facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - październik
Wychowanie w dzieciństwie

tłum. ks. Tadeusz Jania sdb

strona: 18



Żeby wzmocnić jego charakter, ojciec narzucał mu męski styl życia, unikanie bezczynności.

Najpierw ciekawostka. Ciekawostka dziś, bo w połowie wieku XVI była to zwyczajna praktyka ze względu na układy rodowe, władzę i majątki. Mamę Franciszka Salezego, Franciszkę de Sionnaz (1552- 1610), poślubiono starszemu o 30 lat panu Franciszkowi de Boisy (1522-1601), kiedy miała lat 14. Przyszły święty, urodzony 21 sierpnia 1567 roku, był ich pierworodnym. Potem przyszło na świat siedmioro rodzeństwa, w tym Jan Franciszek (1578- 1635), jego następca na stolicy genewskiej. Matka Franciszka nie była w stanie karmić go własną piersią, wobec tego wynajęto karmicielkę. Była nią zdrowa wieśniaczka, mieszkanka Thorens Petronilla Lombard.
W dzieciństwie mały Sabaudczyk obserwował otaczającą go przyrodę i był nią zachwycony. Franciszek, pełen podziwu, obserwował pszczoły i uważnie wsłuchiwał się w pisk jaskółek, w gruchanie gołębi, w gdakanie kur i w rechotanie żab. Z pewnością wielokrotnie spoglądał, jak gołębie posilały się na zamkowym dziedzińcu. Ten mały obrazek w jednym z jego listów godny jest jego świętego patrona, Franciszka z Asyżu: „Mocno padał śnieg, i dziedziniec był pokryty grubą warstwą śniegu. W środku pojawił się Jan [młodszy brat Franciszka], wymiótł śnieg na małej przestrzeni, i rzucił tam ziarno do jedzenia gołębiom, które przyfrunęły wszystkie razem do tego refektarza, by posilić się w spokoju i godnym podziwu szacunku; bawiłem się patrzeniem na nie. […] A kiedy opróżniły połowę placu, mnóstwo ptaków zjawiło się wokół nich; i wszystkie gołębie, które się jeszcze pożywiały, odlatywały na bok, by zostawić więcej miejsca ptaszkom, jakie przybyły, żeby zasiąść do stołu i sobie pojeść; gołębie nigdy im w tym nie przeszkadzały”. Latem – jak podaje jeden z jego biografów – mały Franciszek Salezy łapał motyle, które przyciągają dziecko w sposób prawie nieunikniony, podczas gdy jego matka się niepokoiła: „Widzi jak ten biedny maluch z upodobaniem biega za motylami, i myśli jak je złapać; natychmiast zatrzymuje go rękami i mówi: Kochanie, zachorujesz od biegania na słońcu za tymi motylami, lepiej żebyś pozostał przy mnie. Biedny dzieciak trwa przy niej do chwili, kiedy dostrzeże innego, za którym byłby równie gotów biegać, gdyby jego matka nie zatrzymała go jak przedtem”.
Czasami dobrym doradcą jest strach, zwłaszcza w przypadkach, kiedy istnieje realne niebezpieczeństwo. Jeżeli dzieci usłyszą nagle szczekanie psa, zaraz zaczynają krzyczeć i nie przestają, dopóki nie znajdą się koło swej matki. W jej ramionach czują się pewne, że nic im nie może zaszkodzić, byle tylko trzymały się jej ręki (Sermons, t. IV, s. 203). Jednakże często niebezpieczeństwo jest urojone. Mały Franciszek bał się duchów i oto, jak się z nich wyleczył. Kiedy byłem młody uległem temu wyobrażeniu, i aby się go pozbyć stopniowo zmuszałem się do pójścia samemu, z sercem uzbrojonym ufnością wobec Boga, tam, gdzie moja wyobraźnia napawała mnie strachem; i wreszcie tak bardzo się umocniłem, że ciemności i nocna pustka są dla mnie rozkoszne z powodu wszechobecności Boga, którą cieszymy się do syta w takiej samotności.
Żeby wzmocnić jego charakter, ojciec narzucał mu męski styl życia, unikanie bezczynności. Wcześnie nauczył się jeździć konno i posługiwać się bronią myśliwską. Jako towarzyszy podsuwano mu także miejscowe dzieci, ale starannie dobierane. Franciszek jako dziecko zazwyczaj mądre i „łagodne”, miewał jednak w pewnych okolicznościach zaskakujące przystępy gniewu. Z okazji wizyty w rodzinnym zamku jakiegoś protestanta, wyładowywał swoje animozje na kurach, które przepędzał kijem, krzycząc z całych sił: „dalej, dalej, jazda na heretyków!”.
Nauki, które dziś nazwalibyśmy podstawowymi, odebrał w La Roche i w Annecy. Towarzyszyli mu trzej kuzyni. Zatem w kruchym jeszcze wieku sześciu lat oddalił się od rodziny, ale w tym okresie życia, jak podaje biograf, „niektórzy synowie szlachty zostawali paziami na jakimś dworze, zaś dzieci z ludu pracowały na gospodarstwie lub w warsztacie”. Chłopcy mieszkali u jednego z nauczycieli, ale mieli też osobistego wychowawcę. Franciszkiem zajmował się poza tym jeden ze służących pana de Boisy. (TJ)