facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2011 - maj
MISJE. Elegancki narzeczony

Natalia Knake

strona: 18



Młody, przystojny, dobrze ubrany mężczyzna spodobał się rodzicom. Wydali nastoletnią córkę za mąż. Dostali za to dwie butelki oleju. Czy ta historia skończyła się happy endem?

Kiedy misjonarz opuszczał Polskę, wszystko było szare, zniszczone i niczego nie można było w sklepach dostać. Kasy na dworcach afrykańskich stolic były skomputeryzowane, podczas gdy w Polsce panie używały liczydeł. Były tam też lepsze połączenia telefoniczne. Łatwiejszy dostęp do gadżetów, takich jak aparaty fotograficzne czy sprzęty grające. To był szok! Rozwój techniki na ziemi afrykańskiej był taki, o jakim w czasach PRL-u mogliśmy tylko pomarzyć!
Ksiądz Józef Skowron, salezjanin, wspominając początki swojej pracy misyjnej, opowiada o zachwycie i podziwie, jaki miał wtedy dla ludzi, ich obyczajów i egzotycznego klimatu Afryki Południowej. Było też jednak rozczarowanie roślinnością, którą zastał. Tam dokąd przyjechał, przyroda była raczej surowa i monotonna. Gdzieniegdzie rosły karłowate drzewa – trochę podobne do polskich akacji, wszędzie pełno było ciernistych krzewów, dominowała szara, pomarszczona, wysuszona przez słońce ziemia. Nasze wyobrażenia o Afryce często nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Często wyobrażamy sobie Afrykę pokrytą intensywnie zieloną, bujną roślinnością – co nie zawsze jest prawdą.

Mamy zegarki, a Afrykańczycy czas
Drugi człowiek jest dla Afrykańczyka tak ważny, jak kolory dla tęczy. W rozmowach są bardzo delikatni i ostrożni, by przypadkiem nikogo nie urazić. Tę serdeczność i ciepło da się odczuć na każdym kroku. Nawet w urzędach. W wiosce, gdzie czas mierzony jest wschodem i zachodem słońca, a rytm życia wyznaczany przez suche i deszczowe pory roku, ludzie zawsze znajdują chwilę na krótką pogawędkę. „Mówi się, że my mamy zegarki, a Afrykańczycy mają czas” – żartuje misjonarz. Przyznaje jednak, że teraz taki styl życia typowy jest dla ludzi mieszkających w wioskach. W miastach daje się zauważyć pośpiech, którym zarażony jest zachodni świat. W ciągu dnia ludzie biegną przez życie nakręcani machiną pracy i pieniędzy, bez których – bądź co bądź – trudno żyć. Jest rzeczą niesamowitą, że w tym wielkim pędzie Afrykańczyk zawsze znajdzie czas, by się zatrzymać i pozdrowić znajomego perlistym uśmiechem. Zapytać, jak żyje on i jego rodzina.
„Kiedy myślę o Afryce, zamykam oczy, słyszę bębny i widzę tańczących ludzi” – wspomina ks. Józef. Bębny towarzyszą ludziom w czasie narodzin dziecka, gra się na nich w trakcie ceremonii zaślubin, obwieszcza śmierć. Ludzie z Czarnego Lądu kochają taniec, tak jak ptaki niebo. Taniec mają we krwi. Wielka ekspresja duszy w połączeniu z niesamowitą harmonią ruchów ich ciał nadaje temu widowisku artystycznego wymiaru. „Tego właśnie mi w Polsce brakuje” – wyznaje misjonarz.

Pan młody w dziurawej koszuli
Afryka to kontynent kontrastów. Mieszkają tam ludzie bardzo bogaci, których stać dosłownie na wszystko, oraz bardzo biedni, z kieszeniami tak pustymi jak ich żołądki. Klasy średniej nie ma. Bieda jest tam niewyobrażalna. Poszarzali ludzie chodzą brudni, głodni i obdarci. Zdarza się, że nie jedzą tygodniami. Dzieci wychodzą z domów rano i wracają wieczorem. Nikt się nie interesuje, gdzie są i co robią. Do dziś ks. Józef wspomina młodą parę z okolicznej wioski, której udzielał ślubu. Pan młody ubrany był w koszulę dziurawą na plecach. Nie miał lepszej. Miał jeszcze tylko kawałek kołnierzyka i to było jego ubranie ślubne. Takich młodych par było w Afryce mnóstwo.
Zmęczonym biedą młodym ludziom towarzyszy często pustka, którą próbują zagłuszać alkoholem. Nie pracują. Włóczą się po miejscowych barach i balują całymi nocami. A w dzień odsypiają. Życie kończą często młodo, umierając na AIDS, który jest tam mocno rozpowszechniony, podobnie jak alkoholizm, który dotyka nawet dzieci.
W afrykańskich wioskach zazwyczaj rządzi starszyzna plemienna. To oni decydują, kto z wioski będzie się dalej uczył i wyjedzie do miasta i kto kogo poślubi. Pewnego razu zjawił się w wiosce mężczyzna z miasta, wyglądał na zamożnego. Ubrany był w elegancki czarny garnitur. Spodobała mu się miejscowa młoda dziewczyna, a rodzicom spodobał się taki zięć. Sprzedali mu córkę za dwie butelki oleju. Po jakimś czasie elegancik z miasta zwrócił swoją ciężarną żonę jej rodzicom. I więcej już się nie pojawił.
„Nie jedziemy tam po to, by narzucać swoje »widzimisię«” – przyznaje misjonarz. Afrykańska kultura jest czasem niezrozumiała, ale trzeba szanować tę odrębność. Ksiądz nie jedzie tam kolonizować, jedzie po to, aby wejść w daną kulturę, poznać tych ludzi, zachowując jednocześnie swoją własną tożsamość. I w takich warunkach im służyć. Chodzi tu o inkulturację. Poznanie tamtej kultury i rozwijanie tego, co dobre, a hamowanie tego, co zagraża i niszczy tamtych ludzi. Musimy mieć jednak tę świadomość, że nigdy do końca nie poznamy Afrykańczyków i nigdy tak do końca ich nie zrozumiemy”.
Ks. Józef wyjechał do Afryki w 1984 roku. Studia teologiczne skończył w Kenii. W Zambii przyjął święcenia kapłańskie. Postawił sobie dwa cele: pierwszym było realizowanie dzieł salezjańskich w Afryce. Drugim – odkrywanie „afrykańskiego Boga”.
Na misjach spędził 25 lat. Pracował pięć lat jako nauczyciel i kapelan w Zambii w miejscowości Luwingu. Następnie w Lusace – stolicy Zambii, był dyrektorem drukarni salezjańskiej Teresianum Press. Po sześciu latach trafił do ośrodka młodzieżowego Don Bosco Youth Centre w Rundu w Namibii. Celem działalności ośrodka było kształcenie ciężko doświadczonej przez los i ubogiej młodzieży.
Do Polski wrócił 2 czerwca 2009 roku. Mieszka w Łodzi, gdzie pracuje jako duszpasterz akademicki. „Teraz przeżywam taki okres kwarantanny – żartuje – przystosowuję się do nowych warunków, bo teraz Polska jest dla mnie egzotyczna”. Zapytany, kim czuje się bardziej, Afrykańczykiem czy Polakiem, odpowiada, że każdym z nich po trochę.