facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2009 - wrzesień
GDZIEŚ BLISKO. Przed wyborem życia

ks. Andrzej Godyń SDB

strona: 10



Jeśli zaraz po maturze młody człowiek wstąpi do seminarium, wie, że zanim zostanie kapłanem, czeka go sześć lat formacji. O ile będzie chciał zostać kapłanem diecezjalnym, najpierw dwa lata będzie studiował filozofię, a potem cztery – teologię. Jeśli natomiast wstąpi do zgromadzenia zakonnego, najpierw będzie musiał odbyć roczny zazwyczaj nowicjat. Gdy wybierze zgromadzenie salezjańskie, to po filozofii przerwie naukę, by odbyć 2-letnią praktykę duszpastersko-wychowawczą – tzw. asystencję.

Mimo że 9-letnia droga do tego, by zostać kapłanem salezjaninem, wydaje się długa, chętnych wciąż jeszcze nie brakuje. Liczba zgłoszeń nie dorównuje wprawdzie stanowi sprzed kilkunastu lat – tendencja spadkowa jest wyraźna – ale pewno wciąż jeszcze nie ma mowy o kryzysie.

Początek drogi
Początkiem salezjańskiej drogi jest prenowicjat. Kto złożył podanie o przyjęcie do nowicjatu, najpierw bierze udział w 2-miesięcznym poznawaniu pracy i duchowości salezjańskiej, tak by wiedział, do jakiego życia się przygotowuje. W poprzednich latach prenowicjat odbywał się podczas poprzedzających nowicjat dwóch wakacyjnych miesięcy. W tym roku dla kandydatów z dwóch południowych inspektorii salezjańskich: wrocławskiej i krakowskiej trwał pół roku, z tym, że przez pierwsze cztery miesiące raz na dwa, trzy tygodnie chłopcy przyjeżdżali ze swoich miejscowości na spotkania do różnych placówek salezjańskich. Tegoroczni prenowicjusze na ogół mieli wcześniej kontakt z pracą salezjańską: chodzili do szkół salezjańskich, należeli do parafii prowadzonych przez salezjanów, co oznacza, że w większości nie jest to dla nich duchowość zupełnie nowa, poznana z ulotki, choć i takie przypadki się zdarzają.
Formacja w prenowicjacie składa się z tych samych elementów, co oratorium salezjańskie. Ma być: domem, szkołą, parafią i podwórkiem. Uczy umiejętności budowania relacji i funkcjonowania we wspólnocie oraz bycia za nią odpowiedzialnym. Chłopcy poznają duchowość salezjańską, wspólnie dyskutują, bawią się i mają możliwość zaangażowania się w apostolat wśród dzieci i młodzieży. Dla prowadzącego prenowicjat ks. Dariusza Szyszki dla formacji powołaniowej kluczowe słowo to towarzyszenie. „W dzisiejszym świecie pełnym możliwości i propozycji, młodemu człowiekowi trudno samemu odnaleźć jakiś porządek, więc potrzebuje pomocy w poukładaniu sobie świata. Trzeba mu pomóc wejść na drogę rozeznania, żeby najpierw zrozumiał, czym jest powołanie do życia, do świętości, a dopiero później odpowiedzieć, jak je realizować: czy w życiu małżeńskim, kapłańskim, zakonnym czy w samotności.”
Uczestnikowi prenowicjatu, Michałowi, dojrzewanie do decyzji o wstąpieniu do zgromadzenia salezjańskiego zajęło 5 lat studiów. „To był dla mnie czas walki duchowej, także buntu, walki z Panem Bogiem. Dopiero w marcu tego roku podjąłem decyzję, że tylko On może zrobić coś sensownego z moim życiem.” Oprócz Michała, na dwudziestu trzech prenowicjuszy, jeszcze sześciu nie zdecydowało się na ten krok od razu po maturze, ale potrzebowało dłuższego czasu dojrzewania do wyboru.
Zdaniem ks. Szyszki niestety niewiele osób jest gotowych i chętnych, by być z młodymi w tym dojrzewaniu. Także wśród księży. Przytacza zdanie członka rady generalnej salezjanów, odpowiedzialnego za duszpasterstwo młodzieży ks. Fabio Attarda, że nawet salezjanom łatwiej zorganizować wielką akcję dla młodzieży niż towarzyszyć na drodze powołania. „A potrzeba jest coraz większa. Z jednej strony młodzi nie angażują się w rozeznawanie swojej drogi, podejmują decyzje w ostatniej chwili, z drugiej brakuje osób, które służyłyby im od strony kierownictwa duchowego. To bardzo by pomogło, bo czas prenowicjatu nie jest czasem ciągłego zadawania sobie pytania: czy tu jest moje miejsce. To sprawia, że młody człowiek zamiast angażować się w formację, ciągle wraca do punktu wyjścia.”

Wielka góra
Jednak nawet tak wydłużony, proces formacji nie wszystkim jawi się jako wystarczający. Dla magistra nowicjatu w Kopcu koło Częstochowy, ks. Jerzego Mikuły, nie zaszkodziłby jeszcze jeden rok przygotowań poprzedzający nowicjat: „Przychodzący do zgromadzenia młodzi ludzie są coraz mniej dojrzali. Nie tylko brakuje im przygotowania duchowego, wiedzy religijnej, znajomości Pisma Świętego, ale coraz większym problemem jest ich nieprzygotowanie do wymagań życia: odpowiedzialności, obowiązkowości. Brakuje im pewnej twardości. Media, komunikatory – to wszystko sprawia, że bywają: »plastikowi«. Dla nich wybór na całe życie to jest jakaś wielka góra do przejścia. To słychać czasem w ich wymijających wypowiedziach: »dzisiaj chcę«. Ale czy będę chciał jutro?”
Tak jak ich rówieśnicy, wychodzą z kultury, w której dominują emocje. Czasem dochodzą do tego dysfunkcje wyniesione z domu: rozwód rodziców, alkohol i przemoc w rodzinie. Dawniej takich kandydatów z zasady nie przyjmowano. Dziś takich obostrzeń nie ma, ale historie rodzinne z pewnością odbijają się na charakterze kandydatów. Jeśli w nowicjacie nie będą gotowi zmierzyć się ze swoimi kompleksami i słabościami – szybko odejdą, albo – w poważniejszych przypadkach – nie zostaną dopuszczeni do złożenia ślubów zakonnych. Jednak ta – jak ją nazywa ks. Jerzy – wrażliwość „obrazkowa”, telewizyjno-komputerowa niesie ze sobą nie tylko zło. Choć ich psychika jest bardziej krucha, to są bardziej wyczuleni na autentyzm życia duchowego. Prestiż, bycie kimś, bycie na świeczniku – zdaniem ks. Mikuły – odgrywają już minimalną rolę w ich wyborach. O ile są bardziej podatni na zranienia i łatwiej się poddają w obliczu złego przykładu, braku świadectwa ze strony starszych współbraci, to sama motywacja zostania księdzem jest bardziej dojrzała niż wielu ich poprzedników. Trzeba pamiętać, że ich wybory są trudniejsze niż ich poprzedników sprzed lat, z o wielu więcej rzeczy rezygnują.
„Kiedy ja szedłem do nowicjatu nie było takich możliwości rozwoju w świecie, jakie oni mają, nie było też antyklerykalizmu – mówi ks. Jerzy. – Dzisiaj już raczej nie ma takich sytuacji, że ktoś przychodzi do zgromadzenia z ulicy. Ich wybory są bardziej przemyślane. Są raczej zbuntowani przeciw Kościołowi niż chętni, żeby się w nim pokazywać, dlatego, jeśli się decydują na tę drogę, to bardziej zdają sobie sprawę z czego rezygnują.”

Realny idealizm
Część kandydatów w trakcie rocznej nowicjackiej formacji rezygnuje, co nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami. Zostaliby salezjanami dopiero w momencie złożenia pierwszych ślubów zakonnych, w ostatnim dniu nowicjatu. Odejście to na ogół osobista decyzja – sami dochodzą do wniosku, że to nie jest ich życie, rzadziej zdarza się niedopuszczenie do profesji. W praktyce nie dopuszcza się osób, które mają poważne problemy z psychiką, nie radzą sobie ze sobą. Mimo to, w momencie pierwszych ślubów wielu wciąż jeszcze nie jest do końca przekonanych. Potrzebują więcej czasu, żeby zrozumieć, co to znaczy być wiernym, oddać życie, dlatego Kościół pozwala i nakazuje, by kandydaci składali najpierw profesję czasową – przez trzy lata odnawiali ją raz na rok, później składają ją na trzy lata i dopiero po 6 latach – wieczystą.
Zdaniem ks. Mikuły są dwa główne powody odejść: brak odwagi porzucenia dotychczasowego życia i przesadny idealizm. „Dziś, jeśli nowicjusz nie poznał osobiście Jezusa, czy mówiąc teologicznie nie ma doświadczenia duchowego, więzi, intymności z Bogiem, świadomości, że Bóg jest i że kocha, to ma małe szanse, żeby złożyć śluby, a jeśli nawet, to na pewno nie wytrwa. Jeśli człowiek nie zda sobie sprawy, że pewne drzwi musi zamknąć, z pewnych możliwości zrezygnować, by otworzyć nowe, to będzie miał problem ze stałością i wiernością. A drugi bardzo ważny powód jest taki, że przychodzą pełni ideałów, a potem muszą skonfrontować je z realnym życiem i nie wszyscy przechodzą tę konfrontację zwycięsko. Tu w nowicjacie oczywiście nikt ich nie zniechęca, bo to byłoby jak powiedzieć narzeczonym żeby się nie pobierali, bo na Zachodzie połowa małżeństw kończy się rozwodem. Natomiast ważne jest, żeby pozostając idealistą, stać się realistą, a nie pesymistą”.

Wierni do końca?
Jedno ze spotkań tegorocznych prenowicjuszy miało miejsce w Poznaniu w miejscach związanych z poznańską piątką – oratorianami, męczennikami drugiej wojny światowej. Ks. Szyszka chciał, by spotkanie przebiegało pod hasłem wziętym z tytułu książki o błogosławionych: „Wierni do końca”. Bo nie tyle ma znaczenie, czy kiedyś staną się salezjanami, co żeby nauczyli się wierności zobowiązaniom, które w życiu przyjdzie im podjąć: wobec Boga i tych, których im powierzy.