facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2011 - czerwiec
MISJE. Misjonarz wszechstronnnie wykształcony

Kamila Maśluszczak

strona: 18



Porozumieć może się w języku włoskim i francuskim. Biegle mówi po angielsku, a po seminarium miał iść na filologię klasyczną, ze względu na to, że łacina była jego ulubionym przedmiotem. W szkole uczył się rosyjskiego, choć później nigdy go nie używał. W życiu miał okazję poznać też język plemienia Bemba.

Przeglądając książki w afrykańskiej szkole, nauczył się szybkiego mnożenia w pamięci systemem Trachtenberga. Ten były uczeń technikum górniczego zamiast na filologię klasyczną trafił na studia techniczne. Studia wieczorowe kontynuował na Politechnice Częstochowskiej. Po uzyskaniu tytułu inżyniera, w 1988 r. wyjechał do Afryki. Jednak nie będzie tu mowy ani o poliglocie, ani o inżynierze, ani o podróżniku. Ks. Kazimierz Socha SDB to cała kopalnia przygód i nietuzinkowych umiejętności. W Afryce spędził ponad 20 lat. Jak sam o sobie mówi, wcale nie szykował się na misje. Czekał na decyzję, zakładając, że jeśli usłyszy wyraźne wołanie, to wtedy nie będzie się bronił i zgłosi się na wyjazd.

Takie wołanie usłyszał tuż przed końcem formacji seminaryjnej. Odczytał to jako znak. Pojechał z nastawieniem, że będzie uczył młodzież w szkole zawodowej. W trakcie swojej posługi misyjnej powołano go jednak na urząd inspektora prowincji afrykańskiej. Funkcję tę pełnił przez sześć lat. W tym czasie zjeździł całą Afrykę Wschodnią. Od Etiopii przez Kenię, Tanzanię, Malawi po Zimbabwe i Namibię. Odwiedził te kraje tyle razy, że kilkakrotnie musiał zmieniać paszport. Za każdym razem potrzebna była wiza, która zajmowała całą stronicę. Nadzorował w tych krajach pracę afrykańskich ośrodków salezjańskich. Przejeżdżał dziesiątki razy przez Kongo, natomiast krajem, w którym pierwszy raz stanął na ziemi afrykańskiej była Angola.

Podczas tych odległych podróży ks. Kazimierzowi zdarzyły się dwa wypadki samochodowe. Pierwszym razem powodem była głęboka wyrwa w drodze, którą nie sposób było ominąć. Drugim – na buszową drogę niespodziewanie wkroczyło stado kóz. Na szczęście nie nabawił się urazu do kierownicy i nadal kieruje terenowym pikapem bądź ciężarówką.

Chciwość dawniej była obca na Czarnym Kontynencie. Wszyscy żyli na tym samym poziomie. Z początku nie kradli białym. Może najwyżej coś do jedzenia. Biały dawał afrykańczykowi pracę, więc nie opłacało się kraść. W tej chwili jest tak, że kradzież przybyszowi, czyli obcemu zza granicy nie jest kradzieżą, nawet z punktu widzenia moralnego. Kradzież byłaby wtedy, gdyby ukradł swojemu współplemieńcowi.
Zaczęły się też napady. W tym także z użyciem broni. Salezjanie nieraz podczas rabunków musieli oddać samochód. Bo któż poświęcałby życie swoje za auto? „Jeden ze współbraci – wspomina ks. Kazimierz – skomentował tę sytuację z humorem: słuchajcie, to nie jest aż taka wielka strata, przecież to wszystko zostaje w Afryce, dla której pracujemy”.

To nie jedyne zmiany, jakie zaszły w Afryce na przestrzeni czasu, jaki ks. Kazimierz spędził na tym kontynencie. Najbardziej rzuca się w oczy to, że w głębokim buszu nawet w tej chwili jest zasięg telefonii komórkowej. Także Internetu. Pojawia się też coraz więcej samochodów. Dawniej ludzie czekali dzień, dwa na autobus. Teraz autobusy czekają na ludzi.

Na początku swojej misjonarskiej posługi ks. Kazimierz uczył. Opracował nawet własną metodę uczenia dzieci. Sam jednak również wiele się nauczył. Zwraca uwagę, iż żyjemy obecnie w cywilizacji, gdzie liczą się osiągnięcia. Natomiast dla Afrykańczyków liczy się przebywanie ze sobą. U nas, kiedy ktoś wchodzi, otwiera się drzwi i pada pytanie: „W czym mogę ci pomóc?”. A kiedy wchodzi się do domu w Afryce, to gospodarz domu najpierw wskazuje miejsce, gdzie można usiąść. Choćby ktoś przyszedł tylko zapytać o godzinę. Afrykańczyk zaprosi gościa do środka, a nie będzie rozmawiać z nim tylko na progu. Ks. Kazimierz bardzo docenia afrykańską gościnność.

Zdał sobie również sprawę z tego, jakimi bystrymi obserwatorami są tamtejsi ludzie. Szczególnie dzieci. To im pomaga przetrwać. Muszą zauważyć np. węża i inne niebezpieczeństwa, które czyhają na każdym kroku. Zauważają każdy ruch.

Afrykańczycy niestety nadal czują się gorsi, bo są czarni. Przez te kompleksy misjonarz miał czasem problem z uczniami w szkole. Bali się przyznać, że czegoś nie rozumieją. Nie chcieli być gorsi. Jednak praca i ta w szkole, i ta ewangelizacyjna, przyniosła efekty. Salezjanin wspomina też z dumą, że było wielu bardzo uzdolnionych uczniów i przybyło rodzimych powołań zakonnych.