facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2011 - styczeń
GDZIEŚ BLISKO. Pomoc nie za karę

Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 12



Podłódzki Konstantynów obficie pokrywa śnieżny puch, skrzypiący pod stopami i lśniący w słońcu, kiedy przekraczam pierwszą z wartowni i bramę w wysokim ogrodzeniu. Kiedy idę przez uśpiony dziedziniec, nie jestem jeszcze świadoma tego, co zastanę za drugą wartownią, choć spodziewam się, że wbrew bajkowej scenerii, mury te nie kryją zgoła bajkowych opowieści, no chyba, że opowiedzianych przez „czarne charaktery”.

Mijam drugą wartownię, bramkę do wykrywania metali, solidne kraty i „wpadam” na korytarzu na zaaferowanego mężczyznę, pytającego czy jestem z komisji, która ma przeprowadzić badania diagnostyczne 16-latka, który próbował popełnić morderstwo, bo wszystkie dokumenty i sala są już gotowe i zaraz przyprowadzą chłopaka. Okazuje się, że jestem umówiona w tym samym czasie... Ciarki przechodzą mi po plecach na takie powitanie, ale w tym miejscu, jeśli to nawet nie chleb powszedni, to jednak tutejsza rzeczywistość.

W poprawczaku
W Zakładzie Poprawczym i Schronisku dla Nieletnich w Konstantynowie Łódzkim przebywa blisko 60 podopiecznych. Mają od 13 do 21 lat. Tylko nieliczni trafili tu za kradzieże, większość za rozboje z użyciem niebezpiecznych narzędzi (np. noży), a nawet za morderstwa. Wszyscy więc bezpośrednio fizycznie kogoś zaatakowali. Bywa, że brutalnie.
Na ogół miewa się do nich dwa skrajne podejścia, albo uważa się ich za zwyrodnialców, na wskroś złych, albo lituje nad nimi, twierdząc, że to nie ich wina, tylko złego środowiska, w którym się wychowali, że sami tak naprawdę są ofiarami. Każda z tych postaw jest zła, bo jak tłumaczy Dariusz Woźniak, zastępca dyrektora Zakładu „oni nie są źli, ale ich czyny bez wątpienia tak”. I powinni ponieść konsekwencje.
A mimo to poprawczak nie jest za karę (choć sami podopieczni tak nie uważają). Nawet w wyroku sądu nie ma takiego określenia. Bo poprawczak (jak sama nazwa wskazuje), to wciąż szansa dla tych chłopaków na zmianę, na poprawę. Czy skorzystają? „Tylko Ci, którzy będą tego chcieli, – tłumaczy dyrektor Zakładu Krzysztof Waligórski – choć wszyscy mają ku temu okazję. Mają do dyspozycji pracę z psychologiem, pedagogów, kapelana. Mogą ukończyć szkołę (podstawową, gimnazjum, zawodową). Mogą wziąć udział w różnego rodzaju kursach przygotowujących do zawodu.”
Problem jednak w tym, że nie wszyscy chcą. Niektórzy przychodzą tu już z nastawieniem, że to tylko przystanek przejściowy przed więzieniem, które dopiero tak naprawdę doda im „prestiżu”. Dla takich chłopaków niewiele da się zrobić. Może tylko próbować uchronić ich przed nimi samymi, ale i chronić innych przed nimi. Oczywiście, nie przestaje się oddziaływać wychowawczo, ale niekiedy zaniedbania są tak ogromne, a demoralizacja posunięta tak daleko, że czasami pozostaje tylko nadzieja...
„Niestety teraz jest coraz większe przyzwolenie społeczne na złe zachowania – mówi Krzysztof Waligórski – coraz mniej zasad, dyscypliny, wiele rodzin nie wychowuje w ogóle, nauczycielom też zabrano jakiekolwiek narzędzia wychowawcze, zresztą nowa ustawa zabiera je także tym rodzicom, którzy chcą wychowywać. Nic więc dziwnego, że to powoduje zaburzenia osobowości wśród młodzieży, że czują się bezkarni, nastawieni roszczeniowo, myślą, że wszystko im wolno”. „Nie reagujemy jako dorośli na złe zachowania młodych ludzi w miejscach publicznych – dopowiada Dariusz Woźniak – więc młodych to rozzuchwala. Ale myślę, że największym zagrożeniem i krzywdą dla dzieci jest ślepa uliczka wychowawcza, w którą brniemy jako społeczeństwo – źle pojętego humanizmu. Myślenia, że dzieci są z natury dobre i tylko my dorośli przeszkadzamy im w tym byciu dobrymi. Czasami to myślenie dotyka także naszej pracy i to jest bardzo krzywdzące. A dzieci są z natury dobre, ale mają skłonność do zła, więc bez odpowiedniego wychowania, stosującego system nagród i kar, schodzą na złą drogę.”
Gdyby jednak ktoś pomyślał, że w Konstantynowie dominują same kary, od razu dyrektor Woźniak dodaje: „U nas w 93 procentach stosujemy nagrody, a tylko 7 procent stanowią kary. Są niezbędne wychowawczo, bez nich po prostu nie da się wychowywać. I nigdy nie są to kary fizyczne. Ale wychowanek musi czuć respekt, musi wiedzieć, że jak zrobi coś złego, to zostanie ukarany. Nie może się czuć bezkarny.”
Być może, gdyby wcześniej w domu czy w szkole nie czuł się bezkarny nigdy nie trafiłby do poprawczaka...

Salezjanie
Kilkanaście lat temu w to niełatwe środowisko – gdzie oddziaływania wychowawcze co do niektórych podopiecznych wyczerpały już niemalże pulę środków – weszli salezjanie. Najpierw były to praktyki kleryków z łódzkiego seminarium salezjańskiego. A że młodzi salezjanie doskonale czuli to środowisko wychowawcze, zaczęła się stała współpraca. Dyrektor Waligórski wspomina przede wszystkim ówczesnego kleryka (obecnie już księdza pracującego w Ostródzie) Thomasa Zielonkę: „On naprawdę doskonale się sprawdzał i spełniał w pracy z naszymi podopiecznymi – wspomina. – Do teraz nie rozumiem, dlaczego władze zakonne nam go zabrały, dlaczego musiał być przeniesiony w inne miejsce?”
I trudno się dziwić, tak postawionemu pytaniu, słysząc opowieści o współpracy z salezjanami. O tym, że klerycy w najtrudniejszym dla podopiecznych okresie (czyli od Świąt Bożego Narodzenia do Nowego Roku) przeprowadzali się do poprawczaka i razem z chłopakami spędzali ten czas. Że corocznie na koniec roku szkolnego organizowali spływ kajakowy dla najlepiej zachowujących się wychowanków jako nagroda za dobre sprawowanie, w którym rzecz jasna sami także brali udział, że nigdy nie było ekscesów na tych wyprawach. Że chłopcy zawsze brali udział w rozgrywkach sportowych u salezjanów w Łodzi podczas odpustu św. Jana Bosko, w których brało też udział setki innych dzieci i młodzieży. Że dzięki pierwszemu kapelanowi ks. Waldemarowi Woźniakowi, koordynującemu pracę kleryków salezjańskich, w placówce powstała kaplica św. Jana Bosko, do której witraż zaprojektował ks. Tadeusz Furdyna SDB, a wykonał ks. Tadeusz Żurawski SDB. Za to całą resztę wyposażenia wykonali sami chłopcy na warsztatach, a że brakowało im kielicha, to poprosili o niego ówczesnego papieża Jana Pawła II. I otrzymali go, ze specjalną dedykacją.
„Salezjanie robili to wszystko z niesłychanym wyczuciem – opowiada dyrektor Waligórski. – Niczego nie narzucali. Nie robili nic na siłę. A chłopcy byli sceptyczni tylko na samym początku, ale jak zobaczyli, że po katechezie salezjanie idą z nimi na salę gimnastyczną i grają z nimi w piłę, że razem ćwiczą, że razem wiosłują w wakacje, że poświęcają im tyle czasu, także w Święta, to nawet kaplica okazała się być za mała i msze musiały być odprawiane w holu. Koniec końców wszyscy chcieli brać w tym udział, nawet ci, którzy na początku drwili, że »czarni przyjechal«”.
Niestety współpraca skończyła się, kiedy seminarium salezjańskie zostało przeniesione do Krakowa i kiedy z Łodzi wyjechał ks. Thomas, a wcześniej także ks. Maciej Makuła. Kilka lat nie było jej wcale, ale jest nadzieja, że znowu rozkwitnie, bo od początku roku szkolnego kapelanem i katechetą w szkołach przy Zakładzie jest ponownie salezjanin z pobliskiego Lutomierska – ks. Marek Dzięgielewski. Oj, niełatwe ma przed sobą zadanie – sprostać takiej tradycji! Trzeba jednak wierzyć, że mu się uda, szczególnie, że jak sam podkreśla dyrekcja jest bardzo życzliwa salezjanom i współpracy. Trzeba więc wierzyć, że ze względu na chłopców, znowu będzie się rozwijać tak dobrze, jak to wcześniej bywało.

●●●
Ilu z podopiecznych Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Konstantynowie Łódzkim ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Na owo bajkowe „i żyli długo i szczęśliwie”. Ilu z nich nie skorzysta z szansy na poprawę i trafi już naprawdę za karę do więzień, czyli rzeczywiście do zakładów karnych? Tego nie wiemy, ale jak mówi dyrektor Waligórski „nawet, jeśli udałoby się pomóc tylko kilku, to i tak warto się starać”. I jakby na potwierdzenie tych słów już na wychodnym odbiera telefon. „To Wojtek – relacjonuje. – Znalazł pracę, odśnieża dachy, mówi, że mało płacą, ale da się przeżyć. Ma rodzinę. Nie chce już wracać do dawnego życia”.