facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - marzec
Kiedy mówię, że oddaję wam wszystko, to znaczy, że nic nie zatrzymuję dla siebie

Pascual Chávez Villanueva

strona: 2



Kiedy nadeszła Wielkanoc, mogłem w końcu powiedzieć do moich chłopców: „Mamy dom”. Prawdę mówiąc, była to niska i mała szopa, ale była nasza! Skończyliśmy włóczęgę po Turynie, wyczerpującą, budzącą niezrozumienie i nieufność „prowizorkę”. Sama data jest zbyt ważna, by można ją było zapomnieć: 12 kwietnia 1846 r.! Miałem trzydzieści lat, od pięciu byłem księdzem. Postrzegałem wszystkie rzeczy w perspektywie oświetlonej zaufaniem do Opatrzności.

Wychowanie nie jest sprawą jednego dnia

Rzuciłem się na oślep w wir pracy: wspinałem się na chwiejące się rusztowania wznoszonych budynków; aby spotkać się z chłopcami, wstępowałem do warsztatów, sklepów – do wszystkich młodych kierowałem przyjazne słowo, żartowałem z nimi. Niepokoiłem się o ich zdrowie fizyczne; rozmawiałem z ich pracodawcami, często zbyt nieludzkimi. Pozostawałem w relacjach przyjaźni i wzajemnego zaufania, które nawiązywałem ze wszystkimi. Wychowanie nie jest sprawą jednego dnia, wymaga cierpliwości i wielkiej nadziei. Jak wiesz, lipiec jest miesiącem bardzo ciepłym w Turynie, ale na Valdocco panuje wtedy duchota. Wszystko wydarzyło się nagle. Kończyła się niedziela pełna licznych zajęć, kiedy niespodziewanie runąłem na ziemię. Strumień krwi trysnął na piachi trawę łąki. Potem straciłem przytomność. Kiedy ją odzyskałem, zauważyłem, że leżę w łóżku; wokół było wiele osób, potem przybył lekarz. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zalecił mi całkowity odpoczynek. Tak spędziłem tydzień, ale moje siły fizyczne wciąż malały. Czułem się bardzo osłabiony, trwając w stałym półśnie.

Zawdzięczam wam życie

Pamiętam, że spojrzałem na lekarza, który kręcąc głową, z bezsilnością powiedział: „Może nie przeżyć nocy”. Następnego dnia, niemal cudem, obudziłem się. Potem bardzo powoli zacząłem odzyskiwać siły. Moje myśli były zawsze przy moich chłopcach. Gdzie się znajdują? Czy już powrócili na Valdocco? Minął kolejny tydzień. Potem była niedziela. Podpierając się laską, zszedłem do szopy. Słyszałem głosy, krzyki radości – głowa opadała mi z osłabienia. Spotkałem księdza, który mi pomógł. Opowiedział mi o wielu ofiarach, jakie podjęli chłopcy, bo – jak mówili: „Ksiądz Bosko nie może umrzeć”. Zrozumiałem, że wyprosili prawdziwy cud. Potem najstarsi z nich mnie zabrali, wsadzili na fotel i triumfalnie ponieśli. Wielu płakało z radości. Otoczyli mnie szczelnie dookoła. Kiedy nastała cisza, powiedziałem do nich: „Moi drodzy, modliliście się i ponieśliście tak wiele ofiar, abym odzyskał zdrowie. Dziękuję. Zawdzięczam wam życie. A skorotak, przyrzekam, że całe je wam poświęcę”. Nie byłem w stanie powiedzieć nic innego, ponieważ także ja byłem wzruszony. Ale od tego dnia poświęciłem się sprawie młodzieży na zawsze. Ci chłopcy dali mi najpiękniejszą i najbardziej przekonującą lekcję!

Daję wam całego siebie

Siedząc na tamtym prostym fotelu w otoczeniu tak wielu chłopców, poświęciłem im moje życie. I tak już pozostało. Ale była także odpowiedź, której im udzieliłem w formie jeszcze bardziej wyrazistej i przekonującej. Nadszedł 31 grudnia 1859 r. – świętowaliśmy zakończenie roku. Pomimo stałego ubóstwa, jakie panowało na Valdocco, przygotowaliśmy sobie nawzajem małe podarki, jak to się czyni w rodzinie: obrazek, kawałek ołówka, gumka, cukierek, zeszyt… Drobne przedmioty, ale podarowane z serca. Po modlitwach wieczornych wygłosiłem „słówko na dobranoc”, kierując do nich kilka zdań. Powiedziałem im: „Moi drodzy synowie, wiecie, jak bardzo was kocham w Panu i że cały poświeciłem się, aby świadczyć wam to największe dobro, jakie mogę uczynić. To trochę wiedzy, doświadczenia, jakie zdobyłem, wszystko, czym jestem i co posiadam, pragnę oddać wam na służbę. Każdego dnia i w każdej sprawie możecie na mnie liczyć, zwłaszcza w sprawach duszy. Ze swej strony w upominku daję wam całego siebie; może to niewiele, ale kiedy mówię, że oddaję wam wszystko, to znaczy, że nic nie zatrzymuję dla siebie”.

Nie myślę więcej o sobie samym

Od tej niedzieli z końca lipca, kiedy przyrzekłem uroczyście, że poświęcę swoje życie chłopcom, minęło już 13 lat; Valdocco stało się wielką rodziną. Było już wiele setek chłopców, którzy pobierali naukę i uczyli się zawodu. Chciałem, aby zrozumieli, że moje przebywanie wśród nich było owocem nieodwołalnego wyboru. Nigdy nie zdradziłbym zaufania, jakie chłopcy pokładali we mnie, a później w moich salezjanach. Kiedy mówiłem do nich: „Nic nie zatrzymuję dla siebie”, to jakbym powiedział: „Nie myślę więcej o sobie samym, oddaję się całkowicie każemu z was, jestem wasz na zawsze, już nic nie mam swojego”. Oto mój sekret. W odniesieniu do chłopców zawsze kierowałem się tymi decyzjami, tymi wyborami. Nigdy się nie cofnąłem. Nigdy nie zdradziłem chłopców! r