facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - grudzień
Wolontariat księdza Bosko

Ks. Marek Chmielewski salezjanin

strona: 23



We współczesnych środowiskach wolontariatu salezjańskiego tradycyjnie uważa się, że u początków tego rodzaju obecności salezjańskiej w świecie stoi ks. Bosko, który w 1854 r., wraz ze swymi wychowankami z oratorium, włączył się w pomoc chorym na cholerę w Turynie.


Choć elementów typowych dla wolontariatu można doszukiwać się także w postawie świeckich i duchownych, którzy już od wczesnych lat czterdziestych współpracowali z ks. Bosko dla dobra opuszczonych chłopców, to zaangażowanie oratorianów na rzecz ofiar cholery, z racji na swój wydźwięk społeczny i wykazany heroizm, zasługuje na miano faktycznego „pioniera” wolontariatu salezjańskiego. W XIX w. cholera powracała do Włoch kilkakrotnie, w latach 1836, 1837, 1839, potem w 1849, a w końcu 1854 dotarła do Genui, stamtąd także do Turynu. Medycyna nie znała wtedy jej przyczyn. Trwał spór o to, czy cholera jest chorobą zakaźną, a co za tym idzie, jak należy ją leczyć, jak reagować, jak pomagać ludziom. Atakowała pojedyncze osoby i szybko rozszerzała się w całej okolicy. Ludzie dotknięci nią niemal natychmiast zaczynali wyglądać jak żywe trupy: sina lub brunatna cera, wyziębienie kończyn, niekończące się wymioty i biegunki. Ponieważ wielu nie uważało jej za chorobę zakaźną, a jedynie za rodzaj zgnilizny i skażonego powietrza przenoszonego z dalekich Indii przez wiatr i morze, przed epidemią salwowano się ucieczką z miasta w inne, niezagrożone okolice. Zamiast więc izolować cholerę lokalnie, przenoszono ją w nowe okolice, poszerzając jej oddziaływanie. W czasie epidemii prasa podsycała klimat terroru i zagrożenia, opisując przypadki zachorowań i zgonów.
Ks. Bosko podszedł do zapowiedzi o zbliżającej się cholerze z typowym dla niego zacięciem prewencyjnym. Skłaniał się ku przekonaniu o zaraźliwości choroby. Energicznie zabrał się do przygotowań. Przebudował niektóre pomieszczenia, zapożyczył się, aby zakupić bieliznę, ubrania, pościel na zapas. Nakazał generalne sprzątanie oratorium. Zgodnie z wezwaniem arcybiskupa turyńskiego podjął modlitwę do Matki Bożej, prosząc ją o wybawienie od zarazy i ratunek. Rozdał chłopcom medaliki z Madonną.
Cholera zaatakowała Turyn w lipcu 1854 r. Jej główny atak nastąpił w sierpniu i wrześniu tego roku. Zwolennicy teorii o zakaźności choroby zdołali uruchomić miejski lazaret na Borgo Dora, dwa kroki od oratorium ks. Bosko. Chorych przyjmował też pobliski szpital Cotollengo. W odpowiedzi na apel burmistrza ks. Bosko poprosił swych chłopców o to, aby wyszli z oratorium i zajęli się chorymi.
Zgłosili się natychmiast Rua (17 lat), Cagliero (15 lat), Anfossi (14 lat). Oprócz nich najpierw 11, a potem jeszcze 30 innych. Czterech wysłano do lazaretuw Pinerolo. Usługiwali w lazarecie na Borgo Dora,u Cotollengo. Turyńska „Harmonia” tak opisywała ich pracę: „Ożywieni duchem księdza Bosko, który jest dla nich bardziej ojcem niż przełożonym, odważnie zbliżają się do zarażonych, budzą w nich siłę i zaufanie nie tylko słowami, ale także czynami. Biorą ich za ręce i nacierają je bez pokazywania jakiegokolwiek przerażenia czy strachu. Przeciwnie, kiedy wchodzą do jakiegoś zakażonego domu, zaczynają od rozmowy z przestraszonymi ludźmi; dodają im otuchy i proszą, aby wyszli, jeśli się boją, z wyjątkiem przypadków, kiedy idzie o chorych płci słabej. W tych okolicznościach żądają, by ktoś został w pobliżu. Kiedy chory wyzionie ducha, znów z wyjątkiem gdy chodzi o niewiasty, dokonują ostatnich zabiegów przy zwłokach”. Żaden z nich nie zapadł na cholerę. Jedynie Cagliero zachorował na tyfus. Z powodu epidemii zmarło w Turynie 1250 osób. Innych 550 odeszło z powodu choroby żołądka powstałej po zaleczeniu cholery. Po epidemii ks. Bosko przyjął do swego domu grupę kilkunastu nowych sierot.