wolę Bożą, to mimo wielu obowiązków nie jest zmęczony. Czasami może być utrudzony, ale nigdy nie jest zmęczony tak, żeby szemrać, narzekać na swoje życie.

– Czy gdyby była taka potrzeba, zdecydowałby się Pan wziąć urlop tacierzyński?

– Będąc muzykiem, mam nienormowany czas pracy. Często decyduję się zrezygnować z jakiejś imprezy, z koncertu, żeby być w domu. Niekiedy sam widzę, że dzieci potrzebują w danej chwili ojca, innym razem żona mi sygnalizuje: „Jesteś teraz potrzebny”. W takiej sytuacji staram się ograniczyć wyjazdy do minimum. Z bólem serca odwołuję koncerty, bo bardzo lubię swój zawód, ale nie mogę zostawiać rodziny na długo. Bycie mężem i ojcem to jest mój pierwszoplanowy obowiązek. To może brzmi górnolotnie i zdaję sobie sprawę, że mam ułatwione zadanie, bo sam decyduję, kiedy będę pracował. Większość ojców ma etaty i trudno by im było podjąć decyzję, żeby przerwać pracę, bo mogliby ją stracić.

– Pana rodzice się rozwiedli. Czy to miało wpływ na życie Roberta Friedricha i na to, jak spełnia się w rolach męża i ojca?

– Dzieci z rozbitych rodzin szybciej uczą się życia i szybciej dojrzewają, również społecznie. Ja szukałem pracy, mając niespełna 14 lat, bo wiedziałem, że mojej mamy nie będzie stać na to, żeby kupić mi instrument – a zawsze marzyłem o graniu, więc wszystkie wakacje spędzałem, pracując dorywczo. Jestem jednak wdzięczny Bogu za to doświadczenie. Zrozumiałem, że moim rodzicom, którzy żyli bez sakramentu małżeństwa, zabrakło tej pomocy, którą ja mam w Kościele. Człowiekowi trudno jest stworzyć rodzinę bez wsparcia ze strony Boga. Trudno jest kochać.

– Kto był czy też jest dla Pana wzorem ojca?

– Święty Józef. To pierwsza postać, jaka przychodzi mi na myśl. Miał, co prawda, tylko jednego Syna, ale On, tak jak inne dzieci, też rozrabiał, znikał na trzy dni, zadając tym ból rodzicom. W ogóle uważam, że najlepiej roli ojca uczę się w Kościele, patrząc na tego Ojca, który jest miłosierny, cierpliwy i zawsze wspierający. Ja taki nie jestem. Miłość Boga Ojca do każdego człowieka jest po wielokroć większa niż moja do moich dzieci, bo ja jestem tylko człowiekiem, słabym, często upadającym. Zdając sobie sprawę, jak wiele mi Bóg Ojciec wybacza, uczę się wybaczać swoim dzieciom, gdy mają jakieś kryzysy.

– Wiele razy powtarzał Pan, że rodzina jest najważniejsza. Co uważa Pan za swój największy sukces jako męża i ojca?

– Sukcesem niewątpliwie jest to, że po 25 latach małżeństwa wciąż jesteśmy razem z żoną. W dzisiejszych czasach nie jest to normą. Wielu moich kolegów ma kolejne żony, cały czas szukają szczęścia. A mnie po 25 latach coraz bardziej podoba się Dobrochna. Przez te wszystkie lata uczyłem się tego, że o miłość trzeba dbać, zabiegać każdego dnia. To nie jest łatwe. W naszym wypadku bardzo pomogło nam to, że jesteśmy razem we wspólnocie. Wiele konfliktów małżeńskich zażegnaliśmy dzięki temu. To, czego nie byłem w stanie pojąć, zrozumieć, np. sensu mojego cierpienia, przyczyn moich słabości, zrozumiałem na liturgii słowa. Dzięki temu pojąłem też, że codzienne życie może być cudem. Cudem jest, że mamy siódemkę dzieci, cudem jest, że moja żona po 25 latach małżeństwa podoba mi się coraz bardziej. To nie jest tylko moja zasługa. To wszystko dzieje się w cudowny sposób, dzięki Bogu. To Bóg sprawił, że dwóch egoistów, jakimi jesteśmy, potrafi się dogadać. To jest tak jak z solą, która składa się z dwóch pierwiastków chemicznych. Jeden jest trujący, drugi wybuchowy, ale Bóg połączył to razem i powstała sól. Substancja niezbędna do życia. Podobnie jest w małżeństwie. W naszym związku czasem ja jestem tym wybuchowym „pierwiastkiem”, czasem żona, a kiedy jesteśmy razem, to tworzymy całość, która jest tak jak sól – pożyteczna. Niektórzy, czytając to, mogą mnie uznać za osobę bardzo konserwatywną w swoich poglądach, ale ja nie jestem nawiedzony, jak mogłoby się wydawać. Po prostu przekonałem się, że droga, którą wybrałem, jest skuteczna, że będąc we wspólnocie Kościoła łatwiej mi jest rozwiązywać codzienne problemy i jestem szczęśliwy. Nie ma lepszego sposobu na to, żeby człowiek przetrwał w tych trudnych czasach, jak szukanie wsparcia w Eucharystii.
Robert Friedrich (ur. 15 kwietnia 1968 r. w Babimoście), gitarzysta i kompozytor, był niegdyś członkiem zespołów Turbo i Kazik na Żywo. Jako „Litza” był liderem metalowego zespołu Acid Drinkers. Ogromną popularność przyniosła mu założona w 1999 r. Arka Noego. Twierdzi, że zespół powstał, bo nie miał już siły kopiować dla znajomych i rodziny piosenek nagranych wraz ze swoimi dziećmi dla telewizyjnego programu katolickiego Ziarno. Od 2010 r. jest liderem odnoszącego wielki sukces zespołu Luxtorpeda, wykonującego szeroko pojętą muzykę rockową.
Ma żonę i siódemkę dzieci: cztery córki (Majka, Wiktoria, Róża i Frania), trzech synów (Bruno i Henryk i Urban), oraz trzymiesięcznego wnuka Jeremiasza.